Reklama

Katastroficzna błazenada Cage'a

Nicolas Cage nie ma ostatnio zbyt dobrej prasy. Zarówno "Ostatnie zlecenie", jak i "Skarb narodów: Księga Tajemnic" zostały zmiażdżone przez krytykę. Nie inaczej jest z jego najnowszym filmem - apokaliptyczną "Zapowiedzią".

"ZAPOWIEDŹ"

"Cage znów gra swoją stałą ostatnio miną zbitego psa, a reżyser coraz szybciej rezygnuje z niedopowiedzeń na rzecz katastroficznej błazenady. Nie dość, że rozbijają się na oczach widza samoloty i pociągi metra, to w świat bohatera i jego naznaczonego syna zaczynają wkraczać śmiało istoty z innego świata: zabawa numerologią to przecież mało - reżyser potrzebuje kosmitów. (...) Fani katastroficznych produkcji z efekciarskimi, wizualnymi popisami będą być może usatysfakcjonowani - dla mnie ten misz-masz był zwyczajnie niestrawny".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

Reklama

"Zapowiedź chce być jednocześnie dramatem science fiction, filmem katastroficznym, dreszczowcem, thrillerem w stylu Kodu da Vinci i apokaliptycznym moralitetem. Trochę na chybił trafił korzysta z repertuaru gatunkowych schematów, kupując je z całym dobrodziejstwem inwentarza. I choć Nicolas Cage stara się jak może, i tak ociera się momentami o pastisz, gdy z miną nawiedzonego kaznodziei recytuje patetycznie apokaliptyczne kwestie"..
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"CZŁOWIEK NA LINIE - MAN ON WIRE"

"Nagrodzony w tym roku - najzupełniej zasłużonym - Oscarem dokument opowiada o niezwykłym wyczynie, jakiego w 1974 r. dokonał 24-letni Philippe Petit. W pewien mglisty, sierpniowy poranek ten francuski akrobata i performer ośmiokrotnie przespacerował się tam i z powrotem między budynkami Word Trade Center na rozwieszonej między nimi 60-metrowej stalowej linie. (...) Łączący bez szwów archiwalia, materiały współczesne i gadające głowy (wspomnienia starszych o 30 lat uczestników akcji) film jest i efektownym spektaklem, i quasi-thrillerem, i portretem psychologicznym. Opowiada o człowieku, który potrafił pójść za swoim marzeniem - obsesyjnym, ekstrawaganckim i, powiedzmy sobie szczerze, wariackim - i odniósł triumf".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Nastawiona na grę z gatunkowymi kliszami narracja oscyluje między postmodernistyczną żonglerką znanymi figurami a czystością jarmarcznego kina zorientowanego na nieskalaną ideologią, przesłaniami, czy choćby samą autorską intencjonalnością rejestrację rzeczywistości. Obrazki stylizowane na stare kroniki, archiwalia upozowane na hippisowską bukolikę, autentyczne i sfingowane nagrania - wszystko to buduje wyrazistą opozycję między klimatem beztroskiej wolności odziedziczonej po młodzieżowej kontrkulturze a dzisiejszym marazmem i poczuciem zagrożenia. Rzadko udaje się w dokumencie nastawionym na relacjonowanie faktów przywołać na marginesach aż tak wiele kontekstów, znaczeń i nie zapętlić się przy tym w formalne gierki".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"


"GRAN TORINO"

"Przy całym podziwie dla artystycznej witalności 78-letniego Eastwooda, nie mogę nie powiedzieć, że jego dwa ostatnie, zeszłoroczne filmy odstają klasą od poprzednich - z różnych zresztą powodów. Niedawno pokazywana u nas Oszukana robiła wrażenie głęboko nieprawdziwej i wymyślonej, Gran Torino jest zaś namolny, napisany (i niestety wyreżyserowany) ciężką ręką, oczywisty".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Gran Torino wzrusza, trzyma w napięciu, bawi szczególnym, cierpkim rodzajem humoru. Ale przede wszystkim jest summą jego [Eastwooda] aktorskich. Kowalski cedzi słowa przez zęby niczym Harry Callahan i obserwuje świat spod przymkniętych powiek jak Człowiek bez imienia z westernowej trylogii Sergio Leone. Wreszcie przechodzi przemianę niczym sam Eastwood - niegdyś, zwłaszcza w czasach Brudnego Harry'ego, kojarzony z republikańskim konserwatyzmem, później stał się nieustępliwym obrońcą praw człowieka, ludzkiego honoru i godności. Nie ma wątpliwości, że Walt Kowalski to sam Eastwood".
Jakub Demiańczuk, "Dziennik"


"THE INTERNATIONAL"

"Są w The International pomysły ciekawe - choćby efektowna strzelanina w nowojorskim Muzeum Guggenheima (zgody na zdjęcia nie było, więc producenci zbudowali je w Niemczech), w czasie której dwaj zaciekli wrogowie - seryjny morderca i Salinger - muszą sobie pomagać, żeby ratować skórę. Jako dramat polityczny film Tykwera okazuje się jednak we wnioskach banalny (światem rządzą oni, a w IBBC zaangażowani są wszyscy), a wizja banków jako źródła wszelkiego zła nawet w czasach kryzysu trąci spiskową teorią, która nie wyjaśnia nic. Co więc zostaje? Sprawnie zrealizowany i dopieszczony wizualnie thriller, czyli filmowy produkt raczej jednorazowego użytku".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Oglądając schematyczny i nastawiony na dużą publiczność thriller polityczny International debiutującego poza artystycznym kinem Toma Tykwera, ma się wrażenie, że widziało się już ten film co najmniej kilka razy. (...) Wykorzystanie schamatu kina zimnej wojny, powtarzanie tricków z filmów, które już widzieliśmy powoduje, że International zniknie w dżungli setek produkcji, które powstają z hasłem reklamowym bez pokrycia, w stylu: Nowa wersja 'Rozmowy' czy 'Wszyscy ludzie prezydenta' naszych czasów".
Magdalena Michalska, "Dziennik"


"DZIELNY DESPERO"

"Mimo naciąganego happy endu widać w Dzielnym Despero próbę przełamania ckliwego schematu animacji dla dzieci: pozytywne postaci zachowują się całkiem nieładnie, na ekranie wieje chwilami grozą, a niektórzy (z naciskiem na niektóre szczury) nie są w stanie zmienić się nigdy. Szkoda tylko, że nawet ciekawe pomysły - jak zderzenie ludzkiego świata z fantazyjnym, miniaturowym królestwem szczurów i mysz czy postać warzywnego kucharza - sprowadzone zostają do boleśnie oczywistego morału: nie można myśleć stereotypami i trzeba przebaczać. (...) Dzieciom przeszkadzać to nie będzie, ale dorośli mogą się w kinie nudzić".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Dosłowne przenoszenie literatury dziecięcej na ekran rymuje się zawsze z ryzykiem przesadnej ilustracyjności. Film nie może być czytanką, powinien wnieść do znanej książki zupełnie nową wartość. Tak byśmy zobaczyli znaną historię w innym świetle. Niestety, w animowanym Dzielnym Despero o żadnych odkryciach nie ma nawet mowy. Przeciwnie, wszystko to, co u DiCamillo było wyrafinowanym gestem wezwania do zrozumienia inności, hollywoodzki film adresowany do jak najszerszego grona widzów minimalizuje i trywializuje. Myszka Despero jest tutaj wyłącznie kolejnym sympatycznym pluszakiem, którego chcielibyśmy przytulić do snu. Myślę jednak, że przed snem lepiej będzie sięgnąć po książeczkę".
Łukasz Maciejewski, "Dziennik"


"MIASTO ŚLEPCÓW"

"Katastrofalnie nieudana ekranizacja alegorycznej powieści portugalskiego noblisty, Jose Saramago. Literatura daleko łatwiej znosi umowność, niż udosłowniający przekaz film, ale twórcy Miasta.. są najwidoczniej ślepi na tę różnicę. W efekcie ich ekranowa wizja robi wrażenie sztucznej, niekonsekwentnej i rządzącej się najzupełniej arbitralnymi prawami. Międli się tu też stare, wysłużone banały o kruchości cywilizacji i mrocznych stronach ludzkiej natury - i do tego nieprzekonująco".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Filmowa apokalipsa Meirellesa niesie w sobie nadzieję na odnowę. Bo ludzie dopiero tracąc wzrok, uczą się patrzeć i wreszcie widzieć nie tylko kruchość swojego świata, ale to, co mają w środku. nawet jeśli ten środek nie prezentuje się najciekawiej. gdyby jednak reżyser nie wykładał tych prawd zbyt dosłownie, nie dopowiadał wszystkiego bez końca... Ech. Bo to miasto bez Boga, a film bez miejsca na refleksję".
Diana Rymuza, "Dziennik"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nicolas | Nicolas Cage | International | dziennik | Gazeta Wyborcza | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy