Reklama

Jason Statham wciska gaz do dechy

Jason Statham dobrze wie, co to znaczy życie za kółkiem. 47-letni Brytyjczyk spalił niejedną gumę przez lata kaskaderskiej jazdy na wysokich obrotach na planie niezliczonych filmów akcji. W "Szybkich i wściekłych 7" znów zobaczymy go w takim właśnie wydaniu - szaleńczo kręcącego kierownicą, wciskającego pedał gazu do oporu...

O tym, jak bardzo niedoceniany jest jego aktorski talent, niech zaś świadczy fakt, że za tą imponującą fasadą kryje się wstydliwa tajemnica: otóż Statham jako nastolatek oblał egzamin na prawo jazdy - i to więcej niż raz.

- Próbowałem chyba ze trzy razy - potwierdza mój rozmówca. - Pamiętam, jak przyjechałem autem na egzamin, po czym oblałem go i... wróciłem tym samym autem do domu. Wydało się! - Statham wybucha wesołym śmiechem.

"Szybcy i wściekli 7" to najnowsza odsłona kasowej serii, która - choć trudno w to uwierzyć - narodziła się już 14 lat temu i od tego czasu zarobiła na całym świecie 2,4 mld dolarów. "Siódemkę" wyreżyserował Malezyjczyk James Wan, twórca popularnych horrorów "Naznaczony" i "Obecność".

Reklama

Akcja filmu rozpoczyna się mniej więcej rok po tym, jak Dom (Vin Diesel) i Brian (Paul Walker) wraz ze swoją ekipą wracają po ułaskawieniu do USA. Obaj starają się wieść życie porządnych, przestrzegających prawa obywateli. Dom próbuje dodatkowo naprawić swoje relacje z Letty (Michelle Rodriguez), a Brian nie bez trudu uczy się egzystowania na spokojnych przedmieściach u boku Mii (Jordana Brewster).

Tej dwójce nie jest jednak pisane dłuższe funkcjonowanie na niskich obrotach. Bezwzględny zabójca Deckard Shaw (w tej roli Statham) poprzysiągł zemstę wszystkim, którzy wykończyli jego młodszego brata Owena (Luke Evans) - i metodycznie realizuje swój plan.

Warto nadmienić, że postać Deckarda pojawiła się już w "Szybkich i wściekłych 6", w scenie wyświetlanej po napisach końcowych. - Bardzo często słyszałem, że fani dostali kompletnego bzika na punkcie tej zajawki - mówi Statham swoim głębokim, szorstkim głosem. - Lubimy takie reakcje, prawda? Jako aktor bardzo się ucieszyłem, że moja dwuminutowa obecność na ekranie spotkała się z takim entuzjazmem.

Przez cały ubiegły rok gwiazdor wychodził z siebie, by nieopatrznie nie zdradzić szczegółów wyczekiwanego filmu. - Nie zliczę już, ile razy proszono mnie o rozmowę na ten temat. Nic dziwnego, to bardzo popularna seria. Ja jednak uparłem się, by nie ujawniać nic na temat mojego bohatera - opowiada. I dodaje, ważąc każde słowo: - Mam w tej historii swoją rolę do odegrania. Będę robił to, co zawsze, ale nie licz na to, że tak po prostu powiem ci, jakie działania będzie podejmowała grana przeze mnie postać. Nie należy odsłaniać zbyt wiele, bo to psuje całą zabawę.

Widać, że aktor robi wszystko, by przypadkiem nie zaserwować jakiegoś spoilera... - Nie jesteś pierwszą osobą, która chce wiedzieć, czy to mój bohater będzie głównym czarnym charakterem i czy wysadzi wszystko w powietrze - oznajmia, i na tym kończy temat.

Na szczęście wytwórnia Universal Pictures okazała się bardziej wyrozumiała dla spragnionych informacji fanów. Już wiadomo, że Deckard Shaw istotnie wysadza w powietrze dom Toretto. Pałający żądzą odwetu Dominic kontaktuje się z wysoko postawionym tajnym rządowym agentem (Kurt Russell). "Szybcy i wściekli" nie mają wyjścia: znów muszą przekręcić kluczyk w stacyjce, przy okazji wykonując dla amerykańskiego rządu zadanie specjalne. Polega ono na zabezpieczeniu prototypu wyjątkowego urządzenia monitorującego. Jeśli im się powiedzie, będą mogli z niego skorzystać, by wytropić Shawa, zanim on wytropi ich.

Pytam Jasona, czy to wszystko się zgadza. - Wiesz, chodzi mi o to, że ja osobiście nienawidzę, kiedy ktoś zdradza mi fabułę filmu, którego jeszcze nie widziałem. Ja przecież nie chcę jej znać! Co do mojego bohatera, to koledzy z obsady i cała produkcja byli zgodni co do tego, że powinienem siedzieć cicho, a to dlatego, że w tej serii niczego nie da się przewidzieć. Wypadki mogą potoczyć się bardzo różnie.

Statham nie ma natomiast oporów przed przyznaniem, że niezmiernie ucieszył go angaż do "Szybkich i wściekłych 7". - Zacznijmy od tego, że James Wan to świetny reżyser i bardzo utalentowany gość - mówi. - Ja z kolei po zakończeniu pracy nad danym filmem nie mogę się doczekać następnego aktorskiego zadania, oczywiście pod warunkiem, że gra jest warta świeczki. Nie należę do ludzi, którzy lubią siedzieć z założonymi rękami.

- Czy może być coś bardziej ekscytującego niż telefon z propozycją zagrania w "Szybkich i wściekłych 7"? Byłbym szalony, gdybym odmówił. Wiedziałem, że mogę liczyć na wybuchowy, odjazdowy scenariusz, a to oznacza satysfakcję na planie. Wreszcie, jestem fanem motoryzacji - a chyba w żadnym innym filmie nie wyczyniają z autami takich rzeczy jak tutaj - dodaje artysta.

Statham, mistrz mieszanych sztuk walki, kickboxingu i jujitsu, nie ukrywa, że kino akcji zajmuje poczesne miejsce wśród jego ulubionych gatunków filmowych. - W tego typu filmach jest coś pierwotnego - wyjaśnia. - Chodzi o to, by przeżyć, przeżyć za wszelką cenę. Uwielbiam spektakularne sceny z pościgami samochodowymi i helikopterami, ale jeszcze bardziej kocham wymianę ciosów i kopniaków, ten swoisty powrót do korzeni.

Większość członków obsady i ekipy realizatorskiej znała się już z poprzednich części, a więc od ponad dekady. Statham zapewnia jednak, że na planie ani przez chwilę nie czuł się obco. - Wszyscy byli bardzo mili - wspomina. - Ci ludzie zdecydowanie wiedzą, co robią. Tworzą świetny team, który zresztą cały czas rozrasta się, serdecznie przyjmując każdego nowo przybyłego, tak, jakby od zawsze należał do tej wielkiej rodziny.

Rodzina ta przeżyła bolesną stratę, kiedy Paul Walker zginął w wypadku samochodowym. Stało się to, kiedy zdjęcia do "Szybkich i wściekłych 7" jeszcze trwały. Twórcy filmu dysponowali jednak dostateczną ilością materiału z udziałem tragicznie zmarłego aktora, a w scenach, w których nie zdążył zagrać, zastąpili go jego bracia, Cody i Caleb. - Bardzo ciepło go wspominam - mówi Statham. - Paul był niesamowitym facetem. Wybraliśmy się nawet kiedyś wspólnie na tor wyścigowy. Świetnie się wtedy bawiliśmy.

Jason Statham dorastał w miejscowości Shirebrook w brytyjskim hrabstwie Derbyshire. Syn wokalisty i tancerki początkowo stawiał na karierę sportową - trenował pływanie i skoki do wody, był członkiem kadry narodowej na Igrzyska Wspólnoty Narodów i drużyny olimpijskiej. Zajął też 12. miejsce na mistrzostwach świata w tej dyscyplinie w 1992 roku.

Po rozstaniu ze sportem wyczynowym zajął się sprzedażą perfum i biżuterii, dorabiając jednocześnie jako model (wystąpił m.in. w kampaniach marek Tommy Hilfiger, Levis, French Connection i Kit-Kat). To właśnie w spocie French Connection wypatrzył go początkujący wówczas reżyser, Guy Ritchie - i zaproponował mu pierwszą rolę "twardziela" w jego karierze. Był to Bacon w "Porachunkach".

Później sprawy potoczyły się już szybko: Statham stał się jedną z najjaśniejszych gwiazd kina akcji. Fani tego gatunku znają go z takich filmów, jak "Przekręt", "Adrenalina", "Angielska robota", serii "Transporter" i "Niezniszczalni", czy wreszcie nowszych produkcji z udziałem aktora - "W obronie własnej", "Parker" i "Jokera". (...)

W wolnym czasie Statham relaksuje się w jednej ze swoich dwóch rezydencji - w Hollywood Hills lub w Londynie. Niechętnie mówi o swoim życiu prywatnym. Wiadomo, że od kilku lat związany jest z modelką i aktorką Rosie Huntington-Whiteley, znaną między innymi z "Transformers 3".

- Jestem domatorem - przyznaje. - Przebywanie w domu to okazja do zacieśniania więzi z przyjaciółmi i bliskimi. Spędzam czas z ludźmi, surfuję, zimą jeżdżę na nartach. Nie odmawiam sobie dobrego jedzenia...

Ze względu na to ostatnie, aktor ciężko pracuje, by zachować swoją imponującą sylwetkę. - Jestem tylko człowiekiem i miewam dni, kiedy wrzucam w siebie śmieciowe żarcie. Trzeba sobie czasem w życiu pofolgować - wyznaje z rozbrajającą szczerością. - Ale kiedy czuję, że się najadłem, mogę góry przenosić. Z kolei w te dni, kiedy zachowuję żywieniową dyscyplinę, jem brązowy ryż z łososiem i brokułami albo drób z warzywami.

- Przed drzwiami mojego domu nie znajdziecie pudełka po pizzy. Wiem też, że cukier to najbardziej zabójcza rzecz dla organizmu. Po pierwsze uzależnia, a po drugie jego wysokie spożycie sprawia, że czujesz się zmęczony - i wtedy potrzebujesz jeszcze więcej cukru. Węglowodanów dostarczam sobie, jedząc rodzynki, jabłka i inne owoce - wyjaśnia artysta.

Wszelkie nadprogramowe kalorie gwiazdor spala na siłowni. - W świecie doskonałym Jason Statham spędzałby na sali treningowej sześć dni w tygodniu - śmieje się aktor - od czasu do czasu robiąc sobie wolne w sobotę lub w niedzielę. Ale ciężko mi utrzymać taki reżim z uwagi na częste podróże i obłożenie pracą.

Statham zdradza, że nie jest fanatycznym zwolennikiem treningu kardio. - Nie korzystam z bieżni. Wybieram raczej ćwiczenia z obciążeniem, a do tego dokładam symulowane walki z kaskaderem, z którym na co dzień współpracuję. Staramy się, żeby te sesje były urozmaicone i ciekawe, tak, bym nie miał problemu ze zmotywowaniem się do kolejnej wizyty na siłowni.

Po treningu aktor odpręża się... za kierownicą. - Bardzo lubię przejażdżki wzdłuż linii oceanu. Jadę wtedy powoli, nie przekraczając limitu prędkości... i myślę sobie, że cholernie mi się w życiu udało.

© 2015 Cindy Pearlman
Tłum. Katarzyna Kasińska

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Jason Statham | Szybcy i wściekli 7
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy