Reklama

Andrzej Łapicki nie żyje. Ostatni z wielkich

Andrzej Łapicki - aktor i reżyser, pamiętny Pietuch w "Salcie" i Andrzej w "Jak daleko stąd, jak blisko" Tadeusza Konwickiego oraz Poeta w "Weselu" i reżyser we "Wszystko na sprzedaż" - nie żyje. Zmarł w sobotę, 21 lipca, nad ranem. Miał niespełna 88 lat.

"Trzeba lubić życie i interesować się nim. Życie samo w sobie jest ciekawe i fantastyczne. Wcale nie trzeba być aktorem, reżyserem, czy celebrytą. Po prostu być. Nie brać wszystkiego śmiertelnie poważnie, szczególnie polityki" - powiedział w jednym z wywiadów Andrzej Łapicki, pytany jaka jest jego recepta na świetną formę i długowieczność.

Choć w swym dorobku miał ponad 100 ról teatralnych, kilkadziesiąt telewizyjnych i filmowych, Łapicki często podkreślał, że film to niespełniona dziedzina jego działalności artystycznej.

Reklama

"Nie dostarczył mi dostatecznej satysfakcji. Poza 'Saltem', 'Jak daleko stąd jak blisko' i kilkoma filmami Andrzeja Wajdy, na czele z 'Weselem', które zawsze będzie aktualne, nie wypowiedziałem się jako aktor filmowy w pełni, nie zaistniałem (...) jako reprezentant swojego pokolenia. Film to moja nie wypełniona karta" - stwierdził artysta.

"Chyba zamyka się symbolicznie epoka teatru polskiego. W kolejnych latach odchodzili rok po roku Gustaw Holoubek, Zbigniew Zapasiewicz, teraz Andrzej Łapicki. Odchodzi formacja tych, dla których zawód aktora był czymś więcej, niż tylko wykonywaniem zawodu - był powinnością społeczną" - powiedział Jan Englert o odejściu jednego z najwybitniejszych polskich aktorów.

"Byli także - niektórzy nazywali to lekceważąco, niektórzy kpili z tego określenia, ale ono nie było nieadekwatne - inżynierami dusz, a więc kształtowali rzeczywistość, kształtowali gusta, światopoglądy, sposób bycia nie tylko następnych pokoleń aktorów, ale także całego społeczeństwa. Wraz z ich odejściem chyba zamyka się pewna epoka - i to bez żadnych ocen, bez klasyfikacji - epoka teatru intelektualnego; aktorstwa inteligenckiego, intelektualnego" - dodał Englert.

Magdalena Zawadzka na wieść o śmierci aktora powiedziała, że "odszedł z mojego życia ktoś, kto był ważny i potrzebny nam wszystkim". (czytaj więcej)

"Andrzej Łapicki dożył przepięknego, wspaniałego wieku. Myślę, że był w tym swoim długim życiu szczęśliwy. Bardzo współczuję jego najbliższej rodzinie i współczuję rzeszom wielbicieli jego talentu i pracy" - wyznała aktorka.

W 2010 roku Andrzej Łapicki napisał autobiograficzną książkę "Nic się nie stało".

"Mógłbym nazwać tę książkę zbiorem felietonów, ale to nudne. Słuszniejsze byłoby nazwanie tego co trzymacie w rękach życiorysem polskiego intelektualisty. W formie skrótowej zapisałem wydarzenia polityczne, sportowe, teatralne, których byłem świadkiem i uczestnikiem w ciągu 80 lat. Szmat czasu" - mówił Andrzej Łapicki.

Oto fragmenty spotkania aktora z czytelnikami:


Aktor życie miał bujne, a kobiety go uwielbiały. Mówiono o nim "na wieki wieków amant. Jego pierwszą żoną była Zofia Chrząszczewska, z którą miał dwoje dzieci Grzegorza i Zuzannę.

W 2005 roku został wdowcem i wydawało się, że tak już zostanie - aktor miał wówczas 81 lat. Jednak po czterech latach, 5 czerwca 2009, ożenił się powtórnie - z teatrolog Kamilą Mścichowską. Nie byłoby to może takie zaskakujące, gdyby nie fakt, że Kamila miała wtedy 25 lat i była młodsza od aktora o... 60 lat.

Para poznała się podczas wywiadu, jaki Kamila przeprowadzała ze znanym aktorem dla miesięcznika "Teatr". Ich ślub szeroko komentowała prasa. Już rok po ślubie ucichły komentarze na temat związku Andrzeja i Kamili Łapickich. Dzięki głosom czytelników jednego z miesięczników para zajęła nawet trzecie miejsce w plebiscycie "Srebrne Jabłka".

Andrzej Łapicki opowiada o tym, jak się poznali:


"Mąż uwiódł mnie zabójczym spojrzeniem, zniewalającym głosem i zabójczym intelektem. Łączy nas pasja, teatr i książki. I to, że zawsze mamy o czym ze sobą rozmawiać. Co nas różni? Wiek" - mówiła w jednym z wywiadów Kamila Łapicka.

"Od męża nauczyłam się dystansu do życia i tego, że nie należy wszystkim się przejmować. Byłam osobą, która przeżywała różne sytuacje, mniej lub bardziej warte stresu. Mam też dystans do siebie, umiem się z siebie śmiać. Myślę, że to jest bardzo ważne, pomaga żyć na co dzień. A mąż? Myślę, że nauczył się ode mnie odporności życiowej, jestem osobą, która twardo stąpa po ziemi. I chyba udzieliła mu się spontaniczność" - dodała.

O śmierci aktora poinformowała właśnie jego żona Kamila.

"Odszedł nad ranem, spokojnie w domu, we śnie" - powiedziała.


Andrzej Łapicki urodził się 11 listopada 1924 roku w Rydze. Podczas okupacji rozpoczął studia w tajnym Polskim Instytucie Sztuki Teatralnej, w którym uczyli wówczas m.in. Maria Wiercińska, Marian Wyrzykowski i Jan Kreczmar. Dyplom uzyskał po wojnie.

Na scenie zadebiutował w 1945 roku w krakowskim teatrze im. Juliusza Słowackiego rolą Kosyniera w wystawionym przez Teatr Wojska Polskiego "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego. Trzy lata później związał się z warszawskim zespołem Erwina Axera (Teatr Współczesny), u którego jako Fred w "Ladacznicy z zasadami" (1948) Jean-Paule'a Sartre'a odniósł swój pierwszy duży sukces.

"To nie była rola wybitna, tylko pierwsza, dzięki której zaistniałem w teatrze. (...) Axer ustawił mnie dobrze w tej roli i nagle wszystko się we mnie otworzyło, pokonałem barierę wstydu, zrozumiałem, co i kiedy mam robić na scenie" - wspominał po latach artysta.

Od roli Eisenringa w sztuce Maxa Frischa "Biedermann i podpalacze", również wyreżyserowanej przez Axera (1959) w karierze Łapickiego rozpoczęła się epoka prawdziwych kreacji aktorskich. "Łapicki ma tutaj urzekającą skalę głosu, dystynkcję i nową intelektualną jadowitość - pisał Jan Kott - jego przedzierzgnięcia w epilogu z pseudokardynała w łysego Belzebuba i patologicznego kelnera były aktorskimi majstersztykami".

Role w "Sposobie bycia" Kazimierza Brandysa, "Play Strindberg" Friedricha Duerrenmatta, "Jadowitości" Jana Kotta to kolejne sukcesy artysty na teatralnych scenach.

W 1972 roku aktor rozstał się Teatrem Współczesnym i przeszedł do Teatru Narodowego. Pierwsza rola na narodowej scenie to Autor w "Trzy po trzy" Aleksandra Fredry. Grał także Pana Młodego w "Weselu", a także Arnolfa w molierowskiej "Szkole żon" - rolę, o której podobno zawsze marzył.

"To jedno z moich najważniejszych osiągnięć" - mówił o swej kreacji Łapicki.

W latach 1983-89 był członkiem zespołu aktorskiego Teatru Polskiego w Warszawie pod dyrekcją Kazimierza Dejmka. Do współpracy z tą sceną powrócił w 1995 r. piastując tam do 1999 roku stanowisko dyrektora artystycznego. Łapicki miał wspaniały pomysł, by z Teatru Polskiego uczynić Dom Fredry na wzór Comedie Francaise w Paryżu, którą określa się jako Dom Moliera.

Rok 1972 przyniósł wielkie filmowe role aktora m.in. w "Piłacie i innych" Andrzeja Wajdy oraz w "Jak daleko stąd, jak blisko" Tadeusza Konwickiego. Łapicki nie po raz pierwszy współpracował z tymi reżyserami - z Konwickim spotkał się już w 1968 roku przy "Salcie", a w 1969 roku zagrał we "Wszystko na sprzedaż" Wajdy. U tego ostatniego wykreował także postać księdza w "Panu Tadeuszu".

Jako reżyser Łapicki debiutował w 1957 roku w Teatrze Współczesnym "Uśmiechem Giocondy" Aldousa Huxleya. Później wystawił m.in. takie sztuki jak: "Śluby panieńskie", "Damy i huzary", "Dożywocie", "Mąż i żona" oraz "Zemsta".

W 2005 roku wyreżyserował spektakl "EuroCity" na podstawie sztuki Aleksandra Fredry "Z Przemyśla do Przeszowy". Jak podkreślał Łapicki - było to jego "pożegnanie z reżyserią, bo pożegnanie z aktorstwem nastąpiło już dawno".

W 2008 roku artysta dał się jednak namówić szefowi Teatru Narodowego Janowi Englertowi i zagrał Matwieja Sjemionowicza Szabelskiego w "Iwanowie" Antoniego Czechowa.

"Wykonałem numer, który może posłużyć jako przykład przyszłym pokoleniom. Jeżeli nie jesteś zadowolony z tego, co robisz - przestań występować. Dwanaście lat nie graj, potem wracasz i wtedy każdy powie: nie, on wcale nie był taki kiepski, jak myślałem. To jest moja recepta na sukces" - żartował Łapicki w jednym z wywiadów.

W listopadzie 2008 roku aktor został uhonorowany za rolę w "Iwanowie" nagrodą Feliksa Warszawskiego, jako odtwórca najlepszej drugoplanowej roli męskiej.

"Dziękuję Jankowi Englertowi, który wyjął mnie z szafy, otrzepał z naftaliny, kopnął i wypchnął na scenę" - mówił Łapicki podczas uroczystości.

Łapicki dwukrotnie był rektorem stołecznej PWST (1981-87, 1993-96); przez wiele lat pełnił funkcję prezesa Związku Artystów Scen Polskich (1989-96), a w latach 1989-91 był też posłem na Sejm z ramienia "Solidarności".

W 2010 roku 86-letni Andrzej Łapicki zgodził się dołączyć do obsady serialu "M jak miłość". "Uważam, że to najlepszy polski serial" - mówił wówczas artysta. To była jego ostatnia rola.

11 listopada obchodziłby swe 88. urodziny.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: nie żyje | teatr | aktor | film | Andrzej Łapicki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama