Reklama

Bruce Willis wychodzi z siebie

- Zadurzyłam się w Bruce'ie Willisie na amen - mówi Helen Mirren. - Ale nie mówcie mu tego, na miłość boską! Mojemu mężowi też nie. - Za to ja durzę się w Morganie Freemanie - wyznaje Willis. - Tylko nie mówcie mojej żonie! Co się dzieje?

- A, zresztą! Mój mąż wie - dodaje Mirren, Brytyjka o niezaprzeczalnym artystycznym dorobku. - Jestem w nim zadurzona w sposób typowy dla wiernej fanki, a także w sposób bardziej "estetyczny", jako aktorka, która patrzy w oczy swojego ekranowego partnera. A zatem zadurzenie to przynajmniej po części podszyte jest szacunkiem.

W kim durzy się Bruce Willis?

Kiedy wiadomość ta zostaje przekazana Willisowi w chwilę po jego przybyciu do jednego z hoteli na Manhattanie, gdzie ma udzielić wywiadu na temat swojego nowego filmu, "RED", hollywoodzki gwiazdor tylko się uśmiecha. - Prawda jest taka, że jestem bardzo szczęśliwym małżonkiem, i z zachwytem przyjmuję wiadomość, że Helen się we mnie durzy - mówi. - Ja właściwie też ją lubię - ją i jej męża (reżysera Taylora Hackforda - przyp. aut.).

Reklama

- Ale za to durzę się w Morganie Freemanie - dodaje aktor. - Tylko nie mówcie mojej żonie!

Jego głos jest cichy, ale czysty; w jednej chwili skupia na aktorze uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Jego wygląd - szczupły, muskularny, łysy Willis na wywiad przyszedł ubrany w czarny garnitur i jasnoniebieską koszulę - dodatkowo potęguje wrażenie spokojnej pewności siebie. 55-letni Bruce był gwiazdą przez większą część swojego życia, i najzwyczajniej jest w tym dobry.

W swoim nowym filmie zatytułowanym "RED" gra Franka Mosesa, byłego tajnego agenta CIA, który po przejściu na emeryturę wiedzie spokojne, wręcz nudne życie. Spokój ten zostaje jednak zburzony, kiedy oddział komandosów, mających za zadanie zlikwidować Franka, zrównuje z ziemią jego dom. Pozbawiony anonimowości były agent musi uciekać. W ucieczce tej towarzyszy mu kobieta, o której względy od pewnego czasu zabiega (grana przez Mary-Louise Parker). Frank postanawia reaktywować starą ekipę swoich współpracowników i wspólnie dowiedzieć się, dlaczego ni stąd, ni zowąd, wszyscy znaleźli się na celowniku. Ekipę tę tworzą Victoria (Mirren), Joe (Freeman) i szalony Marvin (John Malkovich).

- Nie przypuszczałem, że rola ta okaże się taką frajdą - mówi Willis - ani że będzie zbierać tak świetne recenzje.

Jak został bohaterem komiksu?

Fabuła "RED" oparta została na komiksie słynnego wydawnictwa DC Comics. Tytuł - zarówno filmu, jak i komiksu - to akronim powstały z pierwszych liter słów tworzących wyrażenie "Retired, Extremely Dangerous" ("Emerytowany, nadzwyczaj niebezpieczny" - red.). Rysunkowy pierwowzór "RED" Willis poznał dopiero wówczas, kiedy zaproponowano mu rolę Franka.

- Na temat komiksu wiedziałem mniej, niż większość kolegów z obsady - przyznaje. - To, co lubię w komiksach jako takich, to zawarty w nich ładunek melodramatyczności. Całość "RED" liczy zaledwie 65 stron, ale i tak był to dla nas świetny punkt wyjścia. Komiks niejako mówił nam, które zmiany mogą nam ujść na sucho, a które nie - my po prostu rozwijaliśmy wątki nakreślone na poszczególnych stronach.

Efekt końcowy, mówi aktor, przypomina nieco hybrydę.

- Ten film łączy w sobie cechy romansu, filmu akcji i komedii - wyjaśnia Willis. - Podczas zdjęć powtarzałem, że spokojnie moglibyśmy nakręcić ten obraz, koncentrując się tylko na dowolnym z tych trzech aspektów. Mógł to być po prostu romans, w którym od czasu do czasu coś wybucha; mógłby to też być klasyczny film akcji z kilkoma śmiesznymi momentami i celnymi ripostami. Połączenie tych trzech gatunków w jednym obrazie było w istocie bardzo ambitnym przedsięwzięciem.

Rozśmieszyć też umie

Swoboda, z jaką Willis porusza się w konwencji komediowej, była widoczna w jego aktorstwie już wtedy, gdy grał w serialu "Na wariackich papierach" (1985 - 1989). Tym razem jednak rozśmieszanie widza przypadło w udziale innym - co, jak sam mówi, nie stanowiło dla niego problemu.

- W tym filmie jestem raczej poważnym gościem. Bohater komediowy jest zabawny tylko w takim stopniu, w jakim zabawny jest bohater, który go aktywizuje. Osobiście lubię rozśmieszać, ale lubię też doprowadzać do śmiesznych sytuacji.

Sama akcja - w tym przede wszystkim brutalna walka z młodym agentem CIA granym przez Karla Urbana - to już wybitnie działka Willisa. Bruce przyznaje, że, w miarę upływu lat, takie sceny kosztują go coraz więcej wysiłku.

- Spójrzmy prawdzie w oczy - mówi. - W tej scenie Karl skopał mi tyłek. Wciąż czuję ten ból.

- Przed nakręceniem tej sceny odbyliśmy wiele prób - kontynuuje. - To, co widz ogląda na ekranie, nie jest udawane. Ciężko jest odegrać taką walkę w sposób powściągliwy, bo zależy ci przecież na tym, żeby to faktycznie wyglądało tak, jakbyśmy chcieli się nawzajem pozabijać. Dlatego istotnie zostałem trochę pokiereszowany.

Jak to możliwe, że aktorzy "idą na całość" w scenach walki, nie ryzykując jednocześnie spowodowania poważnych obrażeń u ekranowego partnera?

- Najważniejszy jest kontakt wzrokowy - wyjaśnia Willis. - W scenie walki konieczne jest utrzymywanie kontaktu wzrokowego z drugą osobą, tak, aby wiedziała, czego się spodziewać i kiedy.

Morgan Freeman to laureat Oscara, który w swojej karierze pracował z największymi gwiazdami kina akcji, z których na plan pierwszy wysuwa się Clint Eastwood. Jeśli chodzi o Willisa, to nie może się go nachwalić.

"W pracy z Bruce'em lubię to, że na planie wykazuje się on ogromnym zaangażowaniem, ale też potrafi być zabawny" - mówił w jednym z wywiadów. "Reżyser krzyczy: Cięcie! - a my natychmiast wracamy do tego, o czym rozmawialiśmy, zanim kamera poszła w ruch. Bruce z pewnością nie "żyje" swoją postacią przez dwadzieścia cztery godziny na dobę i siedem dni w tygodniu. Podoba mi się również to, że mamy podobne podejście do pracy z reżyserem, jako że jesteśmy w tej branży już od dłuższego czasu. Nie boimy się zapytać reżysera: "Czy ty wiesz, co robisz?". Bywało tak, że myśleliśmy, że jedno ujęcie wystarczy; a reżyser był odmiennego zdania. Dlatego stworzyliśmy taki wspólny front przeciwko niemu. On mówił: "Chcecie powtórzyć ujęcie?" - a my odpowiadaliśmy: "A po co?".

- Wspaniale jest pracować z przyjaciółmi - mówi Willis. - Morgan to niezawodna firma. Możesz mieć pewność, że wniesie do projektu coś interesującego. Poza tym potrafi mnie rozbawić.

- Już mówiłem - durzę się w nim.

Zaczynał jako barman

Urodzony w Niemczech i wychowany w New Jersey Willis, który swoją aktywność zawodową zaczynał jako... barman, zapracował na swoje nazwisko rolą prywatnego detektywa w "Na wariackich papierach". Wkrótce potem rozpoczęła się jego długa kariera filmowa, której najjaśniejszymi punktami pozostają, przynajmniej jak dotąd, kasowy hit "Szklana pułapka" (1988), który doczekał się trzech sequeli; "Pulp Fiction" (1994) - rewolucyjny obraz Quentina Tarantino; i osobliwy "Szósty zmysł" (1999) M. Nighta Shyamalana. Po drodze zyskał również spore uznanie jako muzyk, który wylansował hit listy Billboardu - singiel "Respect Yourself" (1986) i którego klubowe tournee z zespołem Bruce Willis and the Blues Band z 2002 r. zebrało całkiem zacne recenzje.

- W moim życiu wspaniałe jest obecnie to, że jest mi dane stać w wielu filmach, które zawsze różnią się czymś od siebie - mówi aktor. - Biorę udział w większych i mniejszych projektach. Zasadniczo wiele z nich obfituje w sceny walki i akcji - pod tym względem nic się nie zmieniło, ale muszę przyznać, że wciąż kocham to robić. W takich filmach dobrzy faceci zawsze triumfują nad złymi. Podoba mi się to, że biorę udział w tej grze. Lubię być tym dobrym gościem.

Fakt, że niektóre z tych filmów nie przemawiają do widzów i/lub krytyków, zbytnio go nie martwi.

- Lubię po prostu próbować wciąż i wciąż, od nowa - deklaruje. - Jeśli zdarzy ci się wystąpić w filmie, który akurat przejdzie bez większego echa, ciężko jest potem pozbierać się i zrobić coś nowego. Ale próbujesz. Ja mam to szczęście, że Hollywood cały czas chce mnie widzieć z powrotem.

Wszędzie go pełno

Niedawno Willis zakończył zdjęcia do realizowanego w Hiszpanii thrillera "The Cold Light of Day" i już przygotowuje się do roli w filmie science-fiction zatytułowanym "Looper". Publiczność kinowa może go natomiast oglądać w "Niezniszczalnych", którzy nieoczekiwanie stali się wielkim hitem. Autorem scenariusza i reżyserem tej produkcji jest człowiek, który w latach 80. dzielił z Willisem status supergwiazdora kina akcji - Sylvester Stallone.

Największy entuzjazm widzów wywołuje scena, w której pojawiają się Stallone, Willis i - gościnnie - Arnold Schwarzenegger. Stallone przypisuje autorstwo tego pomysłu Willisowi, on sam jednak twierdzi, że wyglądało to nieco inaczej.

- Znalazłem się w tym filmie dlatego, że zamęczałem Sly'a pytaniami w stylu "Dlaczego nie mogę wystąpić w tym filmie? Czemu do mnie nie dzwonisz?" - odpowiada Willis. - A potem Sly wspomniał, że na ekranie pojawi się gubernator... Wydaje mi się, że ta scena była w całości jego pomysłem.

- Ale jeśli chce, żebym to ja zbierał laury - proszę bardzo! - dodaje z uśmiechem. - Tak, to ja wpadłem na to, żebyśmy wszyscy trzej wystąpili w jednym filmie!

Granie w filmach akcji z upływem czasu nie staje się bynajmniej łatwiejsze - stwierdza Willis.

- Sly'owi udało się sprawić, że każdy z nas wyglądał w tym filmie świetnie - mówi. - A on sam podczas kręcenia zdjęć został tak pokiereszowany i poobijany... Teraz, kiedy dzwonię do niego, żeby po prostu zapytać, jak leci, przypomina mi: "Pewnego dnia, Bruce, ty też nie będziesz mógł tak wysoko podskoczyć!".

Co niepokoi Willisa?

Nawet jeśli Willisa niepokoi fakt, że nie staje się młodszy, nie daje tego po sobie poznać. Aktor ustatkował się u boku nowej żony, Emmy Heming. Jednocześnie cały czas bierze aktywny udział w wychowywaniu swoich trzech córek, współpracując w tej kwestii z ich matką a swoją byłą żoną, Demi Moore.

- Jestem szczęśliwy i zadowolony - mówi. - Nawet w tej chwili każdy z nas się starzeje. W czasie, gdy udzielam tego wywiadu, mijają przecież sekundy, minuty, godziny.

- Jest na to tylko jedna rada. Trzeba zacząć żyć pełnią życia już od zaraz. Jeśli chodzi o mnie, to po prostu staram się dobrze bawić każdego dnia.

Cindy Pearlman

"New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: aktor | to ja | Bruce Willis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy