Reklama

Jack Nicholson poganiał Bagińskiego

W 2003 r. Tomek Bagiński nominowany był do Oscara za krótkometrażową "Katedrę". Nagrody Akademii nie zdobył, ale przeżył niezapomnianą przygodę. Miał szansę zetknąć się z takimi gigantami Hollywood jak Jack Nicholson czy Martin Scorsese.

86. ceremonia wręczenia Oscarów odbędzie się 2 marca w Dolby Theatre w Los Angeles. W tym roku do nagrody Akademii nie jest nominowany żaden Polak. 11 lat temu sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Szansę na Oscara mieli docenieni za "Pianistę" Roman Polański, operator Paweł Edelman i kostiumolog Anna Biedrzycka-Sheppard. Natomiast czwarty z Polaków, zaledwie 27-letni Tomek Bagiński, mógł zdobyć statuetkę za krótkometrażowy film animowany "Katedra". Ostatecznie, Oscara przyznano tylko Polańskiemu.

Bagiński, który w 2003 r. dopiero stawiał pierwsze kroki w przemyśle filmowym, z czasem ugruntował swoją pozycję, udowadniając, że nie jest mistrzem jednego dzieła. Niedawno stworzył dla BBC spektakularny klip promujący transmisję igrzysk olimpijskich w Soczi. Na krótko przed kolejną ceremonią oscarową, pochodzącego z Białegostoku reżysera, animatora i rysownika, postanowiliśmy spytać o to, co zapamiętał ze swojej hollywoodzkiej przygody.

Reklama

Najchętniej Bagiński opowiadał o tradycyjnym lunchu w Beverly Hilton, w którym biorą udział nominowani do Oscara. Odbywa się on na kilka tygodni przed główną ceremonią. W jego trakcie wręcza się certyfikaty Akademii.

"Przy moim stoliku siedzieli chociażby Martin Scorsese i Michael Mann (twórca m.in. "Policjantów z Miami", "Gorączki"). Wszyscy byli ze sobą wymieszani. Gości nie podzielono wedle kategorii, w których byli nominowani. Towarzystwo uzupełniali ludzie związani z Akademią. Jedyna rzecz, której żałuję do dzisiaj, jest to, że wówczas bardzo słabo mówiłem po angielsku. Nie mogłem porozmawiać sobie z Mannem, który jest dla mnie wielkim autorytetem" - wspominał polski filmowiec.

"Charakterystycznym elementem tego lunchu jest zrobienie dużego, wspólnego zdjęcia, na którym są wszyscy nominowani za dany rok. Kiedy szliśmy do zdjęcia, Jack Nicholson poklepał mnie po plecach, żebym się przesunął, bo za bardzo się wlokłem. Na zdjęciu stoi jedną osobę dalej ode mnie" - podzielił się anegdotą.

Gdy spytaliśmy Bagińskiego, co czuł, gdy szedł po czerwonym dywanem w dniu ceremonii, odparł , że do Kodak Theatre (obecnie Dolby Theatre), gdzie odbywała się gala, dostał się bocznymi drzwiami, tak jak "zwykli ludzie". "Można przejść się po czerwonym dywanie, jeśli przyjedzie się limuzyną. My o tym nie wiedzieliśmy i jej nie wynajęliśmy" - przyznał Bagiński.

"Od tamtej pory byłem na wielu różnych imprezach. Najważniejszą nagrodą była dla mnie BAFTA za 'Sztukę spadania'. Dostałem ją trzy lata po nominacji oscarowej. Otworzyła mi rynek brytyjski. Londyn jest bliżej Polski, tam jest łatwiej" - stwierdził artysta.

Jeśli chodzi o produkcje, które będą walczyć o Oscary w tym roku, Bagiński trzyma kciuki za "Grawitację". Ma nadzieję, że obraz Alfonso Cuarona zostanie uznany za najlepszy film. "Za efekty specjalnie nagrodę ma w kieszeni" - uważa.

Tomek Bagiński (ur. 1976) - reżyser, animator, rysownik. Studiował architekturę na Politechnice Warszawskiej, ale zdecydował się przerwać naukę. Był nominowany do Oscara za krótkometrażową animację "Katedra" (2002). Za "Sztukę spadania" (2006) otrzymał nagrodę Brytyjskiej Akademii Filmowej BAFTA. Przez prezydenta Bronisława Komorowskiego został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderem Odrodzenia Polski. Jest reżyserem i producentem kreatywnym w studiu Platige Image.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Tomasz Bagiński | tomek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy