Reklama

Andrzej Grabowski: Czechow na benefis

Andrzej Grabowski opowiada o przygotowaniach do najnowszej teatralnej premiery i benefisie z okazji jego czterdziestolecia na scenie.

Czy chce się panu jeszcze rozmawiać z dziennikarzami?

Andrzej Grabowski: - Nie lubię kłamać i powiem prawdę - nie chce mi się. Wstawać rano z łóżka też mi się czasami nie chce, szczególnie jak za oknem plucha, ale wstaję. A z drugiej strony wiem, że ta premiera, którą przygotowujemy w Teatrze 6.piętro połączona z benefisem z okazji 40-lecia mojego aktorstwa - to powody, dla których wypadałoby coś mądrego albo głupiego prasie powiedzieć (śmiech).

Spektakl, o którym pan wspomniał, to 'Czechow żartuje!' oparty na pomyśle pokazania w jeden wieczór wszystkich jednoaktówek Antoniego Czechowa. Premiera już 21. grudnia, reżyseruje Eugeniusz Korin. Rozmawiamy tuż po próbie, wygląda pan na wyczerpanego...

Reklama

- Boże, to jest koszmar! Gram pięć postaci, każda inna. Tekstu fura, a w moim wieku wcale nie jest łatwo nauczyć się roli na pamięć. Kiedy pracuję nad filmem albo serialem, to wystarczy, że przed zagraniem sceny przeczytam rolę ze dwa razy, potem wchodzę i gram. Od 12 lat nie pracowałem w teatrze, nie uczyłem się tekstu, a operowałem wyłącznie pamięcią krótkotrwałą, a teraz muszę sobie zrobić w głowie twardy dysk.

Aż tak?

- Tak. Gram tu pięć jednoaktówek. Mam 20 sekund na zmianę kostiumu i przyklejenie wąsów i od razu wracam na scenę, jako nowa postać! Od tego wszystkiego może zakręcić się w głowie. Zostało nam jeszcze kilka dni prób.

Teksty Czechowa to pana ulubiony, teatralny repertuar?

- W teatrze i filmie najbardziej lubię się śmiać. A Czechow daje mi, jako aktorowi, to wszystko, co uwielbiam. Lubię rozśmieszać wzruszając albo wzruszać rozśmieszając, bo to w sumie na jedno wychodzi. Zawsze myślałem, że warto byłoby coś Czechowa zagrać, bo to był bystry obserwator, bardzo dowcipny gość. Fantastyczny autor i człowiek. No i w końcu nadarzyła się okazja.

Aż trudno sobie wyobrazić, że przez tyle lat bycia aktorem nie miał pan do czynienia z tekstami Czechowa. A trochę się tych ról już uzbierało...

- Tak, ale w teatrze przez 12 lat nie robiłem niczego nowego. Z wyboru, nie z konieczności. Teraz zdecydowałem się popracować dla teatru, dlatego, że to Czechow właśnie. Skusiłem się, a raczej Eugeniusz Korin mnie skusił tym jubileuszem, tym 40-leciem. Pamiętam jak mój kolega Marian Cybulski obchodził swoje 40-lecie. Dawno, dawno temu to było. Byłem wtedy jeszcze młodym aktorem i wówczas wydawało mi się to niemożliwe, żeby 40 lat być na scenie. Dziś wiem, że takie rzeczy się zdarzają (śmiech).

Pokusi się pan o kilkuzdaniowy bilans swojej dotychczasowej aktorskiej kariery? Co by pan zmienił w swoim życiu zawodowym?

- Moje życie zawodowe ułożyło się tak, że pewnie niejeden z moich kolegów-aktorów dziękowałby Bogu. Nie mam więc powodów do narzekania. Zamiast grymasić, mógłbym wymienić kilka ról filmowych, teatralnych i serialowych, które sobie niezwykle cenię. Nie mówię, że to role wielkie, ale takie, które uważam, że są coś warte. To na pewno grany od 12 lat w Teatrze Słowackiego w Krakowie 'Chory z urojenia', na pewno jest to Ferdynand Kiepski w 'Świecie według Kiepskich' grany przez 15 lat. Grać sitcom przez 15 lat, żeby się ciągle utrzymywał to ewenement! A z ról teatralnych to na pewno Jasiek z 'Wesela; w reżyserii Andrzeja Wajdy i postacie w spektaklach Schafferowskich.

W różnych wywiadach mówi pan o swojej nieśmiałości, a nawet strachu przed tłumem. Biorąc pod uwagę pański wizerunek sceniczny wydaje się to aż niewiarygodne...

- Tak samo niewiarygodne jest to, że Marylin Monroe popełniła samobójstwo - była nieszczęśliwą kobietą mając u stóp cały świat. Przecież powinna być szczęśliwa. Najwięksi komicy filmowi często są prywatnie smutnymi, stetryczałymi ludźmi. Ze mną jest tak, że czasem mam tych tłumów dosyć.

Ludzie pana drażnią?

- Ludzi kocham! Obserwuję ich i wszystkie moje role biorą się z tej obserwacji, ale po całodziennym pobycie na planie filmowym, gdzie setki osób czegoś ode mnie chcą, mam wielką potrzebę ograniczenie kontaktu z bliźnimi. Gdy pójdę na mecz, to nie czuję się tam dobrze. Pokazują mnie palcem: "O, Ferdek Kiepski' albo 'Gebels przyszedł' - wykrzykują.

To przejaw popularność, a o to przecież aktorom chodzi. Mogą wtedy liczyć na wyższe stawki...

- Za to, że jest się popularnym, w teatrze i filmie nie płacą ekstra - na znanej twarzy można zarobić jedynie w reklamie. W serialach też nikt nie zwraca na to uwagi. Są aktorzy, którzy lubią być rozpoznawalni, którzy uwielbiają dawać wywiady, którzy lubią być fotografowani, uśmiechać się, głaskać dzieci, wpisywać im wierszyki do pamiętników itd. Nie chcę wcale przez to powiedzieć, że to niedobrze. Oni są tacy, ja jestem inny. Nie lubię popularności, gdy widzę tłumy, chowam jak mysz pod miotłę. Szukam schronienia i odpoczynku.

Ma pan jakieś swoje sprawdzone sposoby na odpoczynek?

- Gdy przychodzę do domu, to gaszę wszystkie górne światła, a zostawiam tylko boczne. A dlaczego? Bo gdy całe życie świecą panu na scenie reflektory prosto w oczy, to chociaż w domu chce się od nich odpocząć.

A skoro o świetle mowa... Podobno nie lubi pan wymieniać w domu żarówek?

- Takich prac po prostu nie cierpię. Jestem antytalentem w tych sprawach. Muszę zastanawiać się, w którą stronę się przykręca, a w którą odkręca żarówkę.

Aż się nie chce wierzyć. Był pan przecież tynkarzem w Hamburgu...

- To co innego. Poza tym tynkarzem byłem ponad 20 lat temu i to z konieczności! Pojechałem na saksy, tam mi płacili i musiałem się starać. Bo to nie jest tak, że jestem kompletnym technicznym kretynem.

Teraz mieszka pan w pod Warszawą. Chyba czasem musi pan coś zrobić przy domu? Drewno do kominka porąbać?

- Nie, kupuję już porąbane. Nic nie muszę. Jeśli nie muszę czegoś robić, to po prostu nie robię. Roboty domowe mnie nie kręcą.

Rozmawiał Tomasz Barański

Andrzej Grabowski - polski aktor filmowy, teatralny i telewizyjny oraz wokalista. Na dużym ekranie zadebiutował już w czasie studiów w filmie "Odejścia, powroty". Choć zagrał w wielu uznanych filmach i spektaklach, szczególną popularność zawdzięcza roli Ferdynanda Kiepskiego w telewizyjnym serialu komediowym "Świat według Kiepskich". Ma 61 lat (PAP Life).

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy