Reklama

Chris Pine odkrył w filmie Quentina Tarantino scenę z udziałem swojej babci

"Chris Pine to bez wątpienia mój ulubiony aktor swojego pokolenia" – komplementował aktora na początku tego roku w jednym z podcastów Quentin Tarantino. Choć gwiazdor znany m.in. z roli kapitana Jamesa T. Kirka w ostatnich częściach filmu "Star Trek" nie zagrał jeszcze w żadnym filmie Tarantino, to dzięki swojej matce odnalazł jeszcze jeden zaskakujący fakt, który łączy go z tym reżyserem.

"Chris Pine to bez wątpienia mój ulubiony aktor swojego pokolenia" – komplementował aktora na początku tego roku w jednym z podcastów Quentin Tarantino. Choć gwiazdor znany m.in. z roli kapitana Jamesa T. Kirka w ostatnich częściach filmu "Star Trek" nie zagrał jeszcze w żadnym filmie Tarantino, to dzięki swojej matce odnalazł jeszcze jeden zaskakujący fakt, który łączy go z tym reżyserem.
Chris Pine /Jeff Kravitz/FilmMagic /Getty Images

O niespodziewanym odkryciu opowiedział Pine w pierwszym odcinku podcastu "Things Are Going Great For Me" autorstwa J. Claude’a Deeringa. Aktor wspomniał najpierw o spotkaniu z Tarantino podczas organizowanej przez "Vanity Fair" imprezy po Oscarach. W jej trakcie przedstawił reżyserowi swoją matkę, którą zawsze zabiera na imprezy branżowe. "Tarantino wiedział wszystko o mojej babce. Znał tytuły filmów, w których wystąpiła, kto grał w nich razem z nią, znał reżyserów, autorów scenografii. Niewiarygodne. Tarantino i moja mama wdali się w czterdziestominutową dyskusję, a ja się ulotniłem po kolejne martini" - wspomina Pine.

Babka Pine’a, Anne Gwynne, była jedną z pierwszych tzw. "scream queens", czyli aktorek specjalizujących się w horrorach. Wystąpiła m.in. w takich filmach jak "Black Friday" z Borisem Karloffem i Belą Lugosim czy "Dom Frankensteina" z Karloffem i Johnem Carradine’m w roli Draculi. I to właśnie jeden z filmów z udziałem Gwynne wypatrzyła potem jej córka podczas seansu ostatniego filmu Quentina Tarantino "Pewnego razu... w Hollywood".

Reklama

"Zadzwoniłem do starych i zapytałem, czy oglądali już 'Pewnego razu... w Hollywood'. Oglądali, podobało im się. Moja mama zapytała: 'Kojarzysz tę scenę na ranczu z Bruce’m Dernem, gdy w tle widać włączony telewizor? Leci tam jeden z filmów mojej mamy' - zdradziła mi mama. Muszę się spotkać z Tarantino. Moja mama napisała mi maila, którego chcę mu przeforwardować. Było to bardzo fajne z jego strony i zakładam, że było celowe. Moja mama była zachwycona" - wspomina w podcaście Pine.

Aktor wypowiedział się też na temat przyszłości serii "Star Trek", której czwarta część odwlekana jest w czasie i nie wiadomo, czy w ogóle powstanie. "Nic nie wiem. Cały czas mnie o to pytają, a ja jestem ostatnią osobą, która się czegoś dowie. Słyszałem, co słyszałem. Reżyserować miał najpierw Tarantino, potem Noah Hawley i nic z tego nie wyszło, bo zajął się czymś innym. Naprawdę więc nie wiem. Wiem, że studio Paramount jest w trakcie reorganizacji i mam nadzieję, że gdy opadną już pyły, urodzi się coś ciekawego. Bardzo bym chciał w tym zagrać" - mówi Pine.

Dobra wiadomość dla fanów talentu aktora jest taka, że niedługo powinniśmy oglądać w filmie "Wonder Woman 1984", którego premierę zaplanowano na 2 października tego roku.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Pewnego razu w Hollywood | Chris Pine
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy