Reklama

Koterski jak Gombrowicz

Składnia językowa filmów Marka Koterskiego, od lat stanowi wizytówkę i znak rozpoznawczy reżysera. W komedii "Baby są jakieś inne" z urokami "koterszczyzny" zmierzyli się Adam Woronowicz i Robert Więckiewicz. Czy, parafrazując mistrza, słynni aktorzy dali radę, dali?

Scenariusz "Baby są jakieś inne" liczył ponad 90 stron zapisanych misternymi dialogami i monologami, których opanowanie okazało się wyzwaniem nawet dla tak doświadczonych aktorów jak Więckiewicz i Woronowicz.

"Były takie momenty, gdy myślałem, że nie dam rady" - wspomina ten pierwszy - "Pamiętam, że przed zdjęciami wyjechałem na kilka dni, by odseparować się od rzeczywistości, chodziłem po pustej plaży i tłukłem ten tekst na pamięć, bo chociaż na planie mieliśmy komfortowe warunki, to z dnia na dzień nie byłbym w stanie się przygotować".

Reklama

W konsekwencji, nawet po zakończeniu zdjęć, aktor ciągle łapał się na tym, że mówił zaraźliwym językiem Koterskiego, stosował dziwne końcówki i powtórzenia.

Ten kto poznał bliżej twórczość Koterskiego, łatwo zrozumie położenie, w jakim znalazł się Więckiewicz. Dla twórcy "Dnia świra" tekst jest integralnym elementem całości, a sam reżyser słynie z tego, że nie godzi się na żadne ustępstwa i zmiany w warstwie językowej swych filmów. W jego obrazach nie liczy się wyłącznie to, co się mówi, ale jak się mówi i jakim językiem posługują się jego bohaterowie. Ważny jest rytm, właściwa dynamika i melodia.

Według Adama Woronowicza, specyfika składni Koterskiego stawia reżysera zaraz obok historycznie największych eksperymentatorów naszego języka - Mirona Białoszewskiego i Witolda Gombrowicza.


"To ciekawe w jaki sposób Marek Koterski operuje językiem, w jaki sposób posługuje się nim, przypisuje wartość i nowe znaczenia pewnym słowom. On potrafi uchwycić w języku dramaturgię i pozwala nam aktorom pójść za tekstem (...) Dla mnie to literatura" - oświadczył aktor.

Reżyser Marek Koterski, twórca filmów "Dzień świra" i "Wszyscy jesteśmy Chrystusami", powraca do zapalnego tematu relacji damsko-męskich. "Baby są jakieś inne" to najnowsza rozprawa arcymistrza słownego humoru ze stereotypowymi opiniami na temat ról kobiet i mężczyzn oraz chwytliwym, acz coraz bardziej mylnym przekonaniem, kto z nas jest z Wenus, a kto wziął się z Marsa.

"To temat, który fruwa w przyrodzie, wypływa w książkach, gazetach, parlamentach, na uniwersytetach i nagli, by go złapać, podjąć. Poza politycznymi i ekologią - najważniejszy obecnie cywilny temat na świecie" - tłumaczy reżyser.


Scenariusz "Bab..." jest debiutem wschodzącej gwiazdy polskiego scenopisarstwa - Adama Miauczyńskiego, którego nazwisko nie powinno być obce licznym fanom twórczości Koterskiego. Najnowsza komedia autora "Dnia świra" powstała w Studiu Filmowym "Kadr" (producent "Rewersu" nagrodzonego Złotymi Lwami na Festiwalu w Gdyni w 2009 roku oraz "Sali samobójców").

Tak jak w przypadku poprzednich filmów Koterskiego, kinomani wybierający się na "Baby są jakieś inne" mogą spodziewać się dzieła pełnego pasji i namiętności, tyle że role zostaną tym razem odwrócone. Jak zaznacza Marek Koterski, bohaterowie jego komedii dokonują "obrony przez atak".

"To odgryzanie się mężczyzn, wyraźnie słabszych i przegranych - zagonionych pod ścianę, w narożnik, do kąta. Gadają na baby krytycznie, sarkastycznie, agresywnie, oskarżająco, żarliwie" - przekonuje artysta.


Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Baby są jakieś inne | Marek Koterski | Robert Więckiewicz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy