Reklama

Kiedy brat zakochuje się w siostrze

- Bardzo łatwo, mając na warsztacie taki temat jak kazirodczy związek brata i siostry, można ulec pokusie wywołania skandalu - mówi Filip Marczewski, reżyser filmu "Bez wstydu". W opowieści o rodzeństwie, które czuje do siebie więcej, niż powinno, główne role zagrali Agnieszka Grochowska i Mateusz Kościukiewicz.

Film jest rozwinięciem głośnej etiudy "Melodramat" opowiadającej o erotycznej fascynacji brata i siostry, za którą Marczewski w 2006 roku nominowany był do studenckiego Oscara.

Głównym bohaterem "Bez wstydu" jest Tadek (Kościukiewicz), który przed zakończeniem roku szkolnego przeprowadza się do swojej siostry, Anki (Grochowska). Odkrywa, że kobieta, którą kocha nad życie, związana jest z żonatym mężczyzną.

Akcja filmu rozgrywa się w ciągu kilkunastu upalnych letnich dni na Dolnym Śląsku na tle rywalizującej ze sobą społeczności Romów i podnoszących głowę polskich neofaszystów.

Reklama

O pracy nad tym filmem opowiadają reżyser Filip Marczewski oraz odtwórcy głównych ról - Agnieszka Grochowska i Mateusz Kościukiewicz.

Co jest dla ciebie, jako reżysera, ciekawego w erotycznej relacji brata i siostry?

Filip Marczewski: - To z jednej strony historia kazirodczego związku. Myślę jednak, że dotykam tu naprawdę szerszego problemu. Strasznie łatwo przychodzi nam osądzanie innych ludzi. To jest chore, to jest zboczone! Nie myślimy o tym, że to mogą być samotni, zagubieni ludzie, którzy nagle spotykają kogoś, kto ich rozumie, kto o nich dba. Pytanie jest takie: czy zawsze należy ich potępiać?

- Mając na warsztacie taki temat jak kazirodczy związek brata i siostry, można ulec pokusie wywołania skandalu. To jest taki społecznie nośny problem. Ciekawszym wydawało mi się jednak, żeby przyjrzeć się tym ludziom od wewnątrz. Pójść w stronę emocji, a nie skandalu. Raczej psychologiczny portret, niż społeczna analiza. Ciekawym doświadczeniem było spotkanie z profesorem Lwem Starowiczem, któremu pokazaliśmy scenariusz "Bez wstydu" z prośbą o ocenę. Podręcznikowy przykład związku kazirodczego! - odparł. Tak to właśnie wygląda - dodał. Powiedział mi też, że w swojej pracy tygodniowo spotyka się z dwoma-trzema podobnymi przypadkami. Zaskakująco dużo, prawda? Nam się wydaje, że ten problem praktycznie nie istnieje. Otóż istnieje, tylko ludzie się tak strasznie boją, tak strasznie to ukrywają.

Skąd pomysł, żeby główną rolę męską powierzyć Mateuszowi Kościukiewiczowi?

Filip Marczewski: - Szukałem chłopaka do tej roli, a moja żona zobaczyła w Gdyni "Wszystko co kocham" i po projekcji zadzwoniła do mnie mówiąc, że zobaczyła w tym filmie chłopaka, którego koniecznie muszę poznać. Że się będzie nadawał do tej roli. Dodała też, że nie mniej zajmujące od samego występu w filmie było to, jak się zachowuje prywatnie. Wtedy skontaktowałem się z Mateuszem, przyjechałem do Krakowa i przekonał mnie do siebie.

- Mateusz ma w sobie jakąś siłę, jest niejednoznaczny; wydawało mi się, że to świetny punkt wyjścia do postaci z mojego filmu, która nie powinna być ani za silna, ani za słaba. To bardzo skomplikowany bohater. A Mateusz potrafił się w nim odnaleźć.

Zaskakująca jest Agnieszka Grochowska.

Filip Marczewski: - Jest zupełnie inna niż w dotychczasowych rolach, prawda? Staraliśmy się ją zmienić. Sama mówiła, że nigdy nie była tak w kinie ubierana. Jeszcze przefarbowane włosy. Długo nad tym pracowaliśmy i to zaprocentowało na planie. Mogliśmy niektóre rzeczy, które wydawały się okropnie trudne, bardzo szybko nakręcić...

Zupełnie inna Agnieszka Grochowska

Rola w filmie "Bez wstydu" Filipa Marczewskiego to pewne przełamanie twojego dotychczasowego wizerunku.

Agnieszka Grochowska: - Na pewno jest inna od tych, które zagrałam do tej pory. Chociaż jest tu pewna złożoność... Z jednej strony to postać, której nie grałam i która jest kompletnie ode mnie oddzielona - ja się tak nie noszę, nie myślę o sobie w ten sposób co bohaterka i generalnie jestem zupełnie inną osobą. Z drugiej jednak strony - ten rodzaj mocnego głosu, który mam w tym filmie, jest w jakimś sensie także moim głosem. Głosem zdecydowania, determinacji, pewnego rodzaju siły, która tam się pojawia.

- Miałam takie poczucie, że ta rola spotkała mnie w dobrym momencie. Czułam, że moje doświadczenie zbiegło się trochę z mijającymi latami - że te 30 lat, które wtedy kończyłam, to był super moment, żeby coś takiego zagrać, żeby się odważyć - zmienić kolor włosów, kolor brwi, żeby jakoś bardziej pokombinować. Oczywiście w tym wszystkim bardzo pomógł mi Filip, który zobaczył, że ja mogę zagrać coś zupełnie innego.


"Bez wstydu" dotyka trudnej obyczajowo tematyki. Kazirodztwo zaliczane jest ciągle do tematów tabu.

Agnieszka Grochowska: - Rzeczywiście, temat był trudny, chociaż ten film składa się z różnych tematów tabu. Wątek, w którym występuję, jest wątkiem dwuznacznej sytuacji brata i siostry. Z pewnością bardzo trudny. Wiedzieliśmy jednak, że nie chcemy robić filmu w taki sposób, aby ktoś od razu pomyślał, że bohaterowie to są zboczeni ludzie. Chcieliśmy zrobić to tak, żeby jakoś można było utożsamiać się z tymi bohaterami, żeby jednak dało się ich zrozumieć. Myślę, że to się w dużym stopniu udało.

Zagadkowy Mateusz Kościukiewicz

Aktorska chemia między aktorami, którzy wspólnie mają udźwignąć cały film, musi być. W jaki sposób budowałeś relacje z Agnieszką? Ona pytana o ciebie powiedziała kiedyś, żeby byłeś dla niej w jakimś sensie zagadką.

Mateusz Kościukiewicz: - Pewnie dla wielu osób jestem jakąś zagadką (śmiech). Nasza relacja aktorska odbywała się bardzo profesjonalnie. Stanęliśmy oboje na planie przygotowani do tego filmu, każdy z nas wykonał jakąś pracę i po prostu skonfrontowaliśmy się - nie w taki sposób, jak dzieje się to na ringu bokserskim - bo i tak bywa między aktorami, że toczą między sobą jakiś pojedynek - tylko w myśl relacji, która nas łączy w tym obrazie, relacji bratersko-siostrzanej. I to jakoś zadziałało.


Filip Marczewski mówił, że bardzo zależało mu, żeby pokazać tym obrazem, że często zbyt pochopnie i za łatwo oceniamy innych ludzi i to było dla niego najistotniejsze. A dla ciebie co jest najważniejsze w tej historii?

Mateusz Kościukiewicz: - Dla mnie najważniejszy wydaje się pewien wątek rodzinny. Zastanawiałem się nad problemem, jaki w tej historii gdzieś głęboko spoczywa i próbuje być przekazany. Po namyśle doszedłem do wniosku, że ten problem tkwi w relacjach, które charakteryzują główne postaci. W sytuacji opisanej w filmie nie ma rodziców, w tej historii oni nie istnieją. Bohater, którego gram jest obarczony pewną odpowiedzialnością, poczuciem winy i traumą, spoczywającą gdzieś głęboko na dnie relacji rodzinnych. Tadek jest pozbawiony rodziców, pozbawiony miłości, skazany samotność, pozbawiony wszelkich wzorców, jakich uczymy się w dzieciństwie, żeby potem w dorosłym życiu z nich korzystać. On nie ma tego wszystkiego, co potrzebne jest każdemu z nas do normalnego funkcjonowania. A potrzeba takiej głębokiej bliskości, miłości siedzi w każdym człowieku i również w tym bohaterze próbuje się jakoś objawić.

To trudny film ze względu na problem, który porusza. Kazirodztwo to temat, o którym niewiele się mówi.

Mateusz Kościukiewicz: - Na pewno temat jest bardzo trudny, ponieważ jest najczęściej przemilczany. Jednak, czy praca właśnie ze względu na poruszaną tematykę była trudna? Nie sądzę. Po prostu wykonywaliśmy na planie jakieś wyobrażone zadanie. A to, że to zadanie odnalazło się w sytuacji życiowej, która może dotyczyć widza i widz może się z nią zidentyfikować wydaje mi się, że tylko sprzyja temu filmowi.

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy