Reklama

"Blonde": Szokujące sceny w filmie o Marilyn Monroe

W ubiegłym tygodniu Netflix niespodziewanie przesunął na 2022 rok premierę oczekiwanego filmu "Blonde" Andrew Dominika, będącego fabularyzowaną opowieścią o życiu Marilyn Monroe (Ana de Armas). Według relacji Jordana Ruimy'ego (portal World of Reel) powodem nagłej zmiany daty premiery miały być szokujące erotyczne sceny, które znalazły się w filmie australijskiego reżysera.

W ubiegłym tygodniu Netflix niespodziewanie przesunął na 2022 rok premierę oczekiwanego filmu "Blonde" Andrew Dominika, będącego fabularyzowaną opowieścią o życiu Marilyn Monroe (Ana de Armas). Według relacji Jordana Ruimy'ego (portal World of Reel) powodem nagłej zmiany daty premiery miały być szokujące erotyczne sceny, które znalazły się w filmie australijskiego reżysera.
Ana de Armas jako Marilyn Monroe na planie filmu "Blonde" /PPC / BACKGRID / Backgrid USA /Agencja FORUM

Ruimy twierdzi, powołując się na kilka źródeł, że w filmie "Blonde", który Dominik zaprezentował Netfliksowi, znalazło się sporo sekwencji, które zszokowały przedstawicieli streamingowego giganta. Dominik zawarł w swym filmie  m.in. scenę gwałtu, pokazał także dosadnie "krwawy menstruacyjny cunnilingus" bohaterki.

"Blonde" miało mieć światową premierę na zaplanowanym na wrzesień festiwalu filmowym w Wenecji, na próżno jednak szukać produkcji Netfliksa w programie imprezy po tym, jak platforma zrezygnowała z tegorocznej premiery. Ruimy pisze, że "Blonde" było w planach Netfliksa jednym z oscarowych kandydatów - arthouse'owy charakter filmu utrudnia jednak platformie skuteczne lobbowanie wśród członków Akademii.

Reklama

"Blonde": Ana de Armas jako Marilyn Monroe

"Blonde" będzie pierwszym filmem fabularnym Dominika nakręconym od czasu "Zabić, jak to łatwo powiedzieć" z 2012 roku. Reżyser głośnego "Zabójstwa Jesse'ego Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda" osobiście wybrał Anę de Armas do roli ikony kina. Film jest oparty na bestsellerowej książce Joyce Carol Oates, opowiadającej o wewnętrznym życiu Marilyn Monroe. Według samej autorki nie należy jej traktować jako biografii, a raczej jako fikcję.

"Miałam tylko jedno przesłuchanie do roli Marilyn i usłyszałam od Andrew: 'Masz tę rolę, ale muszę jeszcze przesłuchać inne aktorki'. Musiałam jeszcze przekonać producentów, ludzi z kasą. Ale ja zawsze musiałam kogoś przekonywać. Wiedziałem więc, że jestem w stanie to zrobić. Kubanka grająca Marilyn Monroe? Tak bardzo tego chciałam. Patrzysz na to słynne zdjęcie uśmiechniętej Marilyn, ale to tylko niewielki ułamek tego, co przeżywała w momencie jego zrobienia" - powiedziała de Armas w wywiadzie dla "Vanity Fair".

Jedną z niewielu osób, które mogły zobaczyć ekranowe testy de Armas w roli Marilyn była Jamie Lee Curtis. Aktorka jest córką Tony'ego Curtisa, który zagrał z Monroe w "Pół żartem, pół serio". "Opadła mi szczęka. Nie mogłam w to uwierzyć. Ana całkowicie zniknęła, a pojawiła się Marilyn Monroe" - powiedziała "Vanity Fair" Lee Curtis. Obie panie pracowały wcześniej razem na planie filmu "Na noże".

Ana De Armas jako Marilyn Monroe: Czepek imitujący łysinę

"Miałam ogromne szczęście, że dysponowałam dużą ilością czasu na przygotowanie się do tej roli. Zwykle nie mamy takiego luksusu - musimy się spieszyć, realizując projekt, a więc uczymy się na bieżąco. Na temat Marilyn Monroe powstała niezliczona ilość artykułów, nagrań, dokumentów. Starałam się więc dogłębnie przeanalizować wszelkie poświęcone jej materiały, do których zdołałam dotrzeć. Myślę, że efekt naszej pracy jest naprawdę oszałamiający" - wyznała aktorka w rozmowie z portalem "Byrdie".

I zaznaczyła, że wizualna metamorfoza, którą przeszła na potrzeby roli, za kulisami bynajmniej nie wyglądała spektakularnie. "Codziennie musiałam zakładać specjalny czepek imitujący łysinę, gdyż spod tych wspaniałych blond peruk nie mogły wystawać, choćby w minimalnym stopniu, moje ciemne włosy. Charakteryzacja zajmowała trzy i pół godziny każdego dnia" - zdradziła de Armas.

Długie i skomplikowane zabiegi charakteryzatorskie były tak wyczerpujące, że doprowadziły aktorkę do łez. "Pamiętam, że kiedy zobaczyłam te wszystkie czekające na mnie peruki i dowiedziałam się, jak mają wyglądać moje codzienne przygotowania, rozpłakałam się. Byłam po prostu przerażona" - ujawniła Ana de Armas.

Aby upodobnić się do jednej z najsłynniejszych hollywoodzkich ikon, de Armas nie tylko pilnie studiowała biografię Monroe i pracowała nad fizyczną przemianą, ale także doskonaliła akcent oraz szlifowała wokalne umiejętności. Jak wyznała w wywiadzie udzielonym w styczniu "The Sunday Times", musiała włożyć w to mnóstwo wysiłku. "Przez dziewięć miesięcy wytężonej pracy ćwiczyłam z trenerami dialektu i wokalu. To była niezwykle wyczerpująca tortura. Czułam, że mózg mi się usmażył" - wyznała z rozbrajającą szczerością aktorka.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Ana de Armas | Andrew Dominik | Blondynka (film) | Marilyn Monroe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy