Reklama

"Córa marnotrawna", czyli satyra na telewizję

Na zakończenie drugiego dnia XXVI Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni jurorzy i widzowie obejrzeli film Andrzeja Kondratiuka "Córa marnotrawna". Ta w zamierzeniu twórców "odlotowa komedia satyryczna" i "kpina z polskiej kapitalistycznej rzeczywistości", została jednak przyjęta dość chłodno, prawdopodobnie także ze względu na tragiczne wydarzenia w USA.

"Córa marnotrawna" to satyra na współczesną rzeczywistość zdominowaną przez telewizyjne sitcomy i brazylijskie seriale. W ciągu kolejnych sekwencji filmu widz odnajduje w niej wyraźne odniesienia do typowo polskich problemów, afer, przywar i przyzwyczajeń. Są "służby specjalne", jest "wielka finansjera", egzotyczne podróże, a nawet zawody w piciu alkoholu.

Kondratiukowi i wspaniałym aktorom (Iga Cembrzyńska, Zofia Saretok, Zbigniew Buczkowski, Artur Barciś) udało się stworzyć wiele naprawdę śmiesznych scen, czy jednak wystarczająco wiele, by film znalazł uznanie w oczach powszechnej widowni? Obraz jest bardzo statyczny i mimo wszystko bardziej razi rozwlekłością niż śmieszy.

Reklama

"Andrzej Kondratiuk uznał, że powiedział już wszystko na temat śmierci, miłości czy przemijania. Uznał, że nie powinien już więcej marudzić w krzakach Gzowa. Dlatego postanowił zrobić coś innego, nowego. Jest to zdecydowanie nowy rozdział w jego artystycznej biografii. Odpowiedź na czasy, w jakich przyszło nam żyć, kiedy pomieszały się style i wartości. Dlatego zrobił ten pastisz telewizyjnych tasiemców" - mówiła po festiwalowej projekcji Iga Cembrzyńska, aktorka i jednocześnie producent filmu.

Cembrzyńska jest przekonana, że "Córa marnotrawna" stanie się kiedyś filmem kultowym, podobnie jak "Hydrozagadka". "Kocham ten film i nie dam mu zginąć" - powiedziała Iga Cembrzyńska. "Realizowaliśmy go przez 3 lata w naszym domowym, a właściwie piwnicznym atelier, co było dodatkową trudnością" - dodała.

Zbigniew Buczkowski i Artur Barciś przyznali zgodnie, że znakomicie im się pracowało z Andrzejem Kondratiukiem. "Udział w tym filmie był dla mnie fantastyczną zabawą" - wyznał Buczkowski. "Bywało, że dostawaliśmy napisane ręcznie fragmenty scenariusza, które zresztą przechowuję do dzisiaj, schodziliśmy do piwnicy Kondratiuka i tam nakręcaliśmy kolejne sceny" - opowiadał Barciś.

"Pokaz naszego filmu mógł się dzisiaj nie odbyć. Nie mielibyśmy o to do nikogo pretensji. Dzisiaj bowiem wszystko blednie wobec tragedii, jaka dotknęła USA..." - zakończyła Iga Cembrzyńska.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: USA | Barciś | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy