Reklama

Letnie Tournée Nowych Horyzontów

Mam obsesję na punkcie tworzenia nowych form obrazów. Zależy mi na tym, by pokazywać rzeczy owiane tajemnicą, a nie historie, które mają wyraźny początek i koniec - mówił PAP Albert Serra, którego najnowszy film "Liberte" będzie można oglądać w wybranych miastach Polski podczas letniego Tournée Nowych Horyzontów.

Mam obsesję na punkcie tworzenia nowych form obrazów. Zależy mi na tym, by pokazywać rzeczy owiane tajemnicą, a nie historie, które mają wyraźny początek i koniec - mówił PAP Albert Serra, którego najnowszy film "Liberte" będzie można oglądać w wybranych miastach Polski podczas letniego Tournée Nowych Horyzontów.
"Liberte" to jeden z filmów, które będzie można oglądać podczas letniego Tournée Nowych Horyzontów /materiały prasowe

Nowohoryzontowe Tournée to inicjatywa mająca wypełnić lukę, jaka powstała po przeniesieniu na listopad festiwalu NH. Wydarzenie potrwa od 23 lipca do 2 sierpnia i zawita do 14 polskich miast, m.in. Warszawy, Poznania, Gdańska, Wrocławia oraz Krakowa. W programie znalazły się pokazy trzech festiwalowych filmów, które nie miały jeszcze premier w Polsce.

Pierwszy z nich to "Ema" Pablo Larraina, która brała udział w konkursie głównym festiwalu w Wenecji. W ramach tournée będzie także można obejrzeć "Przynętę" Marka Jenkina. Rozgrywająca się w Kornwalii historia o kapitalizmie, turystycznym tsunami i konfliktach klasowych zdobyła Grand Prix i Nagrodę Publiczności 19. festiwalu Nowe Horyzonty. Program dopełnia jeden z najbardziej ekscentrycznych filmów ubiegłorocznych Nowych Horyzontów, doceniony w Cannes Nagrodą Specjalną Jury - "Liberte" Alberta Serry. Kilka dni później, 7 sierpnia, obraz trafi do kinowej dystrybucji. Z tej okazji przypominamy sylwetkę twórcy.

Reklama

Pytany o swoich ulubionych twórców filmowych, wymienia Jeana-Luca Godarda. Obok filmu jego wielką pasją jest literatura. Praktycznie nie rozstaje się z dziełami Marcela Prousta i Stendhala. Gdyby miał wybrać jedną książkę, która towarzyszyłaby mu do końca życia, byłaby nią "Pustelnia parmeńska". Kataloński reżyser Albert Serra, zaliczany do grona twórców slow cinema, przyznaje, że gdyby nie musiał zarabiać na życie kinem, zajmowałby się pisaniem.

"Chociaż to pewnie kiepska wymówka z tymi pieniędzmi, bo przecież, żeby zostać pisarzem nie potrzebujesz niczego. Wystarczy kawałek stołu albo biurka i czas. Chcę przez to powiedzieć, że kino traktuję jako sztukę niższą względem pisarstwa, ale wyższą względem malarstwa. Na razie ograniczam się do pisania scenariuszy filmowych i teatralnych. Oprócz tego zdarza mi się pisać na zamówienie książki poświęcone teorii kina. Na więcej nie starcza czasu. Poza reżyserowaniem zajmuję się także produkcją, a to wiąże się z mnóstwem absorbujących, stresujących zadań. Ale wiem, że bardzo trudno byłoby mi znaleźć producenta, dzięki któremu mógłbym robić takie filmy, jakie chcę. Muszę płacić za to pewną cenę" - mówił PAP Serra w sierpniu ub.r. podczas festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu.

Kataloński twórca, urodzony w 1975 r. w Banyoles, literacką pasję przejawiał już jako młody chłopak. Dlatego zdecydował się studiować filologię hiszpańską i komparatystykę na Uniwersytecie Barcelońskim. W świecie kina zadebiutował w 2003 r. filmem "Crespia", który był swoistym happeningiem lokalnego środowiska z luźno zaaranżowanymi epizodami. Trzy lata później dołączył do grona twórców zainspirowanych "Don Kichotem" Miguela Cervantesa, takich jak chociażby Terry Gilliam czy Orson Welles. Katalończyk zrealizował adaptację dwóch rozdziałów książki, poświęconych przyjaźni między Don Kichotem a Sancho Pansą. "Honor rycerza" został zaprezentowany w sekcji Quinzaine des Realisateurs na festiwalu w Cannes. Obraz uhonorowano na Viennale Nagrodą Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI.

Jak podkreśla Serra, ta i inne nagrody nie miały dla niego większego znaczenia, ale "dla filmu niewątpliwie stanowiły wartością dodaną, ułatwiając realizację kolejnego przedsięwzięcia". "Uważam, że wszelkie wyróżnienia są czymś szalenie niespójnym, ponieważ przyznają je członkowie jury, który bardzo się między sobą różnią. Nagroda to zawsze kwestia konsensusu między osobami o kompletnie różnych wrażliwościach. Tak naprawdę 80 proc. pisarzy, których książki dzisiaj czytamy, dawniej było wyrzutkami. Nikt o nich nie słyszał, nikt nie czytał ich prac. A teraz nagle figurują w encyklopedii jako wielcy artyści. A zatem to nie ma większego znaczenia, czy wyniesiemy kogoś na podium, przyznając mu nagrodę, czy nie. Oczywiście, lepiej je mieć niż nie, ale same w sobie nic nie znaczą" - stwierdził.

Po "Honorze rycerza" przyszedł czas na inspirowany katalońską pieśnią ludową "Śpiew ptaków" (2008 r.), czyli opowieść o Trzech Mędrcach poszukujących nowonarodzonego Mesjasza. Obraz, zaprezentowany w sekcji Un Certain Regard canneńskiego festiwalu, zyskał tytuł najlepszego katalońskiego filmu roku. Jeszcze większy sukces przyniosła twórcy "Historia mojej śmierci" (2013 r.), w której opisywał spotkanie Casanovy z hrabią Drakulą. Film otrzymał Złotego Lamparta podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Locarno. Trzy lata później Serra wyreżyserował "Śmierć Ludwika XIV", poświęconą agonii słynnego władcy. W roli tytułowej wystąpił aktor ikona francuskiej Nowej Fali Jean-Pierre Leaud.

Latem polska publiczność będzie mogła zobaczyć najnowszy film Serry "Liberte", prezentowany w sekcji Un Certain Regard ubiegłorocznego festiwalu w Cannes i doceniony Nagrodą Specjalną Jury. Jego akcja rozgrywa się w XVIII w., kiedy w pogrążonym w mroku lesie przedstawiciele francuskiej arystokracji spotykają się z zagranicznymi gośćmi. Za sprawą libertyńskich wartości razem przekraczają kolejne granice moralne.

"Opowiadam historię pragnienia, seksualnego wyzwolenia, w którym podział na kobiety i mężczyzn, pięknych i szkaradnych, służących i panów przestaje obowiązywać. Jak mówi sam tytuł, istnieje bardzo silna potrzeba wolności. Staram się pokazać, że jej granice możemy odkryć tylko i wyłącznie poprzez wystawianie tej wolności na próbę. Czasami dochodzimy do tego, co perwersyjne, nieuczciwe i niesprawiedliwe, ale na tym właśnie polega poszukiwanie granic" - zwrócił uwagę reżyser.

Dodał, że chciał, aby "Liberte" było dla publiczności "doświadczeniem przypominającym wizytę w muzeum". "Żeby zobowiązał widzów do obejrzenia czegoś, czego być może nie chcieliby oglądać albo do zebrania doświadczeń, które są trudne do zniesienia. Nie chciałem karmić ich tym, czego by oczekiwali. Wydaje mi się, że takie kino jest bardziej satysfakcjonujące, bo angażuje wszystkie zmysły" - wyjaśnił Serra.

Katalończyk przyznał, że w kinie bardziej niż sama treść interesuje go tworzenie nowych form obrazów. "Mam obsesję na punkcie tworzenia czegoś, czego w kinie jak dotąd nie pokazywano. Bardzo cenię sobie awangardę, transgresję i takie terytoria, które nie były jeszcze eksplorowane. Nie szanuję kina konwencjonalnego. Zależy mi na tym, by pokazywać rzeczy owiane tajemnicą, a nie historie, które mają wyraźny początek i koniec" - podsumował.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Nowe Horyzonty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy