Reklama

Justin Timberlake: Podbić "filmowy światek"

Czasami mogłoby się wydawać, że Justin Timberlake zbudował swoją drugą karierę na randkowaniu z czołowymi celebrytkami, wśród których na plan pierwszy wysuwają się Jessica Biel, Cameron Diaz i Britney Spears.

Na nieszczęście jego rozpalonych fanek, piosenkarz, a od niedawna aktor, zasłynął również z tego, że po mistrzowsku unika pytań o swoje życie osobiste. Nie spodziewajcie się więc po tym tekście zbyt wielu informacji na ten temat.

Timberlake zdradzi nam jednak jeden szczegół: już wie, z kim przyjdzie na oscarową galę, kiedy - i jeśli - zostanie nominowany do tej nagrody, która, zdaniem wielu, należała mu się za jego występ w "The Social Network" (2010).

- Jeśli jesteś nominowany do Oscara, a chcesz po ceremonii pamiętać każdą najdrobniejszą rzecz, jaka wydarzyła się tej nocy, przyjdź na galę ze swoją matką - mówi artysta.

Reklama

Byłoby to jednak jak najbardziej fair, ponieważ nikt nie przyczynił się do podwójnego sukcesu Justina w równym stopniu, co Lynn Timberlake. To właśnie ona w 1993 r. namówiła swojego jedenastoletniego wówczas syna do udziału w telewizyjnym show "Star Search", gdzie młody wokalista zaimponował emocjonalnym występem - a kiedy okazało się, że nie wygrał, zachęciła go, by zaczął wszystko od nowa i zgłosił do kolejnego programu, którym okazał się "The All New Mickey Mouse Club" (1993 - 1995). Tym samym Justin dołączył do obsady niezwykle utalentowanych przyszłych gwiazd, wśród których byli Christina Aguilera, Ryan Gosling, Keri Russell i Britney Spears.

Żółte M&M'sy w garderobie?

Zamiast jednak wybrać ścieżkę aktora, Timberlake wrócił do muzyki. Pod koniec lat 90., jako główny wokalista popularnego boysbandu `N Sync, podbił listy przebojów. W 2002 r., po siedmiu latach spędzonych w zespole, ponownie rzucił wyzwanie sceptykom, opuszczając kolegów dla solowej kariery. I znów opanował szczyty notowań - dzięki takim hitom, jak "Cry Me a River" (2002), "Rock Your Body" (2003) i "Sexyback" (2006).

Przewidywalnie nieprzewidywalny Timberlake wykorzystał ten moment, by z powrotem zanurzyć się na całego w aktorstwie. Seria przyjętych z aprobatą drugoplanowych występów w filmach "Alpha Dog", "Southland Tales" i "Jęk czarnego węża" (wszystkie miały swoją premierę w 2006 r.) dowiodła, że Justin nie jest bynajmniej kolejną gwiazdą muzyki pop starającą się poszerzyć swoją markę, a rola współtwórcy serwisu Napster Seana Parkera w nominowanym do Oscarów "The Social Network" Davida Finchera przez wielu została okrzyknięta najbardziej emocjonalną i interesującą kreacją tego obrazu.

Dziś 30-letni Timberlake rozwija skrzydła jako aktor pierwszoplanowy. Tego lata możemy go oglądać w dwóch komediach: "Zła kobieta" i "To tylko seks".

Jeśli macie wrażenie, że jest to skoordynowana kampania, której celem jest zdobycie filmowej sławy, to nie mylicie się. Timberlake nie ukrywa, że pragnie podbić - tu cytat - "ten filmowy światek".

- Niełatwo jest przekonać otoczenie, że twoje zamiary są poważne, w sytuacji, w której wkraczasz w aktorski świat jako osoba znana z tego, że co wieczór występuje na scenie i trzęsie lokalem - mówi Timberlake, z którym rozmawiam w jednym z hoteli w Beverly Hills. Na nasz wywiad przyszedł ubrany w beżowy sweter i ciemne spodnie, spoglądając zza okularów w grubych oprawkach. - Towarzyszy temu pewien stygmat: ludzie myślą, że muzycy są szalenie wymagający. Wiesz, rzeczy w stylu "Muszę mieć białe kwiaty w garderobie, a jeśli trafi się choć jeden czerwony, ktoś oberwie"...

- To straszny nonsens. Nigdy nie powiedziałem, że chcę mieć w garderobie żółte M&M'sy, bo tylko takie będę jadł. To wszystko jest niedorzeczne.

Bez Oscara, ale...

"The Social Network" nadała sporego impetu jego kinowej karierze, za co Timberlake jest osobiście wdzięczny.

- Miałem wielkie szczęście - mówi. - Kompletnie rozwalił mnie sukces tego filmu. To było najwspanialsze doświadczenie w moim życiu, a to dlatego, że było niezwykle intensywne, a ja tak właśnie lubię pracować. Zrobiliśmy film o gościach, którzy siedzą w pomieszczeniu i gadają ze sobą, a mimo to widz, oglądając go, musi się pilnować, by nie spaść z fotela.

Timberlake dostał swoją wielką rolę dopiero wówczas, kiedy udało mu się przekonać Davida Finchera, że niepotrzebnie martwi się perspektywą zaangażowania do swojego filmu muzyka. (...)

Zobacz zwiastun filmu "The Social Network":


Mój rozmówca dodaje, że nakręcenie idealnego ujęcia wywołuje w aktorze uczucie podobne do euforii odczuwanej przez sportowców.

- To jak wyścig z wiatrem - mówi. - Uczestniczenie w tym przedsięwzięciu dawało ci takie uczucie wyzwolenia. Na mecie niemal brakowało ci tchu.

Timberlake nie zdobył nominacji do Oscara, którą wróżyło mu wielu krytyków, ale za to udział w "The Social Network" sprawił, że awansował on na kolejny poziom w świecie Hollywood. Rezultat? Jego nazwisko pojawia się w czołówce dwóch filmów, mających swoją premierę tego lata.

To tylko komedia

W "Złej kobiecie" oglądamy go jako Scotta Delacorte, oddanego swojej pracy nauczyciela, który staje się obiektem westchnień wulgarnej, nie wylewającej za kołnierz, nałogowo palącej i nienawidzącej młodzieży koleżanki z pracy (Cameron Diaz), będącej totalnym jego przeciwieństwem. Swoją pracę wykonuje ona "na odczepnego", odkładając pieniądze na operację powiększenia biustu, by z pomocą nowego ciała złapać bogatego męża i na zawsze pożegnać nauczanie.


Wizja występu w nieco rubasznej komedii spodobała się Timberlake'owi, który już wcześniej zaprezentował swoje komiczne predyspozycje jako gospodarz kilku odcinków programu "Saturday Night Live", w tym także wysoko ocenionej finałowej odsłony sezonu 2010/2011 (te gościnne występy przyniosły mu zresztą dwie nagrody Emmy). - Jako dziecko i młody chłopak niczego nie kochałem tak, jak komedii - mówi. - Zawsze uwielbiałem "Saturday Night Live". Nieraz błagałem mamę, żeby pozwoliła mi później iść spać, tak, bym mógł obejrzeć ten program. Mama ze swej strony nie była do tego za bardzo przekonana. Nie był to przecież show dla dzieci! Były takie lata, kiedy byłem nieco za młody, by słuchać padających tam dowcipów. Co więcej, nie rozumiałem nawet niektórych skeczy politycznych, ale śmiałem się z nich razem z resztą kraju.

- Wiedziałem, że dam radę zagrać w "Złej kobiecie", bo szlify komika zdobywałem właśnie oglądając ten program. No i Lorne Michaels (współtwórca "SNL" - przyp. tłum.) pozwolił mi wystąpić w kilku odcinkach w roli prowadzącego i dać czadu!

Diaz i Timberlake byli kiedyś parą, ale oboje utrzymują, że fakt ten nie zaowocował uczuciem skrępowania na planie. - Nadal jesteśmy przyjaciółmi - mówi Timberlake - a to, że się znamy, w świetny sposób przełożyło się na obopólne zaufanie podczas pracy.

Cameron Diaz potwierdziła te słowa w osobnym wywiadzie: "Świetnie się bawiliśmy, grając w tym filmie, i to widać na ekranie".

Kolejnym filmowym przedsięwzięciem Timberlake'a jest komedia "To tylko seks", w której partneruje mu Mila Kunis. Jest to farsa utrzymana w klimacie goszczącej niedawno na ekranach kin "Sex Story" (2010).

- To opowieść o przyjaciołach, którzy lądują razem w łóżku - mówi Timberlake - i wtedy sprawy zaczynają się naprawdę komplikować...

W aktorstwie jest wiele z muzyki

Przez ostatnich pięć lat artysta koncentrował się głównie na aktorstwie. Dziś zapewnia, że związane z tym emocje wciąż mu towarzyszą. - To zajęcie oparte na współpracy w większym stopniu, niż granie koncertu czy nagrywanie płyty. Na scenie to ja jestem szefem - wszystko zależy ode mnie. W filmie efekt mojej pracy zależy od innych aktorów, którym muszę zaufać i z którymi muszę współdziałać. To całkowicie odmienne, satysfakcjonujące i kreatywne doświadczenie. (...)

Chociaż te dwa światy mogą wydawać się zupełnie różne, Justin Timberlake dostrzega zaskakujące podobieństwa pomiędzy filmem i muzyką.

- Próby związane z przygotowaniem do długiej trasy koncertowej przypominają chyba właściwie pisanie scenariusza i rozpisywanie listy ujęć - wyjaśnia. - W przypadku trasy "Sexyback" potrzebowałem dziesięciu miesięcy, by dopracować wszystkie rzeczy związane z produkcją sceniczną; od koncepcji jako takiej po ostatni występ w serii. Jak widać, przypomina to bardzo mocno pracę nad spektaklem teatralnym czy filmem. To długi, wlokący się wręcz proces, oparty na metodycznych próbach - z tym, że kiedy stoisz przed swoimi fanami, masz do dyspozycji tylko jedno ujęcie...

- Wychodzisz na scenę i masz jedno podejście. Moim zdaniem to ekscytujące.

Podobieństwa dotyczą również wyboru ról, co obecnie stało się dla Timberlake'a jedną z najważniejszych kwestii, jako że po "The Social Network" został on dosłownie zasypany scenariuszami.

- Mam takie odczucie, że kiedy czytam scenariusz, brzmi on dla mnie jak muzyka - mówi. - W każdym scenariuszu jest inny rytm, charakterystyczny dla danego scenarzysty.

- W aktorstwie jest wiele z muzyki, więc czuję się w tej profesji bardzo komfortowo.

Cindy Pearlman

New York Times

Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co jeszcze w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Justin Timberlake | Britney Spears | justin
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy