Reklama

Czego nie lubi Jack Nicholson?

Od ostatniego występu Jacka Nicholsona w filmie minęły trzy lata - w 2007 roku zagrał u boku Morgana Freemana w komediodramacie "Choć goni nas czas". Zatem co hollywoodzki gwiazdor robił w tym czasie? Nieoczekiwanie proste pytanie, staje się początkiem show.

- Jejku, kochanie... - wzdycha 73-letni laureat Oscara. - Chodzi ci o to, co robię w zaciszu mojego własnego domu? Chcesz, żebym odpowiedział ci na to pytanie? Przecież to będą czytać ludzie!

A potem unosi słynną brew, a na jego twarzy pojawia się charakterystyczny uśmieszek, który za chwilę rozszerza się w łobuzerski uśmiech.

Kiedy nie robię filmu, to...

- No cóż, kiedy akurat nie robię filmu, lubię wstawać między 11.00 a 13.00 - mówi aktor. - Gram w golfa. Mam dzieci w college'u, więc sporo czasu spędzam na telefonie. Spotykam się z kumplami.

W tym momencie zaczyna mruczeć coś pod nosem. Co takiego?

Reklama

- No, dobra. Powiedziałem, że spotykam się z kobietami - mówi, szczerząc zęby niczym wilk. - Co prawda, na tej niwie niewiele obecnie się dzieje. A poza tym rozmawiam z moim kongresmenem i chadzam na pogrzeby.

A co z kibicowaniem jego ukochanej drużynie, Los Angeles Lakers?

- To nie hobby - wyjaśnia. - Nazwałbym to raczej pracą!

W Nowym Jorku dzień jest mroźny i zimowy, ale Nicholson wydaje się być w dobrej formie. Spotykam się z nim w apartamencie jednego z najlepszych hoteli w mieście. Włosy ma gładko zaczesane do tyłu, a ubrany jest w szary garnitur i koszulę w kolorze jasnego turkusu. Ciemne okulary dodają mu sznytu pasażera limuzyny.

Wraca z nową komedią

Nicholsona sprowadziły do Nowego Jorku obowiązki związane z promocją nowego filmu z jego udziałem, komedii "Skąd wiesz?" w reżyserii Jamesa L. Brooksa, która do amerykańskich kin trafiła już 17 grudnia 2010 roku [w Polsce będzie miała premierę 11 marca 2011 roku - red]. Jack gra w niej biznesowego potentata, Charlesa Madisona, głowę rodzinnej korporacji. Jego syn, nieznośnie porządny George (Paul Rudd), również pracuje w firmie ojca. Niespodziewanie w ich życiu następuje straszliwy zwrot: George zostaje oskarżony przez władze federalne o popełnienie poważnego przestępstwa finansowego, którego w rzeczywistości dopuścił się... Charles. Chcąc uniknąć dożywocia (to już jego drugi taki zatarg z prawem) ojciec prosi syna, by wziął winę na siebie i odbył "względnie" lekką karę, jaką będzie dwu-, a może trzyletnia odsiadka dla "debiutanta". I rzeczywiście, George jest gotów ponieść tę ofiarę dla ojca i dla firmy - do czasu, kiedy poznaje Lisę (Reese Witherspoon), byłą softballistkę, obecnie na etapie rozpoczynania "nowego rozdziału w życiu".

- Moja rola to taki pluszowy rekinek - mówi Nicholson. - Charles to ten rodzaj faceta, który w jednej chwili całuje syna, a w drugiej jest gotów posłać go do więzienia. Owszem, jest ojcem, i jako taki autentycznie kocha swoje dziecko - ale tego problemu nie jest w stanie ogarnąć. Dajcie spokój, to było przecież tylko małe przekupstwo, gdzieś w Egipcie, które miało pomóc rodzinnej firmie! Charles zastanawia się: O co ta cała afera? Przecież wszyscy to robią! To typ, który wie, że sikanie na chodnik jest wbrew prawu - ale on przecież tylko splunął!

- Charles jest święcie przekonany, że jego występek jest nieznaczny - ciągnie Nicholson. - Wierzy, że jakimś cudem wszyscy wyplączą się z tej afery, jeśli tylko jego syn zbierze za niego przysłowiowe baty.

Czy widz może odczuwać życzliwość w stosunku do bohatera, który skłania się ku temu, by własny syn odbył za niego karę więzienia? - Trochę się tym martwiłem - przyznaje Nicholson - ale jednocześnie stwierdziłem, że jest to wyjątkowa historia.

Nikt nie pisze takich scenariuszy

Tak naprawdę jednak decydujące znaczenie miał fakt, że scenarzystą i reżyserem obrazu był James L. Brooks. Panowie współpracowali wcześniej już trzy razy, co zaowocowało Oscarami dla Nicholsona za role w "Czułych słówkach" (1984) i "Lepiej być nie może" (1997).

- Nie przepuszczę żadnej okazji, by pracować z Jimem - mówi Nicholson. - Odkryłem, że nikt nie pisze takich scenariuszy komediowych, jak on. "Skąd wiesz?" porusza kwestie związane z życiem, śmiercią, biznesem, przestępczością, ojcostwem, macierzyństwem. Wszystko to są poważne tematy, ale każdy z tych wątków ukazany jest w sposób zabawny; każdy jest prawdziwy. Zagadnienia, którymi zajmuje się Jim, nabierają wyrazistości. Nie ma znaczenia, czy to rak, czy może telewizyjne wiadomości. Uwielbiam w nim to, że stawia sobie tak wiele interesujących celów! Szczególnie podobało mi się to, co założył sobie podczas pracy nad "Lepiej być nie może". Powiedział mianowicie: "Chcę napisać rolę dla psa. Chcę też, żeby ten pies śmiał się w szczególny sposób, który będzie nawiązywał do ludzkiej mowy". Nie chciałem mówić głośno, że przecież psy nie mówią - więc tylko pomyślałem, że Jim lubi wybierać dla siebie takie rzeczy, które przedstawiają sobą wielką trudność. Za jego sprawą jednak jawią się one jako łatwe. James jest dla mnie Fredem Astaire'em wśród reżyserów.

Zobacz zwiastun filmu "Skąd wiesz?":

Prawdopodobnie najtrudniejszym momentem podczas realizacji "Skąd wiesz?" okazała się scena, w której ojciec i syn jednomyślnie wybuchają płaczem.

- Płaczę więc - wspomina Nicholson - a tu nagle Jim wybiega zza kamery, przypada do mnie i mówi: "Jack, przepraszam, ale "techniczni" nie powinni się śmiać, a oni tymczasem się śmieją...". Ja na to: "Jim, to komedia, nikt wcześniej nie robił mi takich uwag podczas kręcenia komedii!". Reżyser zazwyczaj chce, żeby aktor doprowadzał pracowników technicznych do śmiechu. Rzadko kiedy słyszysz słowa: "To komedia, więc nie rozśmieszaj ludzi!".

- Ale, oczywiście, Jim miał rację - dodaje. - Zagranie tej sceny z pełną powagą okazało się w pewien sposób bardziej inspirujące i nawet zabawniejsze.

Aktor wszechstronny

Nicholson dowiódł swojego mistrzostwa zarówno w dziedzinie komedii, jak i dramatu. Swoje dwa Oscary dla najlepszego aktora w roli głównej zdobył za dramat ("Lot nad kukułczym gniazdem", 1975) i komedię ("Lepiej być nie może"), a statuetkę dla najlepszego aktora drugoplanowego - za brawurową kreację w "Czułych słówkach", gdzie z postaci komicznej staje się tragiczną. Pozostałe dziewięć nominacji, jakimi może się poszczycić, to również pokłosie ról zarówno w komediach, jak i dramatach.

Życie, które wiedzie poza ekranem, często skazuje go na obecność na okładach tabloidów. Pomijając już niezwykłe dzieciństwo (po tym, jak jego ojciec porzucił rodzinę, aktorem zajęła się babcia; Nicholson dorastał nieświadomy tego, że dziewczyna, którą uważał za starszą siostrę, była w istocie jego matką), pamiętać należy, że gwiazdor "od zawsze" cieszy się reputacją kobieciarza.

Kobieciarz z piątką dzieci

Aktor jest ojcem piątki dzieci: 47-letniej dziś Jennifer, której matką jest aktorka Sandra Knight; 30-letniego Caleba Jamesa Goddarda, który jest owocem związku z inną aktorką, Susan Anspach; 29-letniej Honey Hollman, którą urodziła mu duńska supermodelka Winnie Hollman; wreszcie 20-letniej Lorraine i 18-letniego Raya, dzieci jego i aktorki Rebekki Broussard. Przez szesnaście lat swojego życia był również związany z laureatką Oscara, Anjeliką Huston.

Wydawałoby się, że to właśnie Nicholson powinien znać odpowiedź na pytanie postawione w tytule jego nowego filmu: Skąd wiesz... że to miłość?

- To było tak dawno, że już nie pamiętam - odpowiada mi żartem.

A tak naprawdę, dodaje, największą miłością jego życia jest aktorstwo.

- Kocham podróże i piękne kobiety - mówi. - Kocham moich cudownych rodaków i kumpli od kielicha, których spotkałem na swojej drodze. To fascynująca branża. My, aktorzy, jesteśmy niespokojni; jesteśmy dzicy.

- To by było na tyle - stwierdza, puszczając do mnie oko.

Oto dlaczego, po tylu latach od osiągnięcia wieku powszechnie uznawanego za emerytalny, Nicholson wciąż pracuje i nie ma zamiaru przestać - nawet jeśli potrzeba było trzech lat, jakie upłynęły od premiery "Choć goni nas czas", by znów pojawił się na wielkim ekranie.

Wziął sobie kilka lat wolnego

- Wciąż pozostaję osobnikiem, który lubi udowadniać różne rzeczy - wyznaje. - Ale w moim życiu były też chwile, w których mówiłem: "Rzygam tym biznesem". Każdy, kto słyszał te słowa z moich ust, mówił: "Dobry Boże, człowieku, przecież ty nie mógłbyś nie pracować!". No to wziąłem sobie kilka lat wolnego, żeby udowodnić im, że się mylili!

- W tym czasie przeczytałem wiele scenariuszy. Czuję się tak, jakbym zagrał w wielu filmach. Wiele z tych scenariuszy było zresztą identycznych.

- Lubię nie pracować - dodaje. - Wiem, że to wstrętne, co mówię, i nie chcę zarazić innych osób z branży moją postawą, ale... jej, uwielbiam nie pracować! Powtarzam: nie chcę zarazić tym Hollywood, ale kocham czas wolny od pracy.

- I proszę, nie drąż, dlaczego.

Nasza rozmowa jest skończona, ale uśmieszek na twarzy Jacka Nicholsona mówi wszystko.

Cindy Pearlman

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Jack Nicholson | Skąd wiesz? | Lubień | komedia | aktor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy