Reklama

Jean-Claude Van Damme: Epicki szpagat

Mistrz szpagatów, Fred Astaire karate, mięśniak z Brukseli. Gdy przyjechał do Stanów Zjednoczonych, nie znał angielskiego. Nie przeszkodziło mu to w rozpoczęciu kariery filmowej. Chociaż język zawsze sprawiał mu problemy, zachwycał widzów swoimi wyskokami i kopnięciami z półobrotu. 18 października 2020 roku Jean-Claude Van Damme skończył 60 lat.

Mistrz szpagatów, Fred Astaire karate, mięśniak z Brukseli. Gdy przyjechał do Stanów Zjednoczonych, nie znał angielskiego. Nie przeszkodziło mu to w rozpoczęciu kariery filmowej. Chociaż język zawsze sprawiał mu problemy, zachwycał widzów swoimi wyskokami i kopnięciami z półobrotu. 18 października 2020 roku Jean-Claude Van Damme skończył 60 lat.
Jean-Claude Van Damme zawsze w świetnej formie / Ron Galella/Ron Galella Collection /Getty Images

Jean-Claude Van Damme przyszedł na świat w Brukseli. Naukę karate rozpoczął w wieku dziesięciu lat, zachęcony przez ojca, którego martwiła kiepska kondycja fizyczna syna. W wieku 16 lat dostał się do belgijskiej kadry karate, którą reprezentował przez kolejne cztery lata. W tym czasie odniósł wiele sukcesów, między innymi wraz ze swoją drużyną wygrał Mistrzostwa Europy w Karate w 1979 roku. Karierę sportową zakończył w 1982 roku.

Wtedy też Van Damme przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, by spróbować swych sił w aktorstwie. Początki nie należały do najprostszych. Utrzymywał się z prac dorywczych, a jeśli już udało mu się pojawić w filmie, to w nieznaczących epizodach. Jego sytuacja nieco się poprawiła, gdy poznał Chucka Norrisa. Przyszły "Strażnik z Teksasu" zatrudnił go w roli ochroniarza w swoim klubie, później pomógł mu także w angażu do pierwszej części "Zaginionego w akcji" (1984). Swoją pierwszą większą rolę Van Damme zagrał w kuriozalnym połączeniu "Karate Kid" i "Rocky'ego 4" pod tytułem "Bez odwrotu" (1986). Wcielił się w sowieckiego karatekę, który pomaga mafii przejąć kolejne amerykańskie dojo. Syn jednego z pokonanych przez niego mistrzów poprzysięga zemstę, a w treningu pomaga mu duch samego Bruce'a Lee. Aktor spędził także kilka dni na planie "Predatora", w którym miał zagrać tytułową rolę. Nie chciał jednak nosić kostiumu kosmity, co powodowało liczne spięcia z reżyserem Johnem McTiernanem i producentem Joelem Silverem. Gdy koncepcja postaci uległa zmianie, usunięto go z filmu i zastąpiono Kevinem Peterem Hallem.

Reklama

Los uśmiechnął się do Van Damme'a, gdy któregoś dnia w restauracji, w której pracował, pojawił się Menahem Golan, producent filmowy i jeden z właścicieli kultowego studia filmowego Cannon. Niewiele myśląc, Belg zaprezentował mu swoje umiejętności. "Jego stopa przeleciała nad moją głową, gdy trzymał dwa talerze zupy, które nawet nie drgnęły. Pomyślałem, że skoro potrafi coś takiego, to pewnie umie też kopać" - wspominał Golan. Krótki pokaz możliwości zapewnił Van Damme'owi główną rolę w "Krwawym sporcie" (1988), jego pierwszym hicie kinowym. Historia amerykańskiego wojskowego, który bierze udział w nielegalnym turnieju sztuk walk, zarobiła ponad 50 milionów dolarów przy budżecie wynoszącym około dwóch milionów. Belg był od tej pory jedną z największych gwiazd wytwórni Cannon.

Kolejnym filmem wyprodukowanym przez Golana był post-apokaliptyczny thriller "Cyborg" (1989), który okazał się umiarkowanym sukcesem. Wyraźniej w filmografii Van Damme'a zapisała się ich kolejna współpraca, czyli "Kickboxer" (1989). Belg wcielił się w mistrza sztuk walk, który poprzysiągł pomścić swojego brata, gdy ten został pokonany i sparaliżowany przez tajskiego boksera Tong Po (Michel Qissi). Film zapoczątkował franczyzę, do której Van Damme wrócił po ponad 25 latach. Potwierdził także jego status jako mistrza szpagatów i kopniaków z półobrotu. Nagle zaczęły do niego spływać propozycje z większych wytwórni. Belg zakończył więc współpracę z Cannon Film i ruszył na podój Hollywood.

W "Podwójnym uderzeniu" (1991) Van Damme po raz pierwszy zagrał podwójną rolę. Wcielił się w braci bliźniaków, którzy zostali rozdzieleni po zamachu na swoich rodziców. Jeden wyrósł na pogodnego młodzieńca, natomiast drugi stał się bezwzględnym gangsterem. Po latach obaj łączą siły, by znaleźć morderców swoich rodziców. Film okazał się frekwencyjnym hitem, ale krytycy byli bezwzględni dla Van Damme'a i jego zdolności aktorskich. Belg za bardzo się nimi nie przejął i w przyszłości jeszcze kilka razy wcielał się w podwójne role, między innymi w "Maksimum ryzyka" (1996) i "Replikancie" (2001).

Kolejne lata stanowiły dla Van Damme'a pasmo sukcesów. Hitem okazał się "Uniwersalny żołnierz" (1992), w którym wcielił w zbuntowanego cyborga i walczył z Dolphem Lundgrenem. Możliwości mięśniaka z Brukseli idealnie wykorzystał John Woo w "Nieuchwytnym celu" (1993), inscenizując z nim coraz bardziej absurdalne i nieprawdopodobne sceny akcji - najprawdopodobniej to właśnie ten film najlepiej przetrwał próbę czasu, szczególnie dzięki wystrzałowej końcówce, w której Van Damme razem ze zmarłym niedawno Wilfordem Brimleyem rozprawiają się z grupą bogaczy, polujących dla zabawy na bezdomnych. Zadowoleni mogli być także producenci "Strażnika czasu", który zarobił ponad 100 milionów dolarów. Wraz z sukcesem pojawiły się jednak problemy. Van Damme okazał się trudnym współpracownikiem, często przerywającym zdjęcia lub ingerującym w kształt filmu. W dodatku stres związany z kolejnymi produkcjami sprawił, że sięgnął po kokainę. Wkrótce nałóg zaczął znacząco wpływać na jego życie prywatne i zawodowe.

W 1992 roku Van Damme był inspiracją dla postaci Johnny'ego Cage'a w popularniej grze wideo "Mortal Kombat". Gdy rozpoczęto prace nad jej filmową adaptacją, poczyniono starania, by aktor pojawił się w niej. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego Van Damme wystąpił w "Street Fighterze" Stevena E. de Sauzy, luźno opartym na innej popularnej bijatyce. Realizacja filmu od początku napotykała liczne problemy. Największym okazał się skrajnie zły stan zdrowia Raula Julii, największej gwiazdy produkcji obok Van Damme'a. Niedługo przed przybyciem na plan aktor przeszedł operację usunięcia raka żołądka. Był zbyt słaby, by występować nawet w scenach dialogowych. Z tego powodu zmieniono plan zdjęć. Sceny walk, które miały być kręcone jako ostatnie, były realizowane w pierwszej kolejności. Wszystkie były niedopracowane, a choreografię ustalano na chwilę przed włączeniem kamer. Swoje trzy grosze do kłopotów dorzucił także Van Damme. Na planie w swoim stylu potrafił wchodzić w buty reżysera i przerywać zdjęcia. Wiele do życzenia pozostawiał także jego angielski, zmuszający do ciągłych powtórzeń scen dialogowych. W dodatku w owym czasie był w najgorszym momencie swojego uzależnienia od kokainy - przyznał, że dziennie wydawał na nią 10 tysięcy dolarów. Na planie przeżył także burzliwy romans z Kylie Minogue, mimo że kilka miesięcy wcześniej wziął czwarty ślub i oczekiwał narodzin dziecka.

"Street Fighter" okazał się umiarkowanym sukcesem kasowym, podobnie jak "Quest" - reżyserski debiut Belga, w którym zagrał także główną rolę. Van Damme nie panował jednak nad produkcją. Wcielający się w jednego z bohaterów drugoplanowych Roger Moore napisał w swojej autobiografii, że gdyby nie wspomagający produkcję Peter MacDonald (reżyser m.in. "Rambo III"), film nie zostałby ukończony - tak wielki bałagan panował na planie. Wkrótce Van Damme zaliczył pierwszą porażkę box-office'ową: "Ryzykantów" (1997), sensacyjny buddy movie, w którym zagrał razem z koszykarzem Dennisem Rodmanem. Katastrofą okazał się także "Uniwersalny żołnierz: Powrót" (1999), pierwszy sequel zrealizowany w jego karierze. W tym samym czasie aktor został aresztowany za jazdę pod wpływem kokainy. W pierwszej dekadzie XXI wieku większość jego filmów powstawała z myślą o rynku VHS i DVD, a ich poziom był coraz gorszy.

Van Damme nie był jedyną gwiazdą kina kopanego przełomu lat 80. i 90. XX wieku, którą spotkał podobny los. Steven Seagal zadebiutował niedługo po nim, a występ w "Liberatorze" Andrew Davisa uczynił z niego na krótką chwilę króla box-office'u. Obaj aktorzy darzyli się odczuwalną niechęcią. O ile Van Damme ucinał wszelkie dyskusje, Seagal nie szczędził mu kąśliwych uwag i wielokrotnie podważał jego umiejętności. Miarka przebrała się w 1997 roku, gdy obaj gościli na przyjęciu w posiadłości Sylvestra Stallone'a. Van Damme miał wyzwać Seagala na pojedynek. Kłótnię przerwał im gospodarz, który kazał załatwić swoje sprawy na zewnątrz. Gwiazdor "Krwawego sportu" spełnił jego życzenie, jednak do walki nie doszło. "Czekałem dwie godziny, ale nikt się nie pojawił. Seagal zachował się bardzo nieładnie" - żartował później Van Damme.

Według Stallone'a Belg nie dał za wygraną i odnalazł swojego przeciwnika w jednym z klubów nocnych, jednak i tym razem Seagalowi udało się wymigać od walki. Gdyby do niej doszło, filmowy Rambo stawiał na wygraną Van Damme'a. W kolejnych latach gwiazdy "Kickboxera" i "Liberatora" nie szczędziły sobie uszczypliwości. "Steven świetnie się prezentuje. Jasne, mógłby zrzucić trochę wagi, co nie jest wcale takie trudne. Ma dużo charyzmy. Czasem mówi o mnie brzydko, ale według mnie to pie... To miły facet" - mówił Van Damme w 2012 roku, proponując, by Seagal zagrał złoczyńcę w trzeciej części "Niezniszczalnych". Konflikt obu aktorów został sparodiowany w programie komediowym "MADtv". Ukazał się w nim fałszywy zwiastun dramatu "One True Impact", w którym mieli oni wcielić się w dwójkę skłóconych braci, opiekujących się schorowanym ojcem. W Seagala wcielił się Will Sasso, natomiast Van Damme'a zagrał Andrew Newman (który od 2011 roku użycza swego głosu postaci Johnny'ego Cage'a w serii gier "Mortal Kombat").

Seagala i Van Damme'a połączył także podobny przebieg kariery - po latach triumfów nagle obaj wylądowali w koszach z tanimi filmami. Samozwańczy mistrz aikido nie zamierzał się jednak zmieniać i ciągle produkował sensacyjniaki, w których udawał nadczłowieka. Co innego Van Damme. W swoich kolejnych filmach porzucił kąśliwe dowcipy i pozory sympatycznego mięśniaka. Wcielał się w bohaterów z tragiczną przeszłością, którzy stracili kogoś bliskiego w wyniku swoich błędów i dostawali ostatnią szansę, by wymierzyć sprawiedliwość. Poważniejsza i zaskakująco samoświadoma okazała się rola w "JCVD" (2007), w którym Belg wcielił się w fikcyjną wersję samego siebie - przebrzmiałego gwiazdora, którego nękają wierzyciele, a on sam stanowi obiekt telewizyjnych żartów. Napad na budynek poczty, w którym przypadkowo przebywa bohater, sprawia, że znów staje się oczkiem w głowie mediów. Film kończył się monologiem, w którym patrzący prosto w kamerę Van Damme podsumowywał swoją dotychczasową karierę, liczne wzloty i bolesne upadki. Krytycy zgodnie przyznali, że Belg chyba po raz pierwszy sprawdził się jako aktor.

Po chudych latach kariera Van Damme'a nieco odżyła. Pojawił się w "Niezniszczalnych 2" (2012), liście miłosnym do akcyjniaków lat 80., w którym wcielił się w złoczyńcę Jeana Vilaina. Internetowym hitem okazał się epicki szpagat, który wykonał, jadąc pomiędzy dwiema ciężarówkami w filmie zrealizowanym przez Volvo. Z sukcesem wrócił do serii "Uniwersalny żołnierz", realizując dwa sequele, o wiele brutalniejsze od wcześniejszych części. Wystąpił także w reboocie "Kickboxera" (2016) i jego sequelu (2018), tym razem wcielając się w postać mistrza. Jednocześnie wciąż realizuje mniejsze projekty. W "Gotowym na wszystko" (2018) zagrał faceta, który stara się zapewnić byt swojej wychowywanej samotnie córce. W tym celu zostaje ochroniarzem w podejrzanym klubie. Wkrótce zostaje postawiony między prowadzącymi go bandziorami i skorumpowaną policją. Film, chociaż wybijający się w filmografii Belga, nie był hitem. Udowadniał jednak jedno - Van Damme wciąż potrafi kopnąć z półobrotu.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jean-Claude Van Damme
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy