Reklama

Borys Lankosz o powrocie z USA

Reżyser "Rewersu" Borys Lankosz po trzech latach spędzonych w USA wrócił do Polski. "Ściągnęły mnie prywatne sprawy. Pierwsze miesiące po powrocie były trudne. Odzwyczaiłem się od codziennej agresji" - mówi 40-letni artysta.

Lankosz po triumfie "Rewersu" (2009) wyjechał w 2010 r. na trzy lata do Stanów Zjednoczonych. Za oceanem reżyser miał zekranizować książkę "New World Monkeys" Nancy Mauro, czarną komedię o parze, która trafia do skrajnie jankeskiego miasteczka w górach. Projekt nie doszedł jednak do skutku.

Czas spędzony w Ameryce Lankosz poświęcił m.in. na napisanie scenariusza do filmu o światowej sławie reżyserze teatralnym Jerzym Grotowskim i wykonanie szkicu filmu "Ziarna prawdy", adaptacji kryminału Zygmunta Miłoszewskiego z antysemityzmem w tle. Teraz, już w Polsce, kończy właśnie przedstawienie Teatru Telewizji "Pamiętnik pani Hanki", którego akcja osadzona jest w latach 30. Wiosną chciałby zacząć kręcić kolejny film.

Reklama

Reżyser bardzo pozytywnie wspomina czas spędzony w Stanach. Ameryka go nie zawiodła. W rozmowie z "Wprost" opowiada o tym kraju nie tylko w kontekście pracy nad nowym projektami filmowymi.

"Gdy pierwszy raz pojechałem do San Francisco, przez maskę mojego samochodu przeskoczył na ulicy gliniarz z giwerą. Gonił przestępcę, powalił i zakuł w kajdanki. Później się człowiek przyzwyczaja do podobnych widoków" - mówi absolwent łódzkiej szkoły filmowej.

"Nigdzie nie czułem się tak wolny. Poza tym Stany to piękny kraj. Wszystko jest w nim na wyciągnięcie ręki. Kiedy pasierb zatęsknił za zimą i przylepił na szybie bałwanka z napisem 'Let It Snow', w pięć godzin dotarliśmy do rejonu Mammoth Mountain, gdzie na zboczach gór leżał śnieg. Piętnaście minut dzieliło nas od nieskażonego cywilizacją Topanga Canyon. Można tam trafić na pumę albo wejść na szczyt, z którego widać wieloryby. To było komfortowe życie. Mieszkaliśmy w domu w Bel Air, w którym kiedyś żył Ralph Bellamy, doktor Saperstein z 'Dziecka Rosemary'" - wspomina reżyser.

Pierwsze chwile po powrocie do Polski były dla niego trudne. "Odzwyczaiłem się od codziennej agresji. Oduczyłem się spinać, kiedy nieznajomy mówi na ulicy 'Hi', myśleć, że pewnie czegoś ode mnie chce. Amerykanie są pragmatycznym narodem, na każdym kroku ułatwiają i uprzyjemniają sobie życie. Jeśli rodzi się atawizm, kiedy obcy patrzy im w oczy, rozładowują napięcie pozdrowieniem. Tak zachowują się wszyscy, niezależnie od pozycji społecznej. Meksykańscy robotnicy żyją w biedzie i stresie, ale nie wnoszą nerwów do codziennych kontaktów. W nas tkwi nieufność. Dopiero teraz uczymy się ze sobą uczciwie rozmawiać" - ocenia Lankosz.

To, czy reżyser wróci jeszcze kiedyś na dłużej do Ameryki, jest sprawą otwartą. "Podróż jest dla mnie czymś naturalnym. Moje pokolenie nie musi kupować biletu w jedną stronę. Kiedy jako dziewiętnastolatek wyjeżdżałem z Krakowa, zdobywałem Warszawę na raty. W końcu się udało. Teraz robię to samo na większą skalę. Mam w Stanach ubezpieczenie społeczne, numer telefonu, przyjaciół. Jestem tam u siebie. Tak jak i tutaj" - stwierdza.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Borys Lankosz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy