Reklama

Jeden aktor, kilku superbohaterów. Kto kogo zagrał?

Ryan Reynolds

Reynolds po raz pierwszy zagrał Deadpoola w 2009 roku w "X-Men Geneza: Wolverine". Postać ta różniła się jednak znacząco od swego komiksowego pierwowzoru. Zrezygnowano z jego charakterystycznego stroju oraz specyficznego zachowania, zostawiając jedynie dwie katany w rekach i wkładając do ust parę suchych dowcipów. O porażce Green Lanterna, członka kosmicznego oddziału pilnującego porządku, pisaliśmy już we wstępie. Film okazał się na tyle zły, że wytwórnia Warner Bros zdecydowała się rebootować go w ramach nowego uniwersum kinowego dopiero w 2020 roku. Zdesperowany Reynolds przez lata walczył o właściwą adaptację Deadpoola. Udało się nawet doprowadzić do zdjęć próbnych, jednak nakręcony materiał nie przekonał szefów wytwórni Fox, mających prawo do postaci. Dopiero wyciek nagrania i ożywiona reakcja fanów sprawiła, że zmienili zdanie. Reynolds nie krył swego zadowolenia zaistniałą sytuacją. Przy okazji kilkukrotnie sugerował, że to on mógł odpowiadać za udostępnienie filmu w sieci.

Reklama

Chris Evans

Dziś Evans świeci triumfy jako Kapitan Ameryka w Kinowym Uniwersum Marvela. Druga część jego przygód, "Zimowy żołnierz" z 2014 roku, uchodzi za jeden z najlepszych filmów superbohaterskich w historii. Z kolei trzecia, wchodząca na ekrany w maju 2016 roku "Wojna bohaterów", jest jednym z najbardziej wyczekiwanych filmów roku i pewnym hitem finansowym. Dziś mało kto pamięta, że pierwsze spotkanie Evansa z superbohaterami nie było tak udane. W 2005 roku wcielił się w Human Torcha w adaptacji "Fantastycznej czwórki" w reżyserii Tima Story'ego. Role tę powtórzył w sequelu z 2007 roku. Oba filmy spotkały się z chłodnym przyjęciem krytyki i fanów. Wtedy nikt nawet nie przewidywał, jakim rozczarowaniem okaże się "Fantastyczna czwórka" Josha Tranka z 2015 roku.

Nicholas Cage

Prywatnie Cage jest wielkim miłośnikiem komiksów superbohaterskich. Swego syna nazwał Kal-El (kryptońskie imię Supermana), a swe przybrane nazwisko pożyczył od Luke'a Cage'a, Afroamerykańskiego herosa wydawnictwa Marvel. Niestety, jego pierwsze spotkanie z kinem superbohaterskim było mniej niż udane. W "Ghost Riderze" (2007) wcielił się w jednego ze swoich ulubieńców: kaskadera Johnny'ego Blaze'a, który w wyniku paktu z diabłem przybiera postać przerażającego motocyklisty o płonącej czaszce. Role tę powtórzył w sequelu z 2011 roku. Obie przyniosły mu po nominacji do Złotej Maliny oraz dopełniły obrazu jego artystycznego upadku. Jednak między nimi Cage zagrał małą role w Kick-Assie, pastiszu gatunku. Wcielił się w nim w Big Daddy'ego, zamaskowanego mściciela szkolącego swą dziesięcioletnią córkę na maszynę do walki ze złem. Stylizowana na kreację Adama Westa w kampowym serialu "Batman" (1966-1968), rola Big Daddy'ego należy do najlepszych w karierze Cage'a w ostatnich latach.

Halle Berry

Zanim Berry otrzymała Oscara za swą poruszającą rolę w "Czekając na wyrok" (2001), dała się poznać szerszej publiczności jako kontrolującą pogodę mutantka Storm w "X-Men" (2000). Łącznie wcieliła się w nią cztery razy. Niestety, ani razu scenariusz nie pozwalał jej wychodzić z cienia partnerujących jej aktorów: Hugh Jackmana, Patricka Stewarta i Iana McKellena. Szansą dla Berry miała być tytułowa rola w "Kobiecie-Kot" (2004), luźnym spin-offie serii o Batmanie. Film w reżyserii Francuza Pitofa rozwścieczył publiczność, fanów i krytyków. Niektórzy sugerowali nawet, że Berry powinna w ramach kary oddać swego Oscara. Aktorka wyszła jednak z nieprzyjemnej sytuacji z klasą. Gdy otrzymała Złotą Malinę za rolę Kobiety-Kota, nie tylko pojawiła się na rozdaniu (co wciąż należy do rzadkości), ale także weszła na scenę z Oscarem za "Czekając na wyrok" i sparodiowała swe emocjonalne wystąpienie z ceremonii w 2002 roku.

Aaron Taylor-Johnson

Na początku swej kariery Taylor-Johnson wcielił się w tytułowego bohatera w "Kick-Assie" (2010), przesiąkniętym wulgaryzmami i przemocą pastiszu dopiero kształtującego się gatunku. Jako ciamajdowaty nastolatek, który bardzo chce zostać superbohaterem, rozbawił publiczność do łez - szczególnie w momentach, gdy jego męskość kwestionowała wygadana i uzbrojona dziesięciolatka. Taylor-Johnson powtórzył swą rolę w nieudanym sequelu z roku 2013. W międzyczasie starał się o role prawdziwych superbohaterów. Chciał zagrać Havoka w "X-Men: Pierwszej klasie" (2011), jednak producenci wybrali Lucasa Tilla. Starał się o rolę Spider-Mana, którą ostatecznie otrzymał Andrew Garfield. Ostatecznie udało mu się wcielić w potrafiącego biegać z nadzwyczajną prędkością Quicksilvera w "Avengers: Czasie Ultrona" (2015). I w tym wypadku miał pecha - widzowie o wiele bardziej polubili inną wersję tej postaci, wykreowaną przez Evana Petersa w "X-Men: Przeszłość, która nadejdzie" (2014).

Ben Affleck

W 2003 roku kariera Afflecka zdawała się lecieć na łeb, na szyję. Nie pomagał romans z Jennifer Lopez ani kolejne źle przyjmowane role. Jedną z nich był "Daredevil", adaptacja popularnego komiksu Marvela o niewidomym prawniku walczącym ze złem w skórzanym kostiumie. Od tego czasu wiele się jednak zmieniło. Affleck zrobił sobie przerwę od aktorstwa i zajął się reżyserię, a ukoronowaniem jego pracy był Oscar dla najlepszego filmu dla jego "Operacji Argo" (2012). Nikt nie spodziewał się, że jego kolejnym wielkim projektem okaże się rola Batmana, jednego z najpopularniejszych herosów w historii. Początkowo Affleck miał wystąpić u boku Henry'ego Cavilla w "Batman V Superman: Świcie sprawiedliwości". Szybko zaczął jednak dominować produkcję. Wpierw doprowadził do zmiany scenarzysty na Chrisa Terrio, z którym współpracował przy okazji "Argo". Później producenci uczynili z Batmana równorzędnego bohatera filmu, by w końcu zrobić z niego protagonistę. Stąd też kolejne zwiastuny coraz więcej czasu poświęcały Nietoperzowi. Jak wypadnie Affleck w roli Batmana - przekonamy się już 1 kwietnia. Nieoficjalnie mówi się jednak, że będzie on odpowiadał także za reżyserię i scenariusz kolejnego solowego filmu o przygodach Mrocznego Rycerza.

Autor: Jakub Izdebski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama