Reklama

Ewa Złotowska: Pszczółka Maja

Choć ma na koncie inne sukcesy, wszyscy kojarzą ją z bajkową pszczółką Mają. Ewa Złotowska sama przyjmuje ten fakt z właściwym sobie poczuciem humoru.

- Do dubbingu trafiłam mając 19 lat, potem dałam głos ponad 30 postaciom. Ale i tak wszyscy pamiętają mnie jako małą, rezolutną pszczółkę z niemieckiego serialu dla dzieci - śmieje się Ewa Złotowska (64 l.).

Użyczenie głosu pszczółce Mai zdominowało życie zawodowe aktorki. Ale nawet ona sama nie może się nadziwić, że w jakiś tajemniczy sposób znalazło to odbicie w jej życiu prywatnym.

- Zwierzęta, te duże i małe, towarzyszą mi całe życie. W moim domu mam kilka psów i kotów, które traktuję jak pełnoprawnych członków rodziny - wyznaje aktorka.

Reklama

Jej znajomi mówią, że pani Ewa to chodząca dobroć i wrażliwość. Uwielbia obserwować przyrodę i czerpać z niej radość. Broni praw zwierząt, przygarnie bezdomne, pomaga cierpiącym. Siódmym zmysłem wyczuwa, czego pragną i potrzebują.

Kilka lat temu napisała pełną ciepła i humoru książkę "Największe miłości świata", w której barwnie opowiada o swoich wyjątkowych przyjaźniach z domowymi zwierzakami. Ale pani Ewa ma też, a może przede wszystkim, wielkie serce dla ludzi. Dla każdego znajdzie czas, każdego przytuli. W razie potrzeby otrze łzę, pocieszy, znajdzie dobre słowo. Dlatego ludzie lgną do niej i chętnie wpadają na kawę do posiadłości aktorki w Bielawie niedaleko Konstancina.

Pani Ewa przyznaje, że z mężem, aktorem Markiem Frąckowiakiem (61 l.), zawsze marzyli o tym, by zamieszkać na wsi. Ale gdzieś blisko Warszawy, bo przecież jednocześnie chcieli pracować w swoim zawodzie. Prawie 20 lat temu zaczęli szukać odpowiedniej działki...

W końcu znaleźli - piękne 5 tysięcy metrów kwadratowych na końcu wsi. Szybko wzięli się do pracy, choć pani Ewa przyznaje, że zagospodarowanie terenu zawdzięczają w dużej mierze hojności przyjaciół, którzy... ile mieli, tyle pożyczyli.

Dziś wszyscy mogą grzać się w cieple domowego kominka, w pięknej, klasycznej willi, nawiązującej do typowego stylu konstancińskiego z dziewiętnastego wieku. - Czujemy się tak, jakbyśmy zawsze tutaj mieszkali. Wieś to dla nas idealne miejsce do życia. Szczególnie teraz doceniamy ten luksus, jakim jest cisza, zieleń i dobrzy sąsiedzi. Teraz, kiedy obydwoje z mężem mamy już plus pięćdziesiąt lat - mówi aktorka.

Jednak prawdziwym królestwem pani Ewy jest jej wspaniały ogród. Jak sama mówi, oddała mu wiele "potu i krwi". - Każdy kamień, każda roślina i słomka wtykane były z wielką miłością. Ale muszę dodać, że dekorowanie ogrodu, praca nad nim sprawia mi wielką frajdę. Lubię też mój warzywniak. Nie stosujemy w ogóle chemii w ogrodzie, bo wolę się podzielić z robakiem niż wytruć wszystko dookoła. Jest też całe herbarium, bo bardzo lubię zioła - i to zarówno pod względem użytkowym, jak leczniczym i zapachowym - opowiada z dumą aktorka.

Choć pani Ewa skończyła sześćdziesiąt lat i spokojnie mogłaby pomyśleć o emeryturze, chce czuć się potrzebna i być aktywna zawodowo. Pisze własne sztuki, reżyseruje, robi adaptacje. Jeździ po kraju ze sztuką "Klimakterium... i już", na którą wszędzie przychodzą tłumy.

- A potem wracam do mojego męża, zwierzaków i przytuliska, które pozostanie moim ukochanym miejscem na ziemi. Chciałabym, żeby moje prochy były tu rozsypane. A jak komuś nie będzie się to podobać albo jak temu miejscu ktoś chciałby zrobić krzywdę, to będę chodziła i straszyła... - śmieje się artystka.

Iza Wojdak

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana polskiej telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji | dubbing
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy