Reklama

Krzysztof Piesiewicz: Metafizyczna nadwyżka

Jest współautorem scenariuszy do 17 filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Dzięki praktyce adwokackiej, znał całą masę niesamowitych historii, do których Kieślowski nie miał dostępu. W niedzielę, 25 października, Krzysztof Piesiewicz obchodzi 75 urodziny.

Krzysztof Piesiewicz, zgodnie z wolą ojca - adwokata, po maturze zdawał na prawo. Jednocześnie, w tajemnicy, złożył papiery do szkoły aktorskiej, ale się nie dostał. Był obrońcą w procesach politycznych w PRL, m.in. w procesie działaczy Solidarności i KPN. W 1985 r. był oskarżycielem posiłkowym w procesie oficerów SB sądzonych za uprowadzenie i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Po 1989 r. przez pięć kadencji zasiadał w Senacie.

Gdy poznał Krzysztofa Kieślowskiego, otworzyła się przed nim szansa na realizację artystycznych pasji. Zasłynął jako współautor scenariuszy do filmów mistrza kina metafizycznego. W 1982 roku Kieślowski przymierzał się do filmu o sądach. Chciał poradzić się jakiegoś dobrego adwokata, jak wejść z kamerą na proces. Poznała ich ze sobą słynna reportażystka Hanna Krall.

Reklama

"Miał wyjątkową łatwość snucia historii. Inteligentny, nieprawdopodobnie oczytany. Od razu pomyślałam o Kieślowskim. Jak by mu się przydał ktoś taki! Piesiewicz posiadał to, czego Krzysztofowi brakowało: potrafił wymyślać. Brał maleńki szczegół z życia, a potem rozhaftowywał to, rozbudowywał... Robił z tego to, na czym Krzysztofowi tak bardzo zależało: nadwyżkę metafizyczną" - wspominała Krall w biografii "Kieślowski. Zbliżenie" Katarzyny Surmiak-Domańskiej).

W 1984 roku Kieślowski nakręcił pierwszy film do napisanego wspólnie z Piesiewiczem scenariusza - "Bez końca".

Dla reżysera Piesiewicz był nie tylko kopalnią pomysłów, ale też i bratnią duszą. Połączyła ich przyjaźń. Razem stworzyli scenariusze m.in. do serii "Dekalog" i "Trzy kolory" oraz "Podwójnego życia Weroniki". Za scenariusz filmu "Trzy kolory. Czerwony" Piesiewicz otrzymał nominację do Oscara.

W latach 1996-1998 Krzysztof Piesiewicz razem z Marią Kieślowską, wdową po reżyserze, oddał prawa do serii "Dekalog" stacji telewizyjnej HBO. "Propozycje okazały się nieciekawe pod względem artystycznym i intelektualnym, HBO odstąpiło od projektu" - Piesiewicz mówił "Rzeczpospolitej".   

Po śmierci Krzysztofa Kieślowskiego w 1996 roku, Piesiewicz rozpoczął samodzielnie pracę nad cyklem scenariuszy "Naznaczeni". Realizacji doczekał się pierwszy scenariusz z tego cyklu - "Cisza" w reżyserii Michała Rosy.

Idea tryptyku "Niebo" - "Piekło" - "Czyściec" narodziła się w 1995 roku, kiedy Kieślowski i Piesiewicz wrócili do Polski po ceremonii wręczenia Oscarów.

"Wiosną była gotowa nowelka 'Niebo', w lipcu zawieźliśmy ją do Paryża, a potem rozjechaliśmy się na wakacje. Kilka dni później dostałem telefon, że Krzysztof przeszedł rozległy zawał" - opowiadał Piesiewicz.

Po śmierci Kieślowskiego Krzysztof Piesiewicz sam dokończył scenariusz "Nieba". Napisał też dwa całkowicie nowe teksty "Piekło" i "Czyściec".

W 2002 roku niemiecki reżyser Tom Tykwer zrealizował "Niebo" z Cate Blanchett. Film opowiadał historię kobiety, która zabija szefa mafii, odpowiedzialnego za śmierć jej męża i wyrokiem sądu trafia do więzienia. Tam zakochuje się w jednym ze strażników i odnajduje swój kawałek raju na ziemi.

"To był bardzo trudny scenariusz, dotykający w sposób zaskakujący bolesnych współczesnych spraw. Wydaje mi się, że Tykwer zrobił to w sposób piękny, z ogromną wrażliwością i delikatnością" - tak Piesiewicz mówiło wrażeniach po obejrzeniu filmu.

Drugi film cyklu - "Piekło" - zrealizował bośniacki reżyser Denis Tanović. Główną rolę zagrała Emmanuelle Béart.

Film zaczynał się od sceny, w której mężczyzna wychodzi z więzienia i wraca do domu. Ale żona brutalnie go wyrzuca. Mężczyzna skacze z piątego piętra. Na rozgrywający się dramat patrzą trzy dziewczynki. Potem akcja przenosi się o dwadzieścia lat później.

"To bardzo trudny, niejednoznaczny film. Są w nim wszystkie pokłady piekła, ale też sporo światła. Bo w gruncie rzeczy 'Piekło' jest opowieścią o poszukiwaniu miłości" - Piesiewicz mówił "Rzeczpospolitej".

Na ekranizację wciąż czeka "Czyściec" - opowieść o kobiecie, której mąż - fotoreporter zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, wykonując ryzykowne zdjęcia wojennej egzekucji. Tymczasem wielki konkurs w Londynie wygrywają drastyczne fotogramy, w których kobieta rozpoznaje styl swego nieżyjącego męża. Podejrzewa, że człowiek, który je zaprezentował, ukradł aparat z kliszą należący do zmarłego kolegi.

Piesiewicz pracował także nad kolejnym tryptykiem - "Wiara", "Nadzieja", "Miłość". Inicjatorką przedsięwzięcia była legendarna Liliana Cavani, wówczas prezes włoskiej telewizji RAI. "Poprosiła mnie, abym napisał coś z okazji przełomu tysiąclecia. Zaproponowałem jej to, co moim zdaniem jest jednym z fundamentów trzech cnót naszego kręgu cywilizacyjnego, czyli wiara, nadzieja i miłość" - wyjaśnił Piesiewicz.

Realizacji doczekał się pierwszy film serii, wyreżyserowany w 2007 roku przez Stanisława Muchę.

Piesiewicz podkreśla, że jego filmy stanowią próbę opowieści o ludzkich metamorfozach.

"Często podaję przykład, że wszyscy jesteśmy naznaczeni historią XX wieku. Mówi się o takich zbrodniarzach, jak Adolf Hitler czy Józef Stalin. Pamiętajmy jednak o tym, że oni najprawdopodobniej nie mogliby funkcjonować w swoich przestrzeniach, gdyby nie ci, którzy te przestrzenie wypełniali. Te miliony ludzi nosiły w sobie coś, co tamci personifikowali lub czym byli. Postawiłem sobie kiedyś nawet taką tezę, że najmniej odpowiedzialnym za Holokaust był akurat Hitler, tylko ci, którzy go w sobie nosili. To oni go powołali do życia i pozwolili mu funkcjonować. Oni byli wiernymi wykonawcami jego poleceń, byli jego siłą. Wydaje mi się więc, że umiejętność czy możliwość przemiany w ludziach, tworzy lepszą lub gorszą rzeczywistość. To wszystko naprawdę zależy od nas samych" - tłumaczył Piesiewicz.

Kilka lat temu scenarzysta pokusił się też o ocenę kondycji polskiego kina.

"Problem polskiego kina wynika z niezrozumienia, na czym polega współczesny język kina. Z prowincjonalizmu, objawiającego się w naśladowaniu innych i nie mówieniu od siebie. Z koterii i zawiści" - ocenił scenarzysta.

Po 1989 roku Piesiewicz przepracował kilka kadencji jako senator. Odszedł z polityki po tym, jak jeden z tabloidów ujawnił kompromitujące go nagranie. Film miał być dowodem na to, że senator zażywał narkotyki. Piesiewicz nie przyznawał się do winy i twierdził, że padł ofiarą szantażu.

"To była zaplanowana akcja. Obudziłem się nieprzytomny, usmarowany szminką. Nie wiedziałem, co się dzieje. Nikt nie chce znaleźć się w sytuacji, w której ktoś nieprzytomnego ubiera go w sukienkę. Kiedy mi to zaproponowano, zapłaciłem za płytę z kompromitującym mnie filmem. Wtedy jeszcze nie było mowy o szantażu. Nigdy nie przywiązywałem wagi do szmalu. Oddałem im wszystko, co miałem"- Piesiewicz mówił w rozmowie z RMF FM.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Piesiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy