Reklama

Były dyrektor Teatru Bagatela składał wyjaśnienia przed sądem

Przed krakowskim sądem ruszył w czwartek proces byłego dyrektora Teatru Bagatela, którego prokuratura oskarżyła o mobbing i nadużycia seksualne. Pełnomocnik pokrzywdzonych kobiet przekazał dziennikarzom, którzy nie zostali wpuszczeni do budynku sądu, że Henryk Jacek S. rozpoczął składanie wyjaśnień.

Przed krakowskim sądem ruszył w czwartek proces byłego dyrektora Teatru Bagatela, którego prokuratura oskarżyła o mobbing i nadużycia seksualne. Pełnomocnik pokrzywdzonych kobiet przekazał dziennikarzom, którzy nie zostali wpuszczeni do budynku sądu, że Henryk Jacek S. rozpoczął składanie wyjaśnień.
Czwartkowa rozprawa odbyła się z wyłączeniem jawności /Beata Zawrzel /Reporter

"Do skruchy droga bardzo daleka. Myślę, że ten proces potrwa jeszcze bardzo długo" - w taki sposób wyjaśnienia, które oskarżony zaczął składać przed sądem rejonowym, skomentował pełnomocnik pokrzywdzonych kobiet. "Słuchaliśmy wyjaśnień oskarżonego, które nie zostały skończone; były one bardzo szczegółowe, nie zawsze na temat" - dodał adw. Wojciech Nartowski; ponadto wskazał, że S. nie przyznał się do winy.

Akt oskarżenia w tej sprawie krakowska prokuratura sporządziła pod koniec listopada ub.r. Henrykowi Jackowi S., który krakowską "Bagatelą" kierował przez ponad 20 lat, zarzucono "czyny przeciwko wolności seksualnej, naruszania praw pracowniczych oraz naruszania nietykalności cielesnej" na szkodę dziewięciu pokrzywdzonych, m.in. aktorek tej instytucji. O sprawie głośno zrobiło się, kiedy prokuraturę zawiadomił prezydent Krakowa Jacek Majchrowski; to do niego kobiety zwróciły się prośbą o reakcję.

Reklama

Ponieważ, jak komentował w czwartek pełnomocnik pokrzywdzonych, sprawa dotyczy "kwestii bardzo trudnych i intymnych", należy wypowiadać się o niej w sposób bardzo ostrożny.

"(Kwestie te) przede wszystkim dotyczą naruszenia wolności seksualnej, są to sprawy dotyczące innej czynności seksualnej; naruszenia godności, upokarzania, dyskryminacji" - przypomniał Nartowski. W jego ocenie dziewięć pokrzywdzonych kobiet "mówi nie tylko o swoich sprawach, ale też o sprawach milionów kobiet, które są w trudnej sytuacji, są upokarzane, często są ofiarami, ale nie stać ich na to, albo nie mają siły, aby głośno powiedzieć: nie". Ponadto wskazał, że do nadużyć mogło dochodzić w również w latach innych niż te, objęte aktem oskarżenia.

Pytany z kolei o obecny stan reprezentowanych kobiet, adwokat wskazał, że wciąż mierzą się one z konsekwencjami tego, co je spotkało. "Chciałbym przede wszystkim, aby została ustalona odpowiedzialność byłego dyrektora, a następnie, aby zwrócił się do swoich ofiar (...) ze słowami, z którymi powinien (się zwrócić): z przeproszeniem. Walczę o ich godność" - powiedział Nartowski, odnosząc się do kwestii wysokości ewentualnej kary, która może zostać wymierzona.

Wskazał, że w czwartek pokrzywdzone nie pojawiły się w sądzie - wcześniej bowiem złożyły zeznania w obecności psychologa. "Powtórne ewentualne przesłuchanie byłoby wyrazem powtórnej wiktymizacji. Jestem temu bardzo przeciwny" - dodał ich przedstawiciel.

Komentując z kolei treść wyjaśnień, składanych przed S. podczas czwartkowej rozprawy, ocenił, że "stanowiska stron są bardzo mocno spolaryzowane". "Usłyszeliśmy własną, autorską wersję wydarzeń pana oskarżonego; przedstawia on swoje stanowisko, które jest rażąco niezgodne z tym, co zawarte zostało w akcie oskarżenia" - wskazał adwokat. Zaznaczył jednak, że sprawy byłego już dyrektora "Bagateli" nie należy kojarzyć z samym teatrem, który ma nowe kierownictwo.

Czwartkowa rozprawa odbyła się z wyłączeniem jawności; przedstawiciele mediów nie zostali wpuszczeni też do budynku sądu. Pytana o powody tej decyzji, rzeczniczka krakowskiego SO Beata Górszczyk powołała się na "zarządzenie prezesa i dyrektora sądu okręgowego", które "zostało wydane w oparciu o przepisy prawa", w związku z sytuacją epidemiczną w kraju. Podkreśliła jednak, że "sąd pełni nie tylko funkcję rozstrzygającą, ale też edukacyjną". Jak podała rzeczniczka, w czwartek odczytany został akt oskarżenia, a S. kontynuował będzie składanie wyjaśnień podczas kolejnej rozprawy.

Do udziału w niej nie została też dopuszczona strona społeczna - taki wniosek zgłosili przedstawiciele Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu. Jak skomentował Nartowski, "o tym procesie należy mówić ogólnikowo, jeśli chodzi o zarzuty i akt oskarżenia, a szczegółowo, jeżeli chodzi o kwestię szacunku dla innych ludzi, dla pracowników, kobiet; przede wszystkim (w kontekście tego), żeby znać granice". W jego ocenie im mniej postronnych osób pozna szczegóły sprawy, tym lepiej.

W innym tonie wypowiedział się przedstawiciel fundacji, radca prawny Adam Kuczyński. "Wydaje się, że zabrakło wyczucia rangi i powagi tej sprawy, w tym sensie, że jest to sprawa głośna; pierwszy tak głośny przypadek, kiedy pracownicy instytucji kulturalnej, teatru zgłaszają nadużycia ze strony swojego przełożonego, i sprawa kończy się w sądzie" - wskazał.

W ocenie Kuczyńskiego, w sytuacji, kiedy jawność rozprawy została wyłączona, a przedstawiciele mediów nie mogli znaleźć się na sali sądowej, "dobre i korzystne byłoby zapewnienie społeczeństwu kontroli, czy możliwości patrzenia na przebieg tego postępowania za pośrednictwem wyspecjalizowanej organizacji, jaką jest fundacja".

To, co zawarte zostało w akcie oskarżenia, w rozmowie z dziennikarzami przypomniał rzecznik krakowskiej prokuratury okręgowej Janusz Hnatko. "Mogę powiedzieć, że czyny te polegały na naruszeniu praw pracowniczych, między innymi poprzez dyskryminowanie pokrzywdzonych ze względu na płeć, ze względu na to, że były to kobiety; niezapewnieniu bezpiecznych warunków pracy, naruszeniu godności pracownika" - wskazał prokurator, dodając, że "doszło również do doprowadzenia do poddania się innej czynności seksualnej".

Hnatko wskazał, że "pokrzywdzone pracujące przy realizacji dzieła w postaci spektaklu teatralnego, będącego wytworem artystycznym, winny mieć zapewnioną atmosferę sprzyjającą pracy twórczej i bezpieczne warunki pracy". "Natomiast dyrektor stojący na czele hierarchii pracowników, powinien być gwarantem zapewnienia właściwych, sprzyjających pracy twórczej warunków pracy. A w tym przypadku nie mieliśmy do czynienia z zapewnieniem takich warunków" - podsumował prokurator.

Henryk Jacek S. od początku zaprzeczał oskarżeniom. "Nigdy nie molestowałam seksualnie pracownic ani kobiet współpracujących z teatrem, a także nie dopuszczałem się mobbingu" - podkreślał ówczesny dyrektor "Bagateli" w rozmowie z PAP, w listopadzie 2019 r.

PAP
Dowiedz się więcej na temat: Teatr Bagatela
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy