Reklama

Bruce Willis: Tak dobry, że aż zły

Wiadomo, że w karierze każdego aktora zdarzają się filmy, o których chciałby jak najszybciej zapomnieć. O klasie hollywoodzkiej gwiazdy świadczy sposób, w jaki podchodzi do tych artystycznych porażek. Znany z dystansu do własnej osoby Bruce Willis z pewnością nic sobie z nich nie robi. Z okazji 65. urodzin artysty przypominamy mniej chwalebne momenty w jego karierze.

Wiadomo, że w karierze każdego aktora zdarzają się filmy, o których chciałby jak najszybciej zapomnieć. O klasie hollywoodzkiej gwiazdy świadczy sposób, w jaki podchodzi do tych artystycznych porażek. Znany z dystansu do własnej osoby Bruce Willis z pewnością nic sobie z nich nie robi. Z okazji 65. urodzin artysty przypominamy mniej chwalebne momenty w jego karierze.
Bruce Willis zagrał w wielu świetnych filmach, ale na koncie ma też całą masę gniotów /VCG/VCG /Getty Images

Bruce Willis urodził się w Idar-Oberstein w Niemczech (Nadrenia-Palatynat). Jego matka była Niemką, a ojciec amerykańskim żołnierzem, stacjonującym w pobliskiej bazie US Army. Gdy Bruce miał dwa lata, rodzina wróciła do USA i zamieszkała w miasteczku Carneys Point w New Jersey.

"Strasznie się jąkałem od podstawówki aż do szkoły średniej. To był koszmar. Myślałem, że jestem upośledzony. Dopiero pierwsze próby w szkolnym teatrze uświadomiły mi, że gdy wypowiadam wcześniej zapamiętane słowa, mówię normalnie. To było jak cud. Aktorstwo odmieniło moje życie" - przyznał w jednym z wywiadów Willis.

Reklama

W pewnym momencie podjął nawet studia aktorskie, ale dosyć szybko rzucił szkołę i wyjechał do Nowego Jorku. Znudzony brakiem sukcesów w 1980 r. Bruce wyruszył do Los Angeles. Tu był lepszy klimat dla młodych aktorów.

Jeszcze w tym samym roku zagrał epizod w thrillerze "Pierwszy śmiertelny grzech". Potem były kolejne, m.in. mała rólka w "Policjantach z Miami"... W 1985 r., pokonując na castingach blisko 3 tys. konkurentów, dostał wreszcie pierwszą dużą rolę: detektywa Davida Addisona w serialu "Na wariackich papierach". To był strzał w dziesiątkę. Jego kreację doceniono m.in. Złotym Globem i nagrodą Emmy.

Ale na to, by i on stał się gwiazdą, musiał poczekać do 1988 r., gdy dzięki cynicznemu, ale skłonnemu do poświęceń Johnowi McClane'owi ze "Szklanej pułapki" wdarł się do hollywoodzkiej elity. Wydawać by się mogło, że teraz będzie już tylko z górki. Niestety, aktor grał zarówno w filmach wybitnych (jak "Pulp Fiction"), jak i totalnych katastrofach. Jakie najgorsze produkcje artysta ma na koncie?

W 1989 roku w filmie "The Return of Bruno" Bruce Willis wcielił się w postać fikcyjnego bluesmana Bruno Radoliniego. W zrealizowanym w konwencji fałszywego dokumentu obrazie hołd Radoliniemu złożyli m.in. Elton John, Phil Collins i Ringo Starr. "The Return of Bruno" to kolejny dowód na to, że gwiazdy Hollywood nie zostaną nigdy gwiazdami pop. O ówczesnej popularności Willisa najdobitniej świadczy jednak fakt, że płyta z piosenkami z filmu dotarła aż do 14. miejsca listy  "Billboardu".

W komedii kryminalnej "Hudson Hawk" (1991) Bruce Willis wcielił się w tytułowego złodzieja, który zostaje zmuszony do kradzieży dzieł Leonarda da Vinci. Aktor otrzymał za tę produkcję aż dwie nominacje do Złotych Malin - za scenariusz i główną rolę. "Triumfował" (wraz z trzema innymi twórcami) w pierwszej z kategorii.

W 1994 roku Bruce Willis wystąpił u boku 20-letniej Jane March w erotycznym thrillerze "Barwy nocy" (przypomnijmy - 3 lata wcześniej powstał "Nagi instynkt"). Obraz nie podbił krytyki, Rogert Ebert stwierdził wręcz, że "absurdalny" to zbyt słaby epitet, by opisać słabości filmu w reżyserii Richarda Rusha. "Barwy nocy" bezdyskusyjnie wygrały rywalizację o tytuł największej chały roku, otrzymując aż 8 nominacji do Złotych Malin. Na pocieszenie - Willis przegrał rywalizację o tytuł najgorszego aktora z Kevinem Costnerem ("Wyatt Earp").

W tym samym roku Willisa mogliśmy też oglądać w komedii "Małolat".  Aktor wcielił się w postać "anioła stróża" czuwającego nad krnąbrnym 11-latkiem (granym przez Elijaha Wooda). Tylko jak tu wyjść z twarzą z aktorskiego zadania w pluszowym stroju wielkanocnego zająca? Mimo 40-milionowego budżetu "Małolat" okazał się gigantycznym niewypałem, zarabiając w kinach marne 7 milionów.

W "Szakalu" (1997) Michela Catona-Jonesa Willis zagrał wynajętego zabójcę, którego celem jest pozbawienie życia szefa FBI. Zanim Bruce Willis przyjął tytułową rolę, propozycję występu w filmie odrzucili kolejno: Sean Connery, Liam Neeson i Matthew McConaughey. Krytyk Russell Smith nazwał "Szakala" "najnudniejszym filmem 1997 roku".

Rok 1999 należał bezdyskusyjnie do Bruce'a Willisa, który otrzymał Złotą Malinę dla najgorszego aktora sezonu za występ w aż trzech produkcjach: "Armageddon" Michaela Baya, "Stan oblężenia" Harolda Zwicka i "Kod Merkury" Harolda Beckera.

W "Śniadaniu mistrzów" (1999) Bruce Willis wcielił się w postać właściciela świetnie prosperującego salonu samochodowego. Nikt nie podpowiedział aktorowi, że ekranizacja powieści Kurta Vonneguta zwyczajnie nie może się udać? Sam pisarz określił film Alana Rudolpha jako "bolesny seans".

Po fatalnej dla siebie, malinowej końcówce XX wieku, Bruce Willis zrehabilitował się częściowo zaskakującym występem w sitcomie "Przyjaciele". Co prawda wystąpił w zaledwie kilku odcinkach szóstego sezonu show, ale to wystarczyło, by za rolę Paula Stevensa nagrodzono go w 2000 roku statuetką Emmy.

W filmie "Surogaci" (2009) Jonathana Mostowa aktor wcielił się w agenta FBI, który jako jedyny (skąd my to znamy?) jest w stanie zapobiec serii morderstw. Obraz opowiadał o futurystycznym świecie, w którym ludzie żyją w odosobnieniu i oddziałują na siebie jedynie poprzez zastępcze roboty. Bruce zagrał tak źle, że w głowach fanów roiło się, czy na ekranie oglądaliśmy prawdziwego aktora, czy tylko jego elektronicznego zastępcę?

Rok później Willis wcielił się w Churcha w hołdującym klasycznym filmom akcji z lat 80. i 90. "Niezniszczalnym" (2010). Dwa lata później powtórzył swoją kreację i ponownie wystąpił u boku Arnolda Schwarzeneggera i Sylvestra Stalone'a w filmie o szczątkowej fabule, którego główną zaletą było zgromadzenie na planie aktorskich legend.

W 2018 roku na ekrany kin weszła nowa wersja kultowego "Życzenia śmierci" z 1974 roku, w którym zagrał Charles Bronson. Paul Kersey w wykonaniu Bronsona był szukającym zemsty nowojorskim architektem. Jego nowe wcielenie, z twarzą Bruce'a Willisa, to wzięty chirurg z Chicago, zdesperowany po tym, jak nieznani sprawcy dokonują brutalnego napadu na jego rodzinę. Efekt? Kolejna nominacja do Złotej Maliny dla Willisa.

Szóste już wyróżnienie do tej niechlubnej nagrody gwiazdor otrzymał w tym roku. Przyznano mu je za drugoplanową rolę w thrillerze "Glass" M. Night Shyamalana, w którym powtórzył kreację Davida Dunna z "Niezniszczalnego" (2000) tegoż reżysera. Tym razem jego bohater starał się powstrzymać Kevina Wendella Crumba (James McAvoy), człowieka, który ma ponad dwadzieścia osobowości.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Bruce Willis
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy