Reklama

David Lynch przyjedzie do Bydgoszczy

David Lynch zostanie uhonorowany Nagrodą za Całokształt Twórczości dla Reżysera w trakcie jubileuszowej, 20. edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych Plus Camerimage - poinformowali organizatorzy imprezy, któa odbęzie się w Bydgoszczy w dniach 24 listopada - 1 grudnia.

Lynch spotka się również z widzami po seansach wybranych filmów.

"Frank Booth, Sailor Ripley, John Merrick, Alvin Straight, Betty Elms, agent specjalny Dale Cooper - to tylko kilka z unikatowych postaci zapełniających filmowe królestwa wyobraźni Davida Lyncha. Nieważne, czy wywołują obrzydzenie swoimi psychopatycznymi skłonnościami, ekscytację brawurowym podejściem do życia i miłości, czy też wzruszenie odbywaną u kresu życia podróżą ku przebaczeniu - wszyscy nieodmiennie fascynują. Tak jak jedyne w swoim rodzaju światy przedstawione w filmach amerykańskiego reżysera, które bazując na rzeczywistości za oknem, wciągają widza w podróże na granicy jawy i snu, marzenia i koszmaru, fantazji i perwersji. W filmach Davida Lyncha nic nie jest takim, jakie się wydaje, a sam autor nieustannie zachęca wszystkich śmiałków do zagłębiania się w swojej wizji kina" - w ten sposób organizatorzy festiwalu Plus Camerimage przedstawili tegorocznego laureata Nagrody za Całokształt Twórczości dla Reżysera.

Reklama

David Lynch to prawdziwy indywidualista kina, twórca nie uznający artystycznych kompromisów, który pokazał widzom na całym świecie, że filmy nie muszą być racjonalne i wytłumaczalne, by urzekać zmysły, wzruszać serce i pobudzać umysł. Lynch opiera swoje filmy na logice snu, wprowadzając w jej ramy intelektualne zagadki, atmosferę niesamowitości oraz wszechobecną tajemniczość. Demonstruje, że na bazie podświadomości, marzeń sennych, fobii i wizualnej psychologizacji bohaterów można dokonać fascynującej wiwisekcji ludzkiej duszy. Już od lat młodzieńczych interesowały go projekty nietuzinkowe.

Z początku studiował malarstwo, lecz później, po otrzymaniu dotacji American Film Institute, związał się na stałe z kinem. I choć wielokrotnie wymieniał jako inspiracje Bunuela, Herzoga, Kubricka bądź Polańskiego, zawsze najważniejsza dla niego była osobista wizja.

Kultowa "Głowa do wycierania", pełnometrażowy debiut Lyncha, zapewniła mu etykietkę wielkiego eksperymentatora. Swoimi kolejnymi filmami - łamiącym serce "Człowiekiem słoniem", wyprzedzającą swoje czasy "Diuną", oraz upiornie pięknym "Blue Velvet" - udowodnił, że nie można jego twórczości sprowadzać do kilku łatwych definicji. Nigdy nie interesowały go gatunki filmowe, lecz to, w jaki sposób szlachetne konwencje amerykańskiego kina uzupełniały jego wizje. W tym kontekście "Blue Velvet" być może najlepiej i najpełniej oddaje unikatowy styl Lyncha, w którym surrealizm miesza się z czarnym humorem, groteska z powagą, romantyzm idei z psychologiczną brzydotą. Opowieść o odkrywaniu przez młodego chłopaka brudnej, perwersyjnej, zakłamanej strony rzeczywistości oraz mrocznej strony ludzkiej duszy jest tak naprawdę wykładnią motywów, którymi Lynch posługiwał się wcześniej i później w różnych konfiguracjach.

W "Dzikości serca" robił to na przykładzie niekonwencjonalnego romansu oraz korzystania z dobrodziejstw kina drogi. Cudownie surrealistycznym i tajemniczym "Miasteczkiem Twin Peaks" zmienił oblicze współczesnej telewizji. Po czym przeniósł tę samą atmosferę do sal kinowych w "Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną". Enigmatyczną "Zagubioną autostradą" wprawił widzów w osłupienie, dając licznym fanom materiał do analizy na długie lata. Równie mocne wrażenie wywarł "Prostą historią", w której surrealizm został zastąpiony przez prostotę i głęboką wiarę w ludzi.

W "Mulholland Drive" wywrócił do góry nogami reguły czarnego kryminału, parafrazując jednocześnie jeden ze swoich ulubionych filmów, "Bulwar Zachodzącego Słońca" Billy'ego Wildera. A wraz z "Inland Empire", ostatnim jak dotąd pełnometrażowym projektem, kręconym częściowo w Łodzi, przeniósł swoje wizje w ramy technologii cyfrowej. Opisywał w swoich filmach zarówno swojską amerykańską prowincję, jak i wielkie, efektowne i anonimowe Miasto Aniołów. Zaglądał za kurtynę branży filmowej, podkreślał wagę prostoty w relacjach międzyludzkich, stworzył od podstaw nowy język filmowy.

Dla Davida Lyncha zawsze liczyły się idee i myśli, dzięki którym jednostka ludzka jest niepowtarzalna. Nie miał nigdy ambicji demaskatorskich lub publicystycznych, w swoich filmach sugerował po prostu większą świadomość siebie i otaczającego nas świata. Pokazując, że w każdym kryje się mniej lub bardziej ujarzmiona bestia, zachęcał do autoanalizy. Ubierając swoje dzieła w formę irracjonalnych opowieści o ludziach zagubionych w pojedynkach o własną wolność, pokazywał, że rzeczywistość jest iluzją, którą każdy doświadcza na swój sposób. Dokładnie tak jak jego filmy, do których powstało tysiące różnorakich interpretacji.

Nie zmieniły go nominacje do prestiżowych nagród (trzykrotnie do Oscara w kategorii "Najlepszy Reżyser") ani same zdobyte nagrody (Złota Palma w Cannes). Odrzucił propozycję nakręcenia "Gwiezdnych wojen: Części VI: Powrotu Jedi", bowiem nie chciał realizować czyichś wizji. Nie zgodził się wyreżyserować "Beztroskich lat w Ridgemont High", gdyż zupełnie nie czuł scenariusza. Ma na koncie kultowe wideoklipy ("Wicked Game" Chrisa Isaaka), słynne reklamy (Diora z Marion Cotillard w roli głównej). Jako jeden z pierwszych zainteresował się możliwościami internetu (seriale "Dumbland" oraz "Rabbits"). Wspomagał producencko innych nietuzinkowych twórców ("Crumb" Terry'ego Zwigoffa). Zajmuje się sztukami wizualnymi, uwielbia malarstwo, niegdyś rysował komiksy, nagrywa płyty - niedawno wydał swój debiutancki album solowy "Crazy Clown Time". Jest żywą legendą, która na stałe zapisała się w annałach kina, twórcą, który nigdy nie porzucił swego artystycznego credo.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: David Lynch | Plus Camerimage | David
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama