Reklama

Krystyna Janda: Mam poczucie wspólnoty

Nadal mam poczucie wspólnoty - tak Polskę 25 lat po pierwszych wolnych wyborach postrzega Krystyna Janda. Aktorka podkreśla, że nadzieję pokłada teraz w młodym pokoleniu i że chce żyć w kraju, "w którym elita to stan umysłu i ducha, a nie stanowisko czy majątek".

Pani rola Agnieszki w filmach Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru" i "Człowiek z żelaza" zapisała się na trwałe w historii polskiej i europejskiej kinematografii. W polskim kinie postać ta jest jednym z najpiękniejszych symboli walki o wolność. Jak, 25 lat po pierwszych wolnych wyborach, postrzega pani demokratyczną Polskę? Czy spełniły się pani marzenia z czasów walki o wolny kraj?

Krystyna Janda: - Polska dziś jest innym, zupełnie innym krajem. Demokracja u nas jest tak młoda, że ulega wszelkim pokusom i "wypada na zakrętach". Ale to chyba zwykła kolej rzeczy. Musimy jeszcze wiele się nauczyć i dużo więcej zrozumieć. Mam uczucie, że żyję w wolnym kraju, targanym gorącymi uczuciami społeczeństwa. Wolnym, acz niedoskonałym, tak jak niedoskonali są ludzie, prawo, konstytucja - a nie pomagają temu wszystkiemu zmory przeszłości, nawyki i socjalistyczny tren.

Reklama

- Najbardziej w Polsce podoba mi się, że - to Polska i tu jest moje miejsce na dobre i złe. A także to, że od 25 lat mogę tylko zajmować się tym, co do mnie należy, to znaczy rozmową z ludźmi na płaszczyźnie sztuki. Mogę przyjmować postawę bardziej artystowską niż społecznie potrzebną.

Jak opisałaby pani polskie społeczeństwo, "osobowość Polaków", 25 lat po pierwszych wolnych wyborach? Czy dobrze, wystarczająco korzystamy z wolności?

- Wcześniej nigdy nie myślałam, że to społeczeństwo jest tak spolaryzowane, a w związku z tym skłócone. Wydawało mi się, że atmosfera i konflikty znane z okresu międzywojennego nigdy się w takiej sile nie powtórzą. Na szczęście w generaliach idziemy do przodu. Rozpalone głowy stygną w momentach decydujących. Urodziły się nowe pokolenia, mam wrażenie, bardziej otwarte i mniej obciążone przeszłością. To w nich pokładam nadzieję na rozsądek, rozwagę, racjonalizm, humanizm, prawość, prawdę i jasność przyszłej Polski.

Czy artyści, zwłaszcza ci najwybitniejsi, którzy dla społeczeństwa są autorytetem, powinni według pani angażować się w politykę, aby razem z politykami inicjować, wspierać zmiany zachodzące w kraju?

- To zależy od potrzeb indywidualnych, to także sprawa osobowościowa. Mnie to nie pociąga, choć jestem aktywna społecznie na polu, które do mnie należy.

Jeśli chodzi o przyszłość Polski - jakiego typu dalszych zmian pragnęłaby pani? W jakim kraju chciałaby pani żyć?

- Mam stosunek do Polski trochę jak do dziecka lub kogoś młodego z rodziny, kto wchodzi w życie, ale nie ze wszystkim jeszcze sobie poradził. Mam uczucie, że wszystko prędzej czy później skończy się dobrze, ale - że muszę poczekać i nie denerwować się. Oczywiście chciałabym żyć w kraju ludzi mądrych, światłych, tolerancyjnych, otwartych, obdarzonych wyobraźnią, poczuciem humoru i umiejętnością abstrakcyjnego myślenia. Ludzi pozbawionych małostkowości i szowinizmu, społecznie zaangażowanych, opiekujących się potrzebującymi. W kraju, w którym elita to stan umysłu i ducha, a nie stanowisko czy majątek.

- Ale także w kraju, w którym ludzie starzy nie są samotni, bezradni i lekceważeni, a dzieci są najważniejsze i korzystają ze specjalnych praw oraz opieki całego społeczeństwa. W kraju, w którym ludzie rozumieją, że nauka i kultura to pokarm niezbędny dla rozwoju. W którym funkcjonuje zaufanie i domniemanie dobrej woli u wszystkich. Mogę tak mówić długo. To oczywistości. Tylko czy to ma sens? Kraj to ludzie. To poczucie wspólnoty. Mimo wielu zastrzeżeń i niechęci do tego, co widzę i słyszę, ja mam wciąż poczucie wspólnoty.

Kto dla pani jest w Polsce autorytetem obecnie? Którzy ludzie, spośród znanych publicznie, najlepiej uosabiają ideały, o które walczyliście przed laty?

- Jest ich wielu i niewielu, jednocześnie. Kiedyś myślałam, że będzie ich bardzo wielu. Byłam - jestem - związana z innym pokoleniem, z pokoleniem, które powoli odchodzi, ale - jak mówię - wierzę w młodych. W tych, którzy - mam nadzieję - się za to wezmą i poczytają to za swój obowiązek i konieczność. Wydaje mi się, że są sprawiedliwi i obiektywni, pragmatyczni i wykształceni. Może mniej emocjonalni niż my byliśmy, mniej naiwni. Romantycznych bohaterów potrzeba nam teraz mniej, przydaliby się pozytywistyczni.

Jest pani jedną z osób nominowanych w ogłoszonym niedawno przez media plebiscycie "Człowiek Wolności". "Uhonorujemy tych, którzy według czytelników i widzów zasłużyli na tytuł Człowieka Wolności. Wizjonerów, ludzi z pasją, liderów społecznych i biznesowych. Ludzi, którzy w ciągu 25 lat wolnej Polski byli i są dla nas autorytetem i wzorem, służyli i będą służyć naszemu krajowi" - zapowiedzieli organizatorzy plebiscytu. Jakie cechy osobowości oraz jakiego typu sposób postępowania powinny, w pani ocenie, charakteryzować ludzi, których można symbolicznie nazwać "Ludźmi Wolności"?

- Wśród kandydatów wymienianych, wysuwanych do tego miana, jest wielu, można by powiedzieć, "wzorcowych". Ale także są to wielcy indywidualiści. Prawie każdy z nich szedł swoją drogą, w samotności mocując się z formującym się na nowo organizmem państwowym, prawem i współobywatelami. Prawie dla każdego z nich droga ta była wyboistą. Co ich pchało? Upór, ambicje? Chęć wzbogacenia się, pasja, namiętność, nieszczęście? Potrzeba sprawdzenia się, pokazania, udowodnienia czegoś? Zemsta, miłość, samotność, talent, konieczności?

- To nieważne. Doszli do celu. I wielu innych także, tych niewymienianych. Polska ostatnich lat jest krajem nieskończonych możliwości - to slogan prawdziwy. W zasadzie wszystko możliwe jest do osiągnięcia, ale trzeba konsekwencji, pracy, talentu. Mnie najbardziej imponują ci, którzy są społecznikami z powołania i z wewnętrznej potrzeby.

Stworzyła pani Fundację, prowadzi teatr poza strukturami państwowymi. Jak prowadzi się taką działalność w Polsce? Czy, pani zdaniem, państwo odpowiednio wspiera, dotuje kulturę?

- Nie, chyba niedostatecznie. Ale dlatego, że żadnemu z dotychczasowych rządów kultura nie wydała się dostatecznie ważna. A nawet bliska. To smutne. Potrzeba w zarządzaniu kulturą odważnych reform i więcej leseferyzmu.

Rozmawiała Joanna Poros (PAP).

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy