Reklama

Kevin Costner: Uratowała go miłość

Jest symbolem Ameryki. Przystojny, wysoki blondyn, który czegokolwiek się dotknie, osiąga sukces. Jego bliscy twierdzą, że bywa uparty jak osioł, ale to dzięki silnej woli realizuje swoje cele.

Jest symbolem Ameryki. Przystojny, wysoki blondyn, który czegokolwiek się dotknie, osiąga sukces. Jego bliscy twierdzą, że bywa uparty jak osioł, ale to dzięki silnej woli realizuje swoje cele.
Skoro już się na coś zdecyduję, to podchodzę do tego serio - przekonuje Kevin Costner /Michael Buckner /Getty Images

Nie jest łatwym człowiekiem. Dużo od siebie wymaga, ale dla otoczenia również nie jest zbyt łaskawy. Kiedy 63-letni Kevin Costner pojawia się na planie, scenarzyści drżą jak osiki.

Gwiazdor uważa, że zanim zacznie kręcić film, wszystko, nawet każde słowo, musi być dopięte na ostatni guzik. Jeśli ma wątpliwości, odmawia udziału w projekcie. Bo improwizacja nie wchodzi w grę. To kwestia charakteru.

Od najmłodszych lat marzył, żeby zostać aktorem. Rodzice nie byli zamożnymi ludźmi, ale Costner miło wspomina czasy dzieciństwa. Zawsze lubił przenosić się w świat fantazji, ale jednocześnie twardo stał na ziemi. Myśląc, że aktorstwo nie jest dla niego, ukończył studia na kierunku biznesu i marketingu.

Reklama

Szybko chciał być dorosły. Ożenił się w wieku 23 lat ze szkolną miłością, Cindy. Wracając z podróży poślubnej, spotkał w samolocie Richarda Burtona. Opowiedział mu o swojej pasji do aktorstwa. Wielki Burton wysłuchał go cierpliwie i powiedział: "Masz zielone oczy, prawda? Ja też. Myślę, że powinieneś spróbować".

Te słowa odmieniły życie Kevina. Postawił na jedną kartę - podbije Hollywood! Początki były trudne, ale nie poddawał się. Na dom głównie zarabiała żona (była stewardesą), a on chodził na castingi.

Początki w Fabryce Snów łatwe nie były. Telefon milczał, a z czegoś trzeba było żyć. Pracował więc jako kierowca ciężarówki, nurek, przewodnik wycieczek. Pierwsze propozycje nadeszły z... branży erotycznej. Z konieczności wystąpił nawet w kilku filmach, ale szybko zrezygnował.

Poważna oferta pojawiła się dopiero po 5 latach, w 1983 r. W filmie "Wielki chłód" zagrał samobójcę, miał jednak pecha: w trakcie montażu sceny z nim zostały niemal w całości wycięte. Reżyser Lawrence Kasdan zapamiętał jednak młodego aktora i dwa lata później zaproponował mu rolę w westernie "Silverado". Po sukcesie filmu (dwa Oscary) zaczęli go dostrzegać też inni reżyserzy. W następnych latach Costner zagrał m.in. w "Nietykalnych" Briana de Palmy, "Bez wyjścia" Rogera Donaldsona, "Bykach z Durham" Rona Sheldlatona.

Dopiero jednak rok 1990 uczynił go jedną z najbardziej znanych postaci świata filmu. Na ekrany wszedł wtedy "Tańczący z wilkami" - Kevin Costner nie tylko zagrał w nim główną rolę, ale i go wyreżyserował. Film zdobył 12 nominacji do Oscara, zgarniając ostatecznie 7 statuetek. Kolejne lata przyniosły nowe sukcesy: "Robin Hood: Książę złodziei", "JFK", "Bodyguard"...

Ale sława ma swoją cenę. W przypadku Kevina Costnera był to rozpad rodziny. Ukochana żona miała dość jego skoków w bok. Odeszła, zabierając trójkę dzieci i... 80 milionów dolarów.

Przyszedł kryzys i poczucie wypalenia. Aktor myślał, że z tego nie wyjdzie. Lekarstwem okazała się miłość. Młodszą od siebie o 19 lat Christine Baumgartner poznał na otwarciu modnej restauracji. Wystarczyło jedno spojrzenie i wiedzieli, że chcą być razem. Wzięli ślub w 2004 roku. Mają troje dzieci: Cayden (11 l.), Hayes (9 l.) i Grace (8 l.).

Costnerowie mieszkają w posiadłości w Santa Barbara, z widokiem na ocean. Czas spędzony z rodziną jest dla gwiazdora najważniejszy. - To dla mnie centrum świata - mówi. Wciąż gra. Ostatnio zachwycił widzów rolą w serialu "Yellowstone". Wciąż ma ten męski urok, który sprawia, że trudno oderwać od niego wzrok.

MJ

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Kevin Costner
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy