Reklama

Krzysztof Pieczyński: Piękny powrót

Przed laty polubiliśmy go w „Na dobre i na złe”. Teraz zachwycił w serialu „Belfer”.

Przed laty polubiliśmy go w „Na dobre i na złe”. Teraz zachwycił w serialu „Belfer”.
Krzysztof Pieczyński /AKPA

Ma dobrą cechę charakteru. Nie zamęcza sobą widzów. Jeśli decyduje się przyjąć rolę, można być pewnym, że zostanie zapamiętana. Tak było z postacią doktora Bruna w "Na dobre i na złe". Krzysztof Pieczyński (59 l.) po raz ostatni pojawił się w 167. odcinku w 2003 r., a do dziś się go pamięta.

Z ostatnimi jego kreacjami jest podobnie. Rola dziennikarza Lesława w serialu "Belfer" Łukasza Palkowskiego i młodszego inspektora Macieja Stasińskiego w "Komisji morderstw" Jarosława Marszewskiego robią wrażenie. Pieczyński ponownie wyszedł przed szereg i zmusił widza do refleksji. Długo nie da o sobie zapomnieć. To nie koniec dobrych wiadomości - możemy go również oglądać w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy "Powidoki", gdzie wcielił się w poetę Juliana Przybosia.

Reklama

Rok 2016 to piękny powrót aktora, który od lat chodzi własnymi ścieżkami. I ma odwagę do głoszenia własnych opinii. Od lat udowadnia, że aby istnieć w sercach widzów, niekoniecznie trzeba wyskakiwać z każdej lodówki i iść na kompromis. Niezwykle ceni sobie szczerość. I czułość, bo decydują o jakości ludzkiego życia. Człowiek powinien też mieć wolność wyboru.

- To jest wartość, której ludziom nie wolno odbierać. Inaczej mówiąc - ewangelię można głosić, ale nie wolno do niej zmuszać i nie wolno na jej podstawie tworzyć prawa. Jeżeli ktoś to robi, to w moim przekonaniu łamie nauki Chrystusa - mówił w "Playboyu" w 2009 r.

Ostatnio założył bloga "Polska laicka". Chce, by wycofano religię ze szkoły. Główne hasło, które głosi, to "uwolnienie Boga od religii". Chce być wolny od przeszłości. Nie lubi samotnych śniadań. Często można go spotkać w kawiarni. Z nieodłączną książką, zeszytem i piórem. Inspiracją do pisania jest spojrzenie przechodnia, rozmowa, przypadkowo rzucona uwaga. Uwielbia rozmowy z ludźmi, są mu potrzebni jak tlen, są jego najlepszym natchnieniem. Mówi, że codziennie pracuje nad sobą i swoją duchowością.

"Pierwszy raz przed pustą kartką usiadłem w wieku 9 lat. Siedziałem w pokoju dziadka i napisałem pierwszą bajkę" - wspomina. Jako poeta zadebiutował w 1997 r. roku tomikiem "Wiersze z aniołem". Potem były: "Słońce mruczy", "Sto snów jednej nocy", "Podgarbiony", "Listy z Ameryki", "Zebrane z powietrza", "Ikony" oraz "Świt".

W 2007 r. zadebiutował jako reżyser i scenarzysta filmowy. Wydał pierwszą powieść "Dom Wergiliusza". Książka trudna, którą się smakuje. Długo szukał wydawcy - 3,5 roku. "Nie uważam się za piszącego aktora ani grającego pisarza. Kiedy nie jestem aktorem, zajmuję się czytaniem i pisaniem. Moja twórczość zawsze będzie poświęcona temu, jak człowiek wydobywa się z ciemności w kierunku światła, bo to pragnienie jest częścią ludzkiej ewolucji" - wyznaje.

AA

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Krzysztof Pieczyński
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy