Reklama

Dwayne Johnson rozważa start w kolejnych wyborach prezydenckich

Pierwszy był Andrew, drugi Lyndon B., a niewykluczone, że trzecim w historii Stanów Zjednoczonych prezydentem o nazwisku Johnson będzie Dwayne. Popularny "The Rock" wyznał w najnowszym wywiadzie, że nie wyklucza udziału w wyborach prezydenckich za cztery lata. Aktor wyznał, że zdecyduje się na kandydowanie na najwyższy urząd w państwie, jeśli "ludzie będą tego chcieli". I wszystko zmierza ku temu, by zechcieli.

Pierwszy był Andrew, drugi Lyndon B., a niewykluczone, że trzecim w historii Stanów Zjednoczonych prezydentem o nazwisku Johnson będzie Dwayne. Popularny "The Rock" wyznał w najnowszym wywiadzie, że nie wyklucza udziału w wyborach prezydenckich za cztery lata. Aktor wyznał, że zdecyduje się na kandydowanie na najwyższy urząd w państwie, jeśli "ludzie będą tego chcieli". I wszystko zmierza ku temu, by zechcieli.
Przyszły prezydent USA? /Samir Hussein/WireImage /Getty Images

Były futbolista i zapaśnik, a obecnie najlepiej zarabiający amerykański aktor ujawnił, że jest "potencjalnie" zainteresowany wprowadzeniem się do Białego Domu. Jak powiedział w wywiadzie dla dziennika "USA Today", w temacie kandydowania na urząd prezydenta "trzyma palec na pulsie i ucho przy ziemi". "The Rock" chyba faktycznie ma chrapkę na to stanowisko, bo już 2017 roku mówił o tym w rozmowie z magazynem "GQ". "Myślę, że to realne" - stwierdził wtedy, pytany o ambicje prezydenckie.

Rok później Johnson powiedział w wywiadzie dla "Vanity Fair", że rozważał wysuniecie swojej kandydatury w 2020 roku, ale na razie odpuścił. Podczas tych wyborów ostatecznie poparł kandydaturę Joe Bidena, zaznaczając jednak, że nie jest zwolennikiem reprezentowanej przez tego polityka partii. Określił się jako "centrysta", bo wcześniej głosował i na demokratów, i na republikanów. Najbardziej pasowałaby mu więc rola kandydata niezależnego (takim kandydatem był w trakcie tych wyborów inny celebryta - Kanye West).

Reklama

W innych wywiadach, udzielonych przy okazji promowania sitcomu "Young Rock", Johnson przyznał, że w młodości wielokrotnie był aresztowany za bójki, kradzieże i "inne głupie rzeczy". Jego ojciec był wrestlerem, któremu powodziło się raz lepiej, a raz gorzej, więc w domu często brakowało pieniędzy na opłacenie czynszu. Ciągle się przeprowadzali. Dwayne wyliczył, że mieszkali w 13 stanach USA. Gdy miał 15 lat, jego rodzinę wyeksmitowano z kawalerki, którą zajmowali na Hawajach. Wtedy się rozdzielili i on trafił do Nashville, gdzie zamieszkał z Bruno Lauerem, kumplem ojca. Tym, któremu w minione Boże Narodzenie podarował luksusowego pikapa.

Jako nastolatek Dwayne podziwiał "twardych" aktorów: Bruce’a Willisa, Sylvestra Stallone'a oraz Arnolda Schwarzeneggera i... wstydził się swojego imienia. Dziewczynom przedstawiał się jako Thomas. W tym okresie swego życia był w gangu, który zasadzał się na klientów ekskluzywnych sklepów. "Kroiliśmy ludzi z pieniędzy, drogich ubrań i biżuterii" - przyznał w dzienniku "The Sun".

Taka przeszłość w kandydowaniu na urząd prezydenta powinna Johnsonowi przeszkodzić, ale on uważa, że zmienił się, gdy dorósł i odnalazł sens życia w byciu dobrym człowiekiem. Czy jednak wizerunek "nawróconego łobuza" i 218 milionów followersów na Instagramie wystarczy, by uwieść amerykańskich wyborców? Czas pokaże.

Premierowy odcinek sitcomu "Young Rock" został wyemitowany 16 lutego na kanale NBC.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Dwayne Johnson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy