Reklama

Ewa Kasprzyk nie traci wigoru

Znakomita aktorka i odważna, młoda duchem, wolna od kompleksów kobieta. Ewa Kasprzyk ma dobrą passę! Oby trwała jak najdłużej...

Pamiętacie ją z roli wrednej, rozhisteryzowanej, niebywale wprost kapryśnej żony profesora Wolańskiego w komedii "Kogel-mogel" (1988) Romana Załuskiego? Pani Ewa była pięć lat po studiach. Już wtedy wydawało się jasne, że ma to coś, co dla aktorki jest największym skarbem - dystans do samej siebie.

Nie straciła go zresztą do dziś. Dowody? Na eleganckie imprezy przychodzi prawie bez makijażu, potrafi pokazać wcale nie taki idealny brzuszek, rok temu wzięła zaś udział w odważnej, częściowo rozbieranej sesji zdjęciowej w Toskanii. Uznała ją za dzieło sztuki właśnie dlatego, że... nie musiała udawać kogoś, kim nie jest.

Reklama

Jest jeszcze jedna sprawa, o której szepce się na salonach: zamężna aktorka lubi spędzać czas w towarzystwie dużo młodszych mężczyzn. Nie ma w tym naturalnie nic złego ani zdrożnego, plotki jednak wyrastają jak grzyby po deszczu. Pani Ewa nie prostuje, bo damie nie wypada. Poza tym: - Już dawno zorientowałam się, że nie jestem banknotem studolarowym i nie muszę się wszystkim podobać - podkreśla.

Dobrze wiemy, jaka jest największa bolączka hollywoodzkich aktorek po czterdziestce: to utrata młodzieńczego blasku i klątwa pierwszej zmarszczki... Ewa Kasprzyk - przeciwnie - lubi być sobą i z wdziękiem potrafi wykorzystać to w pracy. Czy nie za to ją kochamy? - Człowiek chciałby zachować w sobie coś z dziecka. A tu trzeba, niestety, spojrzeć w dowód osobisty. I utwierdzić się w tym, że jest się dojrzałym - śmieje się przekornie.

Przyszła na świat w Stargardzie Szczecińskim, w dodatku w dniu wyjątkowym, bo 1 stycznia. Każdy Nowy Rok jest zatem od 57 już lat jej podwójnym świętem. Skończyła szkołę aktorską w Krakowie, przez długie lata była na etacie w gdańskim Teatrze Wybrzeże (1983-2000).

Pamiętamy jej ostatni, pożegnalny spektakl na scenie nad Motławą - była świetna jako Babette w sztuce Maksa Frischa "Biedermann i podpalacze". Potem spakowała walizki i przeniosła się do Warszawy, by dołączyć do zespołu Teatru Kwadrat. - Aktorstwo to jest zawód na walizkach! - oto jak brzmi jej dewiza.

Na szklanym ekranie debiutowała u Barbary Sass rolą Kwiryny w "Dziewczętach z Nowolipek". Znakomite recenzje zbierała wielokrotnie - za rolę kury domowej Marii, która zbuntowała się przeciwko mężowi w "Komedii małżeńskiej", za pewną siebie Ilonę Clark-Kowalską w "Złotopolskich", za matkę-wariatkę w "Bellissimie", za rozerotyzowaną senator Walewską w "Karierze Nikosia Dyzmy" i za dziesiątki ról teatralnych (choćby "Patty Diphusa" Pedro Almodóvara w Teatrze Rozmaitości).

Wydała też książkę o wiele mówiącym tytule "Mił.ość", z której dowiadujemy się, jak to paląc miłosne listy na wykładzinie w pokoju omal nie wywołała pożaru...

Co dalej? 1 grudnia zobaczymy ją w 400. odsłonie komedii "Berek, czyli upiór w moherze". Tym razem - w Bydgoszczy. Trzeba odwagi, żeby tak jak ona zagrać babcię. Przede wszystkim zaś,wigoru. Wróżka przepowiedziała mamie pani Ewy, że córkę będzie wiecznie nosiło. Czy się w to wierzy, czy nie - coś jest na rzeczy! Gdyby zapytać ją o receptę na szczęście, odpowiedziałaby więc pewnie: nie wolno nam spocząć na laurach.

Maciej misiorny

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy