Reklama

Amanda Peet rusza w podróż z Guliwerem

Najnowszy film z udziałem Amandy Peet to "Podróże Guliwera", z Jackiem Blackiem w roli tytułowej. Jak się zapewne domyślacie, został on oparty na klasycznej satyrze politycznej pióra Jonathana Swifta. I na tym oczywistości się kończą.

Napisana w 1726 roku powieść Swifta była już przenoszona na ekran co najmniej dziesięć razy. Nigdy wcześniej jednak jej ekranizacja nie przybrała tak uwspółcześnionej formy.

- Cóż, prawdziwi konserwatyści nie zakochają się w tym filmie, jestem tego pewna - mówi Peet, śmiejąc się niskim, gardłowym głosem. - Ja jednak uważam, że to naprawdę zabawna interpretacja klasyki, a Jack Black jest do tego idealny.

"Potrafi mnie rozśmieszyć"

W nowych, zrealizowanych w technologii 3D "Podróżach Guliwera", Lemuel Guliwer jest wielbicielem grupy Kiss i entuzjastą "Gwiezdnych wojen", na co dzień pracującym w biurze pocztowym jednej z nowojorskich gazet.

Reklama

W obawie przed ewentualną porażką, nie ma odwagi realizować swojego marzenia o zostaniu dziennikarzem-podróżnikiem do czasu, gdy zakochuje się w Darcy Silverman, która jest redaktorem działu turystycznego w tej samej gazecie. Wkrótce udaje mu się podstępem przekonać ją, by wysłała go w misję mającą na celu zbadanie tajemnic Trójkąta Bermudzkiego... Ale na szerokich wodach Morza Karaibskiego Guliwer zostaje porwany przez potężny wir, który wyrzuca go na brzeg krainy Liliputów. Rządzący tą dziwną wyspą miniaturowi ludzie porywają naszego bohatera i, związanego, wystawiają na widok publiczny na miejskim placu. Po pewnym czasie Guliwer zdobywa jednak zaufanie Liliputów, roztaczając przed nimi krzykliwe wizje swoich nadzwyczajnych osiągnięć. Wkrótce potem w pojedynkę rozprawia się z armadą państwa Blefusku, zamieszkanego przez największych wrogów Liliputów.

W jednej ze scen będących znacznym odstępstwem od książkowego oryginału, Guliwer walczy z robotem zaprojektowanym i sterowanym przez zdradzieckiego generała Liliputów.

- Zależało nam na tym, by w tym szalonym filmie przygodowym znalazło się miejsce dla fajnej historii miłosnej - opowiada Amanda Peet. - Okazało się to naprawdę łatwe, a to dlatego, że uwielbiam Jacka! Potrafi mnie rozśmieszyć. Jest wspaniałym aktorem, w związku z czym nie było to trudne zadanie, a prawdziwa zabawa.

Przeczytaj recenzję filmu "Podróże Guliwera" na stronach INTERIA.PL!

Black i Peet mieli już wcześniej okazję razem pracować - było to na planie komedii "Twarda laska" (2001). - Fakt, że go znałam, chyba pomógł - mówi aktorka. - Byłam nieco mniej onieśmielona; kiedy pracowałam z nim po raz pierwszy, było o wiele gorzej. Później miałam jedynie okazję oglądać go na scenie z jego zespołem Tenacious D, w związku z czym jego status gwiazdora trochę mnie przytłaczał... Cudownie było znów go zobaczyć po tak długiej przerwie. Dziś oboje jesteśmy rodzicami, a nasze życie wygląda zupełnie inaczej.

W życiu Peet istotnie wiele zmieniło się od czasów "Twardej laski", w której zagrała w wieku 29 lat. Pod koniec lat 90. aktorka występowała w filmach regularnie, były to jednak mało lukratywne role w raczej mało znanych, niezależnych produkcjach. Jednocześnie Amanda Peet cały czas szukała tego jednego filmu, który okazałby się dla niej przełomowym.

Wybrał ją Bruce Willis

Ten przełom zmaterializował się w postaci nieoczekiwanego hitu, jakim była czarna komedia "Jak ugryźć 10 milionów" (2000). Peet zagrała w niej naiwną pomoc dentystyczną, marzącą o tym, by zostać profesjonalną zabójczynią, i ubóstwiającą byłego mafijnego egzekutora (Bruce Willis), który - o czym nie ma pojęcia - jest objęty programem ochrony świadków z uwagi na niebezpieczeństwo grożące mu ze strony dawnych pracodawców.

- Uważam ten film za przełomowy w mojej karierze, bez dwóch zdań - bez wahania mówi Peet. - Pojawiłam się na castingu jako jedna z piętnastu dziewczyn. Byłam nikim, a Bruce Willis wybrał właśnie mnie. I tak to się zaczęło.

Trzy dni po zakończeniu zdjęć do "Jak ugryźć 10 milionów", Amanda Peet opuściła swój rodzinny Nowy Jork i przeniosła się do Kalifornii, gdzie rozpoczęła pracę na planie utrzymanego w konwencji komedii romantycznej serialu "Jack i Jill" (1999-2001). W 2000 r. znalazła się także w słynnej pięćdziesiątce "najpiękniejszych ludzi" magazynu "People", a wkrótce potem zagrała w szeregu filmów o doborowej obsadzie. Znalazły się wśród nich takie tytuły, jak "Bez przedawnienia" (2002), gdzie partnerowała Morganowi Freemanowi; "Lepiej późno niż później" (2003), w którym jako filmowa córka Diane Keaton romansowała z Jackiem Nicholsonem; wreszcie "Syriana" (2005), gdzie z Mattem Damonem zagrali małżeństwo.

Zobacz zwiastun filmu "Lepiej późno niż później":

- Wspaniale jest odkrywać, że ludzie, których podziwiałeś, swoim talentem i tym, jak idą przez życie, przewyższają twoje najśmielsze wyobrażenia - mówi aktorka. - Świetnym tego przykładem jest Diane Keaton, z którą miałam okazję porozmawiać o życiu kobiet w Hollywood.

Obserwując zachowanie i postawy życiowe aktorów, którzy zrobili prawdziwą karierę w branży filmowej, można się wiele nauczyć - twierdzi Peet, dodając, że ona sama "cały czas rejestruje" reakcje swoich kolegów na sławę. - Należą do elitarnego grona - wyjaśnia - a poza tym zawsze ciekawie jest podpatrywać, jak ludzie radzą sobie z rozgłosem. Nie, żeby sława była jakimś rodzajem osobistej tragedii... ale uważam, że nie jest to łatwe.

Czy sława zmieniła w widoczny sposób któreś spośród znanych jej gwiazd?

- Wydaje mi się, że ludzie na siłę doszukują się w tym zawodzie jakiejś ciemnej strony - mówi Peet. - To fascynujące, kiedy zdajesz sobie sprawę, że ona tak naprawdę nie istnieje! Obserwując osobę pokroju Matta Damona byłam jednakowo zachwycona jego sposobem bycia jako człowieka i jako aktora; tym, jak zachowuje się na planie i jak traktuje ekipę. Zrobiło to na mnie naprawdę duże wrażenie.

- Za każdym razem, gdy Matt kręci nowy film - dodaje ze śmiechem - pytam: "Czy mogłabym znów zostać jego ekranową żoną?". Nie ustaję w wysiłkach! To mój cel.

"Najważniejsze to mieć wsparcie"

W prawdziwym życiu mężem Amandy Peet jest scenarzysta David Benioff, z którym aktorka ma dwie córki. Kiedy w polu widzenia mamy niespodziewanie pojawia się młodsza latorośl - ośmiomiesięczna Molly June - Peet przerywa naszą rozmowę, by poświęcić córeczce kilka chwil.

- Cześć! - mówi cichym, łagodnym głosem - Hej, czy spotkała cię jakaś przygoda? Opowiedz mamie o niej szybciutko!

Po urodzeniu Molly June, Peet - jak sama mówi - "zgłupiała z miłości do niej". Ale wychowywanie dzieci i jednoczesne wykonywanie zawodu aktorki, co wiąże się z nieustannym podróżowaniem na trasie Nowy Jork - Hollywood, bywa niełatwe. - Najważniejsze to mieć wsparcie - mówi aktorka.

Niezbyt późnym wieczorem Peet kładzie do łóżek Molly i jej starszą siostrę, trzyletnią Frances Pen, a następnie jedzie do teatru, gdzie partneruje Davidowi Duchovnemu w sztuce "The Break of Noon" Neila LaBute'a na off-Broadwayu [mianem tym określane są spektakle wystawiane w teatrach o mniejszej randze niż broadwayowskie - przyp. tłum.]. Peet wielokrotnie występowała już na teatralnej scenie, jednak nie na tyle często, by przyjmować tego typu okoliczności jako rzeczywistość. - Wychodząc na deski, odczuwam tremę - przyznaje - z czasem jednak się rozkręcam.

W "The Break of Noon" Peet gra podwójną rolę byłej żony i byłej kochanki Duchovny'ego.

- Między poszczególnymi scenami jest akurat tyle czasu, ile potrzeba na zmianę charakteryzacji - śmieje się. - Odkryłam, że kiedy już założysz ekstremalnie obcisłe spodnie, buty na bardzo wysokich obcasach i stanik z push-upem, transformacja dokonuje się dość szybko. Przynajmniej tak jest w moim przypadku, bo na co dzień nie noszę tego typu rzeczy.

Powody, dla których Peet przyjęła rolę w tej sztuce, były złożone.

- Uwielbiam Neila LaBute'a - tłumaczy. - Mam do niego jakiś taki szczególny stosunek, zarówno jako do dramaturga, jak i osoby prywatnej. - Bardzo chciałam wziąć udział w próbach do tej sztuki i myślałam sobie: "Nawet jeśli nic innego z tego nie wyjdzie, będę miała mistrzowską lekcję aktorstwa ze świetnym artystą, jakim jest David Duchovny".

Debiutem Peet na off-Broadwayu była rola we wznowieniu "Awake and Sing" Clifforda Odetsa. W sztuce tej zagrała jeszcze jako studentka. Zanim zaczęła pobierać lekcje aktorstwa w HB Studios, szkole kierowanej przez słynną pedagog sztuki scenicznej Utę Hagen, Peet studiowała historię na nowojorskim Uniwersytecie Columbia. Chwila "olśnienia", w której postanowiła związać swoje zawodowe życie z aktorstwem, przyszła w trakcie zajęć z jedną z wykładowczyń.

- W jej obecności czułam, że mogę być dobrą aktorką - wspomina. - Musiałam pracować bardzo, bardzo długo, zanim jednak osiągnęłam poziom przynajmniej w połowie tak wysoki, jak ten, który prezentowałam na jej zajęciach.

"Nie brać wszystkiego na poważnie"

Jak sama mówi, wyzwanie, przed którym stanęła z chwilą rozpoczęcia pracy w zawodzie, polegało na wyzbyciu się niektórych nawyków związanych z akademickim przygotowaniem do aktorstwa i "nauczeniu się, by nie brać wszystkiego na poważnie". Peet musiała nauczyć się również nieustępliwości w dążeniu do celu.

Aktorka wspomina, że kiedy przeczytała scenariusz filmu "Lovely and Amazing" pióra Nicole Holofcener, podekscytowanie "odebrało jej rozum". Był tylko jeden problem, a mianowicie fakt, że nie dostała tej roli. - Musiałam wziąć udział w castingu i strasznie "umoczyłam" - mówi. Nicole Holofcener pozostała jednak dla mnie osobą, co do której miałam nadzieję, że praca z nią będzie mi służyć. Wierzyłam w to.

Niezrażona niepowodzeniem, Peet pozostawała w kontakcie z Holofcener. Wytrwałość ostatecznie się opłaciła - uznana scenarzystka i reżyser obsadziła ją w swoim najnowszym filmie "Daj, proszę" (2010). Decyzja ta zaowocowała recenzjami, które należą do najlepszych w dotychczasowej karierze Peet: "Amanda jest bardzo dobrą aktorką" - mówiła w jednym z wywiadów Nicole Holofcener. "Potrafi wszystko. Ma duże poczucie humoru zarówno jako aktorka, jak i osoba.".

Takie pochwały są jak manna z nieba dla Peet, która pracowała już z reżyserami tak różnymi, jak Woody Allen czy mistrz katastroficznych obrazów Roland Emmerich. Aktorka jest dumna z tego, że potrafi współpracować z reżyserami, i delektuje się możliwością obcowania z najlepszymi w tej branży.

- Lubię starać się spełniać oczekiwania reżyserów i słuchać ich wskazówek wtedy, kiedy idę w złym kierunku - mówi Amanda Peet. - Zależy mi również na dobrej zabawie. Aktorstwo to nie jest przecież zawód, w którym walczymy z rakiem!

Karl Rozemeyer

"The New York Times"

Tłum. Katarzyna Kasińska

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Bruce Willis | film | aktorka | Amanda Peet
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy