Reklama

Co Netflix zyskał na pandemii?

Przed wybuchem pandemii COVID-19 było tak, że zanim wyświetlany w kinach film trafił na inne nośniki, musiał minąć określony czas, czyli tzw. „okno”, które trwało zwykle około 90 dni. Pandemia sprawiła, że ta zasada został porzucony. Skorzystały na tym serwisy streamingowe i PVOD, dla których zamknięcie kin oznacza wzrost ich subskrybentów. Nic więc dziwnego, że szefowie Netfliksa są zadowoleni z tego, że aktualnie „okno” właściwie nie istnieje. Uważają, że ma to dobry wpływ na przyszłość przemysłu filmowego.

Przed wybuchem pandemii COVID-19 było tak, że zanim wyświetlany w kinach film trafił na inne nośniki, musiał minąć określony czas, czyli tzw. „okno”, które trwało zwykle około 90 dni. Pandemia sprawiła, że ta zasada został porzucony. Skorzystały na tym serwisy streamingowe i PVOD, dla których zamknięcie kin oznacza wzrost ich subskrybentów. Nic więc dziwnego, że szefowie Netfliksa są zadowoleni z tego, że aktualnie „okno” właściwie nie istnieje. Uważają, że ma to dobry wpływ na przyszłość przemysłu filmowego.
Szefowie Netflixa nie mają powodów do narzekań /Chesnot /Getty Images

"Nigdy nie mieliśmy problemu z filmami przeznaczonymi do kina. Przeszkadzało nam bardzo długie 'okno', w trakcie którego były one dostępne tylko tam. To było dla nas największym wyzwaniem. Jeśli więc zrezygnuje się z tego +okna+, o wiele łatwiej będzie pokazywać nasze filmy w kinach. Bardzo nam się podoba to, że widzowie sami będą decydowali o tym, jakie filmy chcą obejrzeć w domu, tak jak stało się to normą w trakcie pandemii COVID-19" - stwierdził Ted Sarandos cytowany przez portal "Deadline".

Prezes Netfliksa odniósł się w ten sposób do sytuacji sprzed pandemii, kiedy z powodu panującego modelu dystrybucji, filmy produkowane przez giganta streamingowego miały problem z ubieganiem się o najważniejsze nagrody filmowe. Z premierą tylko na serwisie streamingowym, często nie miały na to szans. Tylko po to, by zwiększyć swoje szanse, Netflix decydował się na kinowe premiery swoich najgłośniejszych filmów w niewielkiej ilości kin. Pandemia COVID-19 postawiła wszystko na głowie - z korzyścią dla serwisów streamingowych.

Reklama

"Wiele rozwiąże się w drugiej połowie roku. Spowodowana pandemią COVID-19 decyzja studia Warner Bros. o jednoczesnej premierze ich filmów w kinach i na platformie streamingowej HBO Max pokaże, ilu widzów obejrzy je w kinach, a ilu w domu. To pierwszy krok do koegzystencji. To dobre dla filmów, bo pomoże zarówno streamingom, jak i kinom. Ale na wnioski trzeba będzie poczekać do zakończenia pandemii" - dodaje Reed Hastings, jeden z współwłaścicieli Netfliksa.

O sytuację, z jaką mamy do czynienia teraz, Netflix walczył od lat. Największe amerykańskie sieci kinowe nie chciały pokazywać filmów wyprodukowanych przez ten serwis właśnie dlatego, że nie respektowały one ustalonego "okna". Wszystko jednak zmienia się jak w kalejdoskopie. Najbardziej na pandemii tracą kina, które pozostają częściowo zamknięte oraz pozbawione premierowego repertuaru. Według szacunków taka sytuacja może potrwać przynajmniej do lipca. Nic więc dziwnego, że dla portali streamingowych otwiera się szansa na nawiązanie dyskusji z właścicielami kin w celu wypracowania takich rozwiązań, które odpowiadać będą obydwu stronom. Netflix i inne streamingi zasiądą do rozmów z pozycji, o której jeszcze rok temu mogłyby pomarzyć.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Netflix
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy