Reklama

Czeski "Polski film" w Krakowie

Miasto Kraków, obok Pragi i Karlowych Warów, wystąpi jako ważny bohater najnowszego filmu czeskiego reżysera Marka Najbrta. Sceny do "Polskiego filmu" nagrywano m.in. nad Wisłą i w okolicach Rynku Głównego.

Urodzony w 1969 roku w Pradze Marek Najbrt został laureatem ubiegłorocznej edycji krakowskiego festiwalu Off Plus Camera. Nagroda w wysokości 100 tysięcy dolarów, a także dwa inne granty pieniężne, które otrzymał za film "Protektor", pozwoliły reżyserowi przystąpić do pracy nad kolejnym projektem.

Najbrt przyznaje, że w poprzednim roku wyniósł z Krakowa tak miłe wspomnienia, iż postanowił tu wrócić, tym razem z kamerą. Dlatego stolica Małopolski będzie jednym z głównych "miejskich" bohaterów "Polskiego filmu". Projekt Najbrta to komedia, opowiadająca o czwórce znanych czeskich aktorów, którzy spotykają się po latach i postanawiają wspólnie zrobić film. Ta decyzja dla każdego z nich będzie miała inne konsekwencje.

Reklama

- Mogę zdradzić, że jeden z głównych bohaterów przejdzie przemianę duchową pod wpływem Polski - uchylił rąbka tajemnicy koproducent filmu, Grzegorz Madej. - Drugi bohater zakocha się szczęśliwie w Polce, co dla niego jest sprawą niesamowitą. Nie wiem czy słyszeliście o tym, ale Polki postrzegane są tam jako dziewczyny, z którymi trudno nawiązać kontakt. To taka obiegowa opinia w Czechach. Trzeci zostanie w Polsce gwiazdą.

- Siłą scenariusza jest to, że każdy z bohaterów przejdzie jakąś przemianę. Oglądamy ich perypetie razem, ale każdy ma własną drogę do przejścia - dodał Madej.

Jak się robi kino?

Film jest w pewnym sensie autotematyczny, bowiem opowiada o świecie kinematografii.

- To jest komedia, która pokaże nam trochę prawdy o życiu aktorów i to, jak się robi film - wyjaśnił producent. - Film opowiada o robieniu filmów.

Najważniejszym jego tematem, co podkreślają wszyscy realizatorzy, będzie więc poruszanie się na granicy dwóch światów: fikcji i rzeczywistości. Jest to zadanie szczególnie trudne dla aktorów, którzy niejednokrotnie bardzo głęboko wchodzą w rolę, mając problemy z zaadaptowaniem się do codziennego, zwykłego życiu.

W "Polskim filmie" zobaczymy kultowych czeskich aktorów: Pavla Liškę, Tomaša Matonoha, Josefa Polaška, Marka Daniela i Jana Budařa. Co ciekawe, niektórzy z nich na ekranie będą posługiwali się swoimi prawdziwymi nazwiskami. Opowiada o tym polska aktorka Katarzyna Zawadzka (nagrodzona za debiut na tegorocznym FPFF w Gdyni za rolę w filmie "W imieniu diabła" Barbary Sass), którą również zobaczymy w komedii Najbrta.

- Wszyscy gramy poniekąd siebie - przyznała Zawadzka. - W filmie posługujemy się swoimi imionami, niektórzy nawet nazwiskami. Zatracenie granicy pomiędzy rzeczywistością, a światem filmowym to ciekawe doświadczenie. Dodatkowo mamy możliwość kreowania... siebie przez siebie.

Czeski reżyser pozytywnie wypowiedział się na temat Zawadzkiej oraz innych Polaków występujących w filmie: Krzysztofa Czeczota oraz Marcina Kobierskiego.

- Pracuje mi się z nimi bardzo dobrze. Doskonale odnajdują się w tych szczególnych rolach, w jakie się wcielają: producenta filmowego, dramaturga i aktorki. Czyli na ekranie robią właściwie to, co w życiu. A przy tym są ogromnie zabawni - powiedział Najbrt.

Kto zrozumie Czechów?

Duże kontrowersje wzbudza sam tytuł filmu. Wiele osób zastanawia się, czy "Polski film" to nawiązanie do znanego u nas powiedzenia.

- Tak, tytuł jest nawiązaniem do polskiego określenia "czeski film" - przyznał reżyser. - Bawi nas to, bo idealnie wskazuje na pojawiające się w życiu absurdy.

- Podczas pracy nad scenariuszem Czesi usłyszeli, co to znaczy "czeski film": nikt nic nie wie - dodał producent. - Bardzo się im to spodobało i postanowili stworzyć nowe określenie: "polski film".

Pytany o stosunki pomiędzy czeską a polską częścią ekipy Madej z uśmiechem odpowiedział: - Powstał swoisty savoir-vivre postępowania na planie dlatego, że niektóre nasze słowa są "brzydkie" po czesku. Na początku były małe nieporozumienia, jednak najczęściej wywoływały śmiech. Teraz wszystko się uspokoiło, wszyscy się rozumiemy. Każdy mówi w swoim języku, więc czasami jest naprawdę zabawnie.


- Problemy ze zrozumieniem Czechów mieli oświetleniowcy - opowiadał dalej producent. - My byliśmy już osłuchani z czeskim, ale oni dopiero przyjechali na pierwsze próby lokacyjne. Kiedy my porozumiewaliśmy się naprawdę spokojnie, podszedł do mnie jeden z oświetleniowców i zapytał: "Ty ich rozumiesz? Ja nic nie rozumiem! Ale wiesz co, to i tak nieważne. Dla mnie ważne jest tylko to, czy jest dzień, czy noc". Oczywiście ze względu na światła.

- Możecie państwo spodziewać się świetnej czeskiej komedii - zachwalał dalej Madej. - Oprócz tego, do czego Czesi już nas przyzwyczaili, czyli fajnego humoru, który jest czymś więcej niż wywrócenie się lub dostanie tortem w głowę, zobaczymy w filmie samych siebie. W żaden sposób nie ingerowaliśmy w to, jak pokazani będą Polacy. Dlatego będziemy mogli zobaczyć, jak widzą nas inni.

Premiera "Polskiego filmu" w Czechach jest zapowiadana na czerwiec przyszłego roku. Odbędzie się podczas festiwalu w Karlowych Warach, co ma niezwykle ważny związek z fabułą, jednak twórcy nie chcą zdradzić, o co dokładnie chodzi. W Polsce film pojawi się po wakacjach.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Zastanawiasz się, jak spędzić wieczór? A może warto obejrzeć film? Sprawdź nasz repertuar kin!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy