Reklama

Banalna fabuła, brak dowcipu

Zarzucić Woody'emu Allenowi narracyjną banalność i brak poczucia humoru? To zawsze były najmocniejsze elementy jego filmów! Wygląda więc na to, że "Snem Kasandry" nowojorski reżyser nie wrócił jeszcze do wielkiej formy.

"SEN KASANDRY"

"Nie byłem wielkim fanem Wszystko gra, filmu moim zdaniem mocno przecenianego, ale był w nim przynajmniej jeden znakomity, fantastyczny wręcz, pomysł (z toczącą się po murku obrączką). W Śnie... nie ma ani jednego: fabuła jest banalna, ilustracyjna, najzupełniej przewidywalna i niedostarczająca ani jednego porządnego zaskoczenia. Film nie jest całkiem pozbawiony dowcipu (jak twierdzą niechętni mu recenzenci), czarny humor prześwituje zza niektórych scen, ale jest go rzeczywiście bardzo niewiele. Bracia Coen (albo nawet sam Allen z okresu Zbrodni i wykroczeń) zrobiliby z tego samego materiału błyskotliwą tragikomedię - tu dostajemy uproszczona wersję Zbrodni i kary".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

Reklama

"Nie sposób przejść do porządku dziennego nad tym, że w filmie mistrza dialogów i dowcipnych puent najbardziej kuleją konwersacje bohaterów. (...) Sen Kasandry miał być grecką tragedią we współczesnych realiach. Tragedia polega na tym, że Allen zrobił taki film. Może zamiast zastanawiać się nad złem i dobrem metafizycznym, powinien zacząć znów robić dobre filmy".
Ewelina Kustra, "Dziennik"


"MEDUZY"

"Meduzy chętnie są zaliczane do kina tzw. realizmu magicznego (ożywające fotografie, dziewczynka będąca raczej wytworem wyobraźni Batyi niż realnym bytem itd.). Ja wolę określenie "poetycki" - i jest to poezja dobrej próby, nienachalna, osadzona w zwyczajności. I choć tonacja jest tu niewesoła - trudno o inną, gdy opowiada się o ludziach obolałych i bezradnych wobec kaprysów losu - film nie jest przygnębiający. Broni się przed zatopieniem w czerni dyskretnym, nieco absurdalnym humorem i spokojną ironią".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

"Do Meduz jak ulał pasuje określenie ładny film. Choć Etgar Keret i Shira Geffen nie mówią prawd nowych i przewrotnych, w ich balladzie o ludzkich niespełnieniach można się rozsmakować. (...) Nie możemy pokonać samotności. Keret podkreśla to także muzyką. W pierwszej scenie obrazu w tle słychać piosenkę Edith Piaf ze współczesnym bitem. Zmieniać może się technika i estetyka. uczucia pozostają takie same. Dlatego warto ten film obejrzeć".
Krzysztof Kwiatkowski, "Dziennik"


"FUTRO"

"Wyraźnie próbował Tomasz Drozdrowicz pożenić kpinę z nowobogactwa i rodzinne traumy. To pierwsze wypada jednak banalnie (jakoś mało odkrywcza wydaje mi się teza, że wiarę w Boga zastąpiła wiara w kasę), a na to drugie brakuje już miejsca. Tymczasem właśnie w pokracznych rodzinnych labiryntach tkwił tu największy, fabularny potencjał - zwłaszcza że udało się stworzyć kilka nielicznych, dalekich od karykatury postaci: jak Irena (świetna i boleśnie nieobecna w dzisiejszym kinie Teresa Budzisz-Krzyżanowska) czy izolowana od rodziny Grażyna (ciekawa rola równie filmowo nieobecnej Doroty Segdy)".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Futro zgrabnie rozkłada akcenty między gombrowiczowską groteskę a kameralny rodzinny dramat. Drozdowiczowi udało się uniknąć przesadnej karykatury postaci, zmory podobnych produkcji (chociażby Bromskiego). akcja jest zamknięta w przestrzeni domu i ogrodu, każda z postaci uosabia pewna postawę, łatwo zrobić z tego teatr marionetek. Całość wybronili jednak przede wszystkim aktorzy".
Michał Burszta, "Dziennik"


"SZTUKA MASAŻU'

"Mało u nas debiutantów, którzy tak odważnie i po swojemu o seksie chcą mówić. Dla bohaterów Mariusza Gawrysia podstawowym problemem jest właśnie fizyczna bliskość. Dotyk ma tu formę wizualnie mało przyjemnego, "oleistego" masażu w tandetnym salonie. Przyjemności nie daje ani seks z męską dziwką, ani podwójny oral na schodach w barze. Przaśna to erotyka, odarta z romantycznych złudzeń, dziwnie odpychająca: wszyscy szukają tu sposobu, by się seksualnie wyładować, ale nikt nie ma szansy poczuć się zaspokojony"..
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"Zamiast dość jałowych prób zrozumienia artystycznego przekazu warto się przypatrzeć wysiłkom całej ekipy. Aktorzy grają, jakby ktoś zalał ich uprzednio cementem, albo nadekspresyjnie trzęsą twarzą. Scenariusz jest nieobecny. Muzyka sprowadza się do jakiegoś niesprecyzowanego rzężenia. sceny następują po sobie bez związków przyczynowo-skutkowych, zaś montażysta pracował chyba wyszczerbioną siekierą na poręczy schodów - gdyby wziąć ów film, pokroić go na kawałki i złożyć w innej, przypadkowej sekwencji, nie zauważylibyśmy, jak sądzę, żadnej różnicy".
Piotr Kofta, "Dziennik"


"BITWA O IRAK"

"Broomfield próbuje oczywiście zachowywać obiektywizm. Nie wybiela amerykańskich żołnierzy, którzy nie tylko dokonują cywilnej rzezi w geście odwetu, ale sprawiają często wrażenie, jakby obecność w Iraku była dla nich przedłużeniem komputerowej gry. Nie broni irackich terrorystów, którzy cieszą się ze zwycięstwa, nawet jeśli ceną jest bezsensowna śmierć, choć jednocześnie wkłada w ich usta słowa zawodu Amerykanami, którzy zamiast wyzwalać, przyjechali zabijać. Tylko dlaczego nawet ten obiektywizm wypada tutaj sztucznie?".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"

"dokumentalna fabuła o wyraźnym wydźwięku antywojennym. Oparta na prawdziwych wydarzeniach Bitwa o Irak nie wyróżnia się niczym na tle innych filmów tego typu. (...) Brakuje jej jednak siły rażenia. Żeby obejrzeć dobry manifest antywojenny, lepiej sięgnąć po Jarhead sprzed trzech lat. A najlepiej po raz dwudziesty obejrzeć Full Metal Jacket Kubricka".
Łukasz Figielski, "Dziennik"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wkręt | dziennik | Gazeta Wyborcza | film | fabuła
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy