Reklama

Karolina Gruszka: Pełnia kobiecości

W jednej z najlepszych kinowych kreacji - "Kochankach z Marony", pokazała na ekranie "pełnię kobiecości"; w "Szczęściu świata" Michała Rosy była "uosobieniem zmysłowości", wreszcie w "Pani z przedszkola" Marcina Krzyształowicza wcieliła się w "ideał kobiety i obiekt westchnień". W poniedziałek, 13 lipca, Karolina Gruszka obchodzi 40. urodziny.

"Kochankowie z Marony": Pełnia kobiecości

Karolina Gruszka urodziła się 12 lipca 1980 roku w Warszawie. Od dziecka wiedziała, jaką chce podążyć drogą. Chodziła na zajęcia do Teatru Muzycznego Pantera. Na jednej z prób zauważył ją Jacek Cygan, zaprosił do swojej "Dyskoteki Pana Dżeka". Miała 9 lat, gdy zadebiutowała w tym programie.

Sama za debiut uważa rolę Gieni w serialu "Boża podszewka" (1997) w reżyserii Izabeli Cywińskiej. W 2005 roku zagrała główną rolę w kinowym debiucie reżyserki - "Kochankowie z Marony". Za swoją kreację otrzymała nagrodę dla najlepszej aktorki na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Reklama

- Po raz pierwszy powierzyłam Karolinie Gruszce rolę dojrzałej kobiety i myślę, że bardzo dobrze sobie poradziła. Interpretowaliśmy "Kochanków Marony" współcześnie, odważnie. Miłość w sensie fizycznym nie jest najważniejsza, ale walka o nią i emocje. Śmierć w całym jej tragizmie służy temu, by podkreślić wielką rolę uczuć w życiu człowieka. Karolina w "Kochankach z Marony" pokazuje dojrzewanie do miłości, pełnię kobiecości. Moim zdaniem zagrała świetnie, ta dziewczyna nam jeszcze dużo pokaże - mówiła po premierze Izabella Cywińska.

"Tlen": Po rosyjsku

"Głównym bohaterem mojego filmu jest język" - zapowiadał przed polską premierą "Tlenu" Iwan Wyrypajew. Rosyjski reżyser, zachwycony rolą Karoliny Gruszki w "Kochankach z Marony", obsadził polską aktorkę w głównej roli swej produkcji. Tak rozpoczęła się wieloletnia współpraca Gruszki i Wyrypajewa, która przeniosła się także na płaszczyznę prywatną: aktorka i reżyser od niemal dekady pozostają parą.

"Tlen" jest 10. przykazaniami rozpisanymi na 10 utworów muzycznych. Doświadczenie obcowania z tym filmem bardziej przypomina odsłuchiwanie płyty muzycznej, niż oglądanie obrazu kinowego.

Jest więc "Tlen" rodzajem wideoklipowego albumu, zbiorem teledysków, będących wizualną ilustracją każdego z 10 przykazań. Jest też historyjka: Aleksander z małego miasteczka (Aleksiej Filimonow) traci głowę dla poznanej w wielkim mieście rudowłosej Aleksandry (Karolina Gruszka) i zabija swoją żonę (piąte - "Nie zabijaj").

"Gruszka nie tylko wygląda (zresztą świetnie), ale przede wszystkim (pamiętamy, że bohaterem filmu jest język) recytuje. W języku rosyjskim. Słychać polski akcent - to oczywiste. Ale jest tak autentyczna, że uwierzylibyśmy jej nawet wtedy, gdyby musiała recytować Puszkina" - pisał po premierze filmu recenzent Interii.


"Mistyfikacja": Rozbierana sesja zdjęciowa

O tę rolę walczyło wiele młodych aktorek. Pikantny epizod z Witkacym i rozbierana sesja zdjęciowa to jedna z kluczowych scen filmu Jacka Koprowicza "Mistyfikacja".

Karolina Gruszka wcieliła się w nim w postać młodej góralki Zuzi, która ma w sobie "dużo zmysłowości, kobiecości i jednocześnie niewinności".

Na ekranie, w roli Witkacego, partnerował jej Jerzy Stuhr. W ich wspólnej scenie Witkacy uwodzi młodą góralkę w gabinecie zakopiańskiego fryzjera. Namawia ją na rozbieraną sesję zdjęciową. Dziewczyna początkowo się opiera. Narastające napięcie erotyczne nie pozwala jej jednak długo stawiać oporu. "Na początku trochę się bałam, jak to będzie, czy mnie nie onieśmieli jego autorytet" - przyznaje Karolina Gruszka. "Ale Jerzy Stuhr bardzo mi pomógł i lody zostały jakoś przełamane" - dodaje.

Reżyser "Mistyfikacji", Jacek Koprowicz, tak wspomina to niezwykłe spotkanie: "Na planie pojawiła się całkowicie ubrana młodziutka góralka z lat trzydziestych. Ten widok zaskoczył całą ekipę, która spodziewała się nagiej sceny erotycznej. Ale kruchość, złoty kolor włosów aniołka, bezgrzeszna buzia i sarnie oczy - to tylko pozory. Wielki Uwodziciel i znawca charakterów kobiet sprawił, że na oczach widzów dokonał się akt wielkiej przemiany. Cnota stopniała pod wulkanem namiętnego temperamentu. Karolina stała się wymarzonym medium w dłoniach Mistrza. Jestem jej rolą zachwycony" - puentuje Koprowicz.

"Pani z przedszkola": Ideał kobiety

W filmie Marcina Krzyształowicz "Pani z przedszkola" Gruszkę zobaczyliśmy w drugoplanowej, ale kluczowej dla fabuły postaci seksownej przedszkolanki Karoliny.

Seksualny czworokąt w cieniu Tatr, erotyczna kąpiel we dwoje i wyzwolony taniec w cudzej sypialni. Wszędzie, gdzie pojawia się tytułowa "Pani z przedszkola", napięcie sięga zenitu - tak reklamował film dystrybutor.

"Taką panią z przedszkola od razu się lubi" - mówi Karolina Gruszka. "Przynajmniej ja od razu ją polubiłam" - śmieje się aktorka.  "Wyczuwam w niej - z jednej strony - tajemnicę, a z drugiej wielką odwagę w życiowych wyborach. Kiedy ona czuje, że kocha, to dla miłości jest w stanie zrobić wszystko" - dodaje Gruszka.

"Ta postać, Karolina, to ideał kobiety, obiekt westchnień i sprawczyni fatalnych zauroczeń. Osoba, która wkracza do małżeńskiego świata i totalnie go demoluje. To bez mała baśniowy stwór, istota wprost nie z tego świata" - przekonywał Adam Woronowicz, którego bohater traci głowę dla przedszkolanki.

"Ona ma w sobie coś z anioła, coś nieuchwytnego i pięknego. Jej obecność wypełnia deficyt każdej z postaci" - tłumaczyła jego ekranowa żona, Agata Kulesza. "Wszyscy oni mają w sobie jakiś brak, który Karolina szczelnie wypełnia swoją miłością i seksualnością" - skwitowała aktorka.

"Szczęście świata": Zagrać seksapil

W filmie Michała Rosy "Szczęście świata" Gruszka wcieliła się w postać pięknej Żydówkę Róży, którą zauroczeni są trzej mężczyźni: Polak, Ślązak i młody Niemiec.

- W tej przesyconej realizmem magicznym zmysłowej historii mieszkańców pewnej śląskiej kamienicy (ukłony w stronę Jean-Pierre’a Jeuneta) centralną rolę odgrywa tytułowa Róża. Na wzór studenckich anegdot o profesorach nakazujących kandydatom do szkoły aktorskiej zagranie np. drzewa, Michał Rosa mógł Karolinie Gruszce dać tylko jedną uwagę: zagraj seksapil! - pisał po gdyńskiej premierze filmu Tomasz Bielenia.

- Gruszka nie robi na ekranie nic poza ucieleśnianiem męskich marzeń (musi jeszcze mówić po niemiecku i w jidysz). Jako samotna, nudząca się Żydówka - akcja filmu Rosy rozgrywa się w trakcie II wojny światowej "niedaleko Chorzowa" - jest uosobieniem zmysłowości. Już pierwsze ujęcie z jej udziałem nie pozostawia wątpliwości: operator Marcin Koszałka nie żałuje miękkiego światła, by pokazać w pełnej krasie nagą aktorkę. Przez resztę filmu rudowłosa Gruszka jest powabem, zapachem, kolorem, chaosem - wystarcza, by omamić całą męską populację kamienicy - dodawał recenzent Interii.

"Bardzo nam zależało, żeby uzyskać w filmie rodzaj sensualności i prawdą też jest, że Michał [Rosa - przyp. red.] na pierwszym naszym spotkaniu powiedział, że w tej sferze duża odpowiedzialność spoczywa na mnie. Róża ma być nośnikiem tej zmysłowości kobiecej, ale w ogóle takiej jakiejś wewnętrznej wrażliwości wyjątkowej. Myślę, że ona pod tym względem jest rzeczywiście unikalna i ma jakiś ogromny potencjał, który chyba też nie jest do końca wykorzystany" - aktorka przyznawała w rozmowie z RMF FM.

"Maria Skłodowska-Curie": Kobieta z krwi i kości

W filmie "Maria Skłodowska-Curie" Gruszka wcieliła się w postać polskiej noblistki.

"Zależało nam na tym, żeby zbliżyć się do Marii Curie na tyle, by stworzyć intymny portret kobiety, która nie była wyłącznie naukowcem, ale przede wszystkim odważnym człowiekiem z krwi i kości. Potrafiła kochać, była wolna, podążała za swoją pasją i wychodziła przed szereg" - opowiadała aktorka.

"To, co mnie najbardziej zafascynowało w postaci Marii Curie to jej siła, jakaś wewnętrzna wolność. Ona nie podporządkowywała się konwenansom, dokładnie wiedziała, jakie jest jej przeznaczenie i realizowała je" - dodała Gruszka.

Aktorka zwracała uwagę na emancypacyjny charakter w życiorysie swojej bohaterki. "W tamtych czasach świat nauki patrzył na kobiety protekcjonalnie. Maria mimo wszystko się nie poddała. Została pierwszą kobietą wykładającą na Sorbonie, dostała tytuł profesorski. Ale nie wszystko jej się udało, nie została przyjęta do Francuskiej Akademii Nauk, mimo że chwilę później dostała drugą nagrodę Nobla za swoje osiągnięcia" - mówiła Gruszka.


"Kod genetyczny": Autodestrukcja femme fatale

W serialu TVN-u "Kod genetyczny" aktorkę oglądaliśmy w roli kochanki wybitnego genetyka (Adam Woronowicz), która nawiązuje romans z synem swojego wybranka (Maciej Musiałowski).

"Bardzo nam zależało na tym, żeby nie epatować seksualnością. Wydaje się, że temat serialu mógł pociągnąć za sobą mnóstwo scen erotycznych. Ale to nie jest film '365 dni'. Staraliśmy się pokazywać momenty intymności i namiętności w taki sposób, żeby budować napięcie, ale jak najmniej pokazywać. Wydaje mi się, że to się nam udało" - Gruszka mówiła w rozmowie z PAP Life..

Aktorka podkreślała, że tak naprawdę ten serial nie jest historią o miłości, ale o jej dojmującym braku. W tej opowieści jest namiętność i potrzeba bliskości, ale bohaterzy nie potrafią być blisko siebie w sensie duchowym ani ze sobą rozmawiać.

Gruszka przyznała, że w jej bohaterce najbardziej ujęła ją niejednoznaczność postaci. "To, że ma w sobie potrzebę i światła, i mroku. Zainteresował mnie jej autodestrukcyjny mechanizm, uniemożliwiający odzyskanie upragnionej równowagi" - wyjaśniała aktorka.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Karolina Gruszka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy