Reklama

"Boska Florence": Kobieta na krańcu nuty

Nazywana była najgorszą śpiewaczką świata. I owszem - bawiła tłumy. I tak - śpiewem. I to jej niebywały talent... komediowy spowodował, że jej koncerty były wyprzedawane. Publiczność przychodziła podziwiać Florence Foster Jenkins i to, jak bardzo mija się z każdą kolejną nutą.

Nazywana była najgorszą śpiewaczką świata. I owszem - bawiła tłumy. I tak - śpiewem. I to jej niebywały talent... komediowy spowodował, że jej koncerty były wyprzedawane. Publiczność przychodziła podziwiać Florence Foster Jenkins i to, jak bardzo mija się z każdą kolejną nutą.
Meryl Streep w scenie z filmu "Boska Florence" /materiały prasowe

Meryl Streep znała już wcześniej dokonania Florence Foster Jenkins, ale najbardziej przemówiła do niej możliwość współpracy ze Stephenem Frearsem. "Pamiętam jak przez mgłę, że na pierwszym roku szkoły aktorskiej moi koledzy przekazywali sobie nagranie ze śpiewającą Florence. Była to wówczas bardzo popularna rzecz" - opowiada aktorka.

"Stephen zadzwonił do mnie z propozycją roli najgorszej śpiewaczki świata, a ja zgodziłam się ją zagrać. zanim jeszcze dostałam scenariusz do rąk, bo od dawna chciałam z nim nakręcić film. Ma świetną reputację wśród aktorów" - przekonuje Streep. Abstrahując od aspektu fatalnego śpiewu, historia Florence ma w sobie zdaniem Streep coś delikatnego. "To opowieść o utrzymywaniu długiego i szczęśliwego związku między dwójką ludzi, którzy wzajemnie się wykorzystywali, ale jednocześnie autentycznie miłowali i o siebie troszczyli" - twierdzi gwiazda.

Reklama

"Prawdziwa Florence Foster Jenkins była bywalczynią salonów" - kontynuuje Streep. - "W tamtych czasach kobiety nie mogły pracować w większości zawodów, musiały więc być obrotne i wymyślać sobie różne zajęcia. Między innymi działalność dobroczynną. Florence była patronką sztuki w Nowym Jorku, co pozwoliło jej piąć się sukcesywnie w hierarchii społecznej" - opowiada aktorka. - "Utrzymywała muzyczną duszę Nowego Jorku przy życiu. Finansowała i organizowała koncerty w Carnegie Hall i rozdawała hojnie pieniądze, które odziedziczyła po mężu oraz ojcu".

Florence była jednak kimś więcej niż tylko filantropką - hołdowała wielkiemu marzeniu, której spełnienie stało się jej życiowym celem. "Miała w sobie cechę, którą mają wszystkie dzieci - kiedy nie radzisz sobie jeszcze zbyt dobrze z różnymi rzeczami, pomagasz sobie za pomocą własnej wyobraźni. Czerpiesz przyjemność z samego tylko wyobrażania sobie tego wszystkiego. Nie istnieje chyba piękniejsza definicja amatora" - zachwyca się Streep. - "Florence śpiewała wyłącznie dla przyjaciół oraz starannie wyselekcjonowanej publiczności - jedynym wyjątkiem był występ w Carnegie Hall - ponieważ nie potrafiła śpiewać, ale kochała to robić. Kochała muzykę, całym swoim sercem. W 'Boskiej Florence' pokazujemy tę jej dziecięcą pasję".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Boska Florence | Meryl Streep
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy