Reklama

Lech Dyblik: Nie czytam scenariuszy

Jako aktor o charakterystycznej urodzie, przeważnie gra alkoholików lub kloszardów. W komedii kryminalnej "Na bank się uda" wychodzi nieco poza swoje emploi - jest inżynierem, który opracowuje plan napadu na bank.

Jako aktor o charakterystycznej urodzie, przeważnie gra alkoholików lub kloszardów. W komedii kryminalnej "Na bank się uda" wychodzi nieco poza swoje emploi - jest inżynierem, który opracowuje plan napadu na bank.
Lech Dyblik na uroczystej premierze filmu "Na bank się uda" /Baranowski /AKPA

"Na 40 lat pracy zawodowej ze dwa razy udało mi się zagrać człowieka z wyższym wykształceniem. W serialu 'Egzamin z życia' wcieliłem się w profesora archeologii, a w 'Superprodukcji' Jerzego Machulskiego byłem krytykiem filmowym" - mówi PAP Life Lech Dyblik.

Propozycja udziału w "Na bank się uda" była kusząca m.in. z tego względu, że miał zagrać inżyniera. Jego postać, "Chudy", odpowiada za logistykę napadu na bank. "Chudy" ma chore serce i miesiąc życia przed sobą, jeśli nie podda się operacji. Tak jak jego krakowscy koledzy - Eryk (Marian Dziędziel) i "Tolek" (Adam Ferency) bardzo potrzebuje pieniędzy. Starsi panowie podejmują desperacką decyzję - napadają na bank. Udaje im się dostać do sejfu banku, ale i tak nic z niego nie ginie... Po piętach depcze im zawzięty prokurator (Maciej Stuhr). Ta komedia kryminalna w reżyserii Szymona Jakubowskiego wchodzi do kin 15 sierpnia.

Reklama

W przypadku tego filmu, jak i poprzednich, Dyblik nie czytał dokładnie scenariusza. "Do tego, co mam do zrobienia w filmach, nie potrzebuję znać całości. Jestem leniwy. Z tych scen, które mam do zagrania, jestem w stanie sporo wyciągnąć. A o resztę dopytam. Bardzo lubię porozmawiać chwilę z reżyserem i to mi wystarcza na wyciagnięcie wniosków. Ja zresztą nie jestem od tego, żeby jakoś projektować swoją rolę. Mam wykonać zadanie i raczej się wsłuchuję w oczekiwania reżysera. To działa" - Dyblik opowiada o metodzie swojej pracy.

Co zrobiłby, gdyby nagle napadł na bank i stał się właścicielem wielomilionowej fortuny? "Pojęcia nie mam. Po pierwsze uważam, że niespodziewane duże pieniądze są gwoździem do trumny. Na duże pieniądze trzeba chyba być wewnętrznie przygotowanym. Poza tym, to, co zarabiam, absolutnie mi wystarcza. Nie odczuwam potrzeby posiadania więcej. Mam tyle, ile mi trzeba. Jeżdżę ośmioletnim autem i o nowym nie marzę" - mówi Dyblik.

Do szczęścia wystarczy mu choćby gitara. Aktor od lat śpiewa rosyjskie pieśni więzienne, jeździ z recitalami, odwiedza zakłady karne. Poznał wielu ludzi o trudnych życiorysach, którzy opowiedzieli mu swoje historie. Kto wie, może byli wśród nich też tacy, którzy próbowali napaść na bank...


PAP
Dowiedz się więcej na temat: Lech Dyblik | Na bank się uda
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy