Reklama

Filmowe twarze Jezusa Chrystusa

Na ekranach kin pojawia się od ponad 100 lat. Jedni filmowcy idą śladami Ewangelii, inni ją kontestują lub... odczytują po swojemu. Pewne jest, że Jezus nie przestaje ich fascynować.

Samotni mściciele, seksowni bandyci, eleganccy mordercy, psychopaci-dżentelmeni, a wreszcie wredni, stroniący od ludzi geniusze. Hollywood lubi kierować naszą uwagę w stronę czarnych charakterów.

- Po prostu dużo fajniej gra się facetów z przeszłością - przyznaje Willem Dafoe. Wspominamy go nie bez powodu. Oprócz setek typów spod ciemnej gwiazdy, wcielił się także w Jezusa w "Ostatnim kuszeniu Chrystusa" (1988) Martina Scorsese.

Co bowiem ciekawe, Hollywood przejawia także fascynację zgoła inną postacią - wcieleniem dobra, Mesjaszem. Ekranowych twarzy Syn Boży miał - wg naszych obliczeń - około 500.

Reklama

Podobno pierwszy film o nim ("La Passioni del Christo") powstał w roku... 1896! Kiepsko go przyjęto. Kolejny - "Życie Jezusa" (1902) - także rozczarował. Sami możemy natomiast ocenić, na ile udał się "From the Manger to the Cross" (1912). Obraz dostępny jest w formacie DVD.

Tak naprawdę na uwagę zasługują jednak dopiero dzieła z lat 60. - "Król królów" (1961, w roli Jezusa - Jeffrey Hunter), "Poncjusz Piłat" (1962, z Johnem D. Barrymore, ojcem słynnej Drew), "Ewangelia według Świętego Mateusza" (1964, Enrique Irazoqui), epicka "Największa historia, jaką kiedykolwiek opowiedziano" (1965, Max von Sydow) i poetycki "Jezus z Nazaretu" Franca Zefirellego (1977, Robert Powell).

Wśród nowych wcieleń Mesjasza bodaj największym sukcesem cieszyło się to ultranowoczesne, odegrane (i zaśpiewane!) przez aktora, perkusistę i właściciela pięknego barytonu Teda Neeleya w musicalu "Jesus Christ Superstar" (1973). Świat miał dosyć pouczania, chciano wierzyć, że wyjątkowy Człowiek był dużo bardziej ludzki, niż jego wyidealizowane wizerunki. Udało się!

Od musicalu do komedii na leciutką nutę droga była krótka: w 1979 r. panowie z trupy Monty Pythona zaprosili na "Żywot Briana". Fajerwerki śmiechu i nieśmiertelne bon-moty sprawiły, że angielską komedię cytuje się do dziś (wspomnijmy tylko: "Always look on the bright side of life").

Cierpiący, wystawiony na ziemskie pokusy był natomiast wspomniany już Jezus Willema Dafoe w "Ostatnim kuszeniu". Podzielił publiczność, podobnie jak "Pasja" (2004) Gibsona. Realistycznie przedstawione cierpienie Ukrzyżowanego sprawiło, że ten i ów krytykował film jako pochwałę niepotrzebnego sadyzmu.

Uwaga, to nie koniec przymiarek do opowieści o Zbawcy. Przed nami fresk "Zabić Jezusa" (2015) - emisja w sobotę, 4 kwietnia, o 20:35 na antenie Jedynki, który zostanie pokazany jednocześnie w wielu krajach świata. W Jezusa wciela się młody Haaz Sleiman. Rolę króla Judei Heroda gra KelseyGrammer. Stephen Moyer ("Czysta krew") przywdziewa szaty Piłata, zaś Rufus Sewell i John Rhys-Davies stają się Kajfaszem i Annaszem.

Film jest połączeniem epickiego kina i dbającej o szczegóły narracji. Zdjęcia zrealizowano w Maroku, przy udziale 250-osobowej ekipy i 4,5 tys. statystów.

Maciej Misiorny

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy