Reklama

Julia Kamińska: Panna z mokrą głową

Filmowe sceny w deszczu - jakże romantyczne i malownicze. Ale jakże niewdzięczne dla aktorów! Julia Kamińska musiała stawić czoła urwaniu chmury, wywołanemu przez deszczownicę, na planie komedii romantycznej "Narzeczony na niby".

Filmowe sceny w deszczu - jakże romantyczne i malownicze. Ale jakże niewdzięczne dla aktorów! Julia Kamińska musiała stawić czoła urwaniu chmury, wywołanemu przez deszczownicę, na planie komedii romantycznej "Narzeczony na niby".
Julia Kamińska w filmie "Narzeczony na niby" /Ola Grochowska /materiały dystrybutora

Główną bohaterkę "Narzeczonego na niby", graną przez Julię Kamińską, dotyka seria nieszczęść. Postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i "podkolorować" rzeczywistość. Niestety uruchomiony festiwal małych i dużych kłamstw wymknie się jej spod kontroli, doprowadzając do wielu przezabawnych sytuacji. W konsekwencji wszyscy bohaterowie filmu, będą musieli zrobić porządek zarówno w swoim życiu, jak i w swoich sercach. Cała historia filmu rozgrywa się na zapleczu muzycznego talent show. W rolach głównym zobaczymy Julię Kamińską i Piotra Stramowskiego. 

Reklama

Na czym opiera się historia Kariny?

Julia Kamińska: - Na serii kłamstw. Jej działania wynikają z jej nieumiejętności mówienia szczerze i wprost. Karina nie dostrzega też wielu rzeczy, głównie wad swoich partnerów życiowych. Długo nie dostrzega też swoich własnych wad. Dopiero pod koniec filmu zdaje sobie sprawę z tego, że zmiany w życiu powinna zacząć od siebie samej.

Czy twoim zdaniem małe kłamstewka są dopuszczalne w słusznej sprawie?

- Myślę, że tak. Ale w takiej sytuacji warto zdawać sobie sprawę z tego, że, podobnie jak Karinę, mogą dopaść nas w końcu przykre konsekwencje.

Gdybyś była psychoterapeutką Kariny, to jakie życiowe rady byś jej dała?

- Doradziłabym jej odpoczynek od facetów. I zastanowienie się, czego ona sama chce od życia i co dałoby jej szczęście, bo mam wrażenie, że nie odpowiedziała sobie na te pytania. I na parę innych też, ale to na kolejnej sesji.

Która scena z twoim udziałem wiązała się z największą liczbą dubli?

- Szczerze mówiąc, nie pamiętam ilości dubli poszczególnych scen, ale najbardziej dłużyła mi się scena w burzy. Karina wybiega za wściekłą Basią (Sonia Bohosiewicz - przyp. PAP Life) z kościoła, prosto w deszcz. Po pierwszym dublu nasze eleganckie suknie i buty na obcasie były przemoczone do suchej nitki. W kamerze przy kolejnych dublach wyglądały na suche, ale zapewniam, że takie nie były. Ilość dubli nie była wielka, ale nic tak nie wpływa na zaburzenie poczucia czasu jak mokre, zimne ubrania. Wydawało mi się, że nigdy nie skończymy kręcić tej sceny.

Współczuję.

- Na dodatek szwankowała komunikacja - w pewnym momencie Piotr Stramowski nie został poinformowany, że ma wejść grać; ja stałam pod deszczownicą, czekając na niego, a on nie przyszedł.

Chyba wyczerpałaś już limit pecha?

- Potem do oka wpadła mi wielka kropla wody, oko zrobiło się czerwone, pion charakteryzatorski walczył, żeby odzyskało normalny kolor. Generalnie, nie było łatwo, ale udało się!

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Julia Kamińska | Narzeczony na niby
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy