Reklama

Borys Szyc: Kameleon

Kiedy w ubiegłym roku otrzymywał na festiwalu w Gdyni Złote Lwy dla najlepszego aktora, miał w konkursie imprezy aż trzy filmy z głównymi rolami. Miniony sezon zdecydowanie należał do Borysa Szyca. Czy najbliższa dekada też będzie jego?

- W "Wojnie polsko-ruskiej" podarował Silnemu parę słabości, w "Handlarzu cudów" próbował uciec przed życzeniową postawą reżyserów, a w "Enenie" miał fajną fryzurę. I nie pozwala się zaszufladkować. Ten lanser ma po prostu intuicję i wielki talent - tak w corocznym rankingu polskich aktorów miesięcznika "Film" charakteryzował Borysa Szyca recenzencki duet: Łukasz Maciejewski i Ola Salwa.

- To będzie dekada Szyca - mówił po festiwalowej premierze filmu "Handlarz cudów" jeden z reżyserów Bolesław Pawica.

Na czym polega fenomen jego aktorskiego talentu?

Reklama

Najwybitniejszą ze wspomnianych trzech ról jest niewątpliwie kreacja Silnego w ekranizacji książki Doroty Masłowskiej "Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną". Wszyscy pamiętamy Roberta De Niro z nieprawdopodobnej roli we "Wściekłym byku" Martina Scorsese. Była to jedna z tych kreacji, dla których aktorzy zdolni są do niezwykłych, także fizycznych wyrzeczeń. De Niro zdecydował się przytyć do roli boksera Jake'a La Motty ponad 30 kilogramów. Zgodnie ze słynną Metodą - dyrektywą prestiżowej szkoły Actors Studio - aby wcielić się w jakąś postać, trzeba tę rolę "przeżyć". Niezbędne w osiągnięciu tego celu są specjalne przygotowania.

De Niro przez rok uczył się boksu pod okiem pierwowzoru granej przez siebie postaci. Chodziło o jak największy autentyzm przed kamerą, o to, co reżyserzy mają w zwyczaju nazywać "momentem ekranowej prawdy". Aktorstwo to udawanie, udawać trzeba jednak na podstawie osobistych przeżyć.

Właśnie dlatego De Niro - oprócz wyczerpującego okresu przygotowawczego - zdecydował się też na zabójczą dietę. Wcielając się w Jake'a La Mottę u kresu jego kariery, zrezygnował ze zwyczajowej charakteryzacji i po prostu zaczął obżerać się hamburgerami. Efekt? Nie chodzi o to, że tak szybko stał się gruby. Przechodząc tę samą drogę, co odtwarzana przez niego postać, był w stanie zrozumieć motywy jej postępowania.

Rola Silnego Borysa Szyca budowania była w podobny sposób. Po pierwsze reżyser Xawery Żuławski zdecydował się na zabiegi charakteryzacyjne: Szycowi powyrywano rzęsy oraz ogolono głowę. Po drugie - aktor przez trzy miesiące stosował specjalnie dla niego rozpisaną dietę, by uzyskać odpowiednią sylwetkę. Po trzecie - przeszedł profesjonalne szkolenie kaskaderskie. W filmie nie brak bowiem efektownych scen walki, które Szyc postanowił zagrać bez pomocy dublerów. Efekt był porażający, kreacja, z zachowaniem odpowiednich proporcji - na miarę słynnego wyczynu De Niro.

- Który z polskich aktorów ma umiejętność i odwagę tak totalnej przemiany? On jest za każdym razem inny - tłumacz reżyser "Handlarza cudów", który w piątek trafia wreszcie na ekrany naszych kin.

W filmie Szyc wciela się w postać decydującego się na pielgrzymkę do Lourdes byłego alkoholika, który podczas podróży orientuje się, że ma niespodziewanych współpasażerów - dwójkę dagestańskich dzieci.

Twórcy "Handlarza cudów" Bolesław Pawica i Jarosław Szoda przyznają, że pisali swój scenariusz dla starszego aktora. Bohater ich filmu miał mieć około 50 lat. Kiedy jednak na casting zgłosił się Szyc, już po jednej scenie zrozumieli, że muszą zmienić swoją wizję i dostosować ją do nowych okoliczności.

- Pojawienie się Szyca zmieniło nasze myślenie o tym filmie - mówił Szoda. Reżyserzy byli na tyle zmotywowani, że kiedy dowiedzieli się, że Szyc ma zajęte terminy w związku z realizacją serialu "Trzeci oficer", opóźnili produkcję swego filmu o cały rok.

Według Pawicy esencją aktorskiego talentu Borysa Szyca jest niezwykła wrażliwość emocjonalna.

- [Szyc], jak każdy aktor, wymaga prowadzenia, ale to, co oddaje jest niezwykle wiarygodne - mówił reżyser "Handlarza cudów". - Ona ma tę rzadką umiejętność, którą posiadają też dzieci - przypomnienie sobie stanu emocjonalnego. Każdy z nas kiedyś cos przeżył, ale nie każdy potrafi to sobie przypomnieć i przywołać. On to potrafi - dodał.

Pawica zwrócił też uwagę na fakt, że aktor wymyślił swoją postać niemal od początku. - Wymyślił sobie, jak będzie chodził (pokazuje jak chodził Szyc) - nie można było poznać faceta - śmieje się twórca "Handlarza cudów".

Trzecim ze wspomnianych ubiegłorocznych filmów Szyca była rola w "Enenie" Feliksa Falka, gdzie wcielił się w postać psychiatry, wpadającego na trop pewnej kryminalnej zagadki. Obraz nie miał zbyt dobrej prasy, Szyc zaś zwracał w nim uwagę głównie.... fryzurą.

Aktor zwierzał się, że chodziło o to, by "pokazać kogoś kompletnie odmiennego niż Silny z "Wojny polsko-ruskiej'".

- Zacząłem zdjęcia do "Enena" tydzień po zakończeniu pracy na planie "Wojny...", więc nadal byłem łysy. I o tym, że będzie trzeba zrobić dla mnie perukę, wiedzieliśmy dużo wcześniej. Ale tak sobie pomyślałem, że skoro robią mi sztuczne włosy, to dlaczego maja być takie same, jakie mam zawsze? Zróbmy coś odjechanego, wykreujmy postać, której jeszcze widzowie nie widzieli. Stąd długie włosy. Kiedy Feliks Falk zobaczył efekt końcowy, też był zaszokowany, ale klepnął pomysł - wyjaśniał aktor.

Rolą w "Enenie" Szyc udowodnił swoją aktorską elastyczność. - Nagle okazało się, że mam dwa tygodnie, by przeistoczyć się z dresiarza we wrażliwego inteligenta. To było dla mnie prawdziwe wyzwanie - zarówno zawodowe, aktorskie, jak i osobiste - ocenił.

O palecie jego aktorskich umiejętności najdobitniej świadczy jednak rola w pochodzącym z 2007 roku horrorze Grzegorza Lewandowskiego "Hiena". W "Wojnie polsko-ruskiej", "Handlarzu cudów" i "Enenie" z powodzeniem zmieniał aktorskie emploi. W "Hienie" jego kameleonowa natura doszła do głosu jeszcze wyraźniej; w filmie wcielił się bowiem aż w... trzy postaci. Od razu przypomina się podobny wyczyn Roberta Więckiewicza, który w innym filmie Szyca - "Południe-północ" pojawił się w pięciu różnych wcieleniach.

W przeprowadzonej na stronach INTERIA.PL ankiecie na najlepszego polskiego aktora kinowego Szyc zajął pierwsze miejsce, zdobywając aż 23% głosów. O tym, czy nie nadużyje okazanego mu przez widownię zaufania, przekonamy się śledząc jego najbliższe dokonania. Na szczęście aktor przestał flirtować z telewizją (był prowadzącym program "Ranking gwiazd", etatowo obstawiał też sylwestrowe show w TVP). Niedługo ujrzymy go we Fredrowskiej kreacji w "Ślubach panieńskich" Filipa Bajona, gdzie wcielił się w postać Albina. Szyc ma też zagrać w amerykańskiej produkcji u boku Danny'ego DeVito i Harveya Keitela (właśnie trwają zdjęcia do tego filmu). Jego Silnym zachwycił się ponoć producent obrazu - Bruce Willis. To może być naprawdę dekada Szyca. Musi jednak bardzo uważać, żeby nie dostać "szklanką po łapkach"...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: aktor | Borys Szyc | borys
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy