Reklama

Aktorzy po drugiej stronie kamery

Filmy dwóch wielkich amerykańskich aktorów trafiły w piątek na nasze ekrany. Jednak ani "Dobry agent" Roberta De Niro, ani "Sztandar chwały" Clinta Eastwooda nie znalazły uznania w oczach polskich krytyków.

"DOBRY AGENT"

"De Niro miał zamiar pogrania ze schematami. Gdyby zamysł mu się rzeczywiście powiódł, powstałby pewnie film więcej niż tylko przeciętny, a przy tym aktualny i zaangażowany. Niestety Dobry agent jest upstrzony pretensjonalnymi scenami i grzęźnie w nadmiarze wątków. De Niro pozostawił widza z niemal trzema godzinami seansu (!) i jedna dobrą radą: złap sens, jeśli potrafisz".
Karolina Pasternak, "Przekrój"

"Po dobrym Prawie Broksu i 13 latach De Niro powrócił za kamerę. Akademia Filmowa uznała jego nowe dzieło za udane i nominowała za reżyserię, ale to raczej kurtuazja wobec mistrza. De Niro zaczyna i gubi wątki, robiąc film szpiegowski bez akcji, który z czasem przemienia się w psychodramę na jednego aktora. Na Dobrego agenta trzeba pójść po podwójnym espresso, będąc przygotowanym na 160 minut zimnej wojny z zimnym kinem".
Łukasz Figielski, "Dziennik"

"Film jest atmosferyczny, nieźle ukazuje proces przemiany żarliwych patriotów w znerwicowanych paranoików, przekonująco też udowadnia, że tajne życie niszczy kontakty z najbliższymi - nie można być w domu Panem Incognito. Powinien być jednak albo dużo dłuższy (jako serial o prywatnej historii CIA), albo krótszy. W postaci, jaką otrzymujemy, niby dużo się dzieje, ale prawie nic nie znaczy i nie daje emocjonalnego wybrzmienia. W kinie czasami mniej znaczy więcej".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

Reklama


"SZTANDAR CHWAŁY"

"Kolejna udana produkcja Eastwooda i zarazem kolejna udana próba zdekonstruowania amerykańskiej mitologii, w czym 77-letni reżyser właściwie już się wyspecjalizował. (...) Sztandar chwały to przy okazji kawał solidnego, mocnego wojennego kina obfitujący w realistyczne sceny bitewne. To właśnie tu, sugeruje Eastwood, w chaosie walki jest miejsce na prawdziwe bohaterstwo - bezinteresowne poświęcenie dla innych".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"

"To z pozoru realistyczne dzieło propacyfistyczne jest przesiąknięte patosem i przypomina, jak wiele Stany Zjednoczone wycierpiały, by zapewnić spokojną przyszłość sobie i świata. Słowa, gesty , muzyka (autorstwa reżysera) - wszystko dosadne i dosłowne. Eastwood nakręcił równolegle część drugą z punktu widzenia Japończyków. przyćmiły Sztandar chwały".
Łukasz Figielski, "Dziennik"

"Eastwood nigdy nie był reżyserem wyjątkowo subtelnym (wyjątek: Co się wydarzyło w Madison County), ale w Sztandarze chwały namolną tezą wręcz bije po oczach: wojna jest brudna i nikomu żadnej chwały nie przynosi, a żołnierze to tylko pionki w cynicznej grze dowódców i polityków. Małe i wielkie kłamstwa, obłudne widowiska dla mediów, fakty naginane do politycznych potrzeb - aluzje do dzisiejszej Ameryki są tu wyraźne".
Paweł T. Felis, "Gazeta Wyborcza"


"NOTATKI O SKANDALU"

"Oglądanie Notatek o skandalu przynosi wstydliwą, perwersyjną nieco przyjemność - taką jak czytanie w brukowcach o zbrodniach i cudzych problemach. Choć w przeciwieństwie do bulwarówek reżyser unika taniej sensacji. (...) [Co prawa] niepotrzebnie posiłkuje się inwazyjną muzyką Philipa Glassa, której nuty kojarzą się z Godzinami, [ale] na szczęście kreacje Dench i Blanchett odciągają u wagę od niedoskonałości filmu. Podziwianie ich gry to już czysta przyjemność".
Ola Salwa, "Przekrój"

"Zbliżając się do obsesji bohaterki Sublokatowki Dench - bodaj najgenialniejsza brytyjska aktorka - potrafiła zagrać osobę szaloną, opętana przez chęć posiadania kogoś na własność, jak nikt inny porywając w swoje szaleństwo publiczność. (..) Cały jej charakterystyczny angielski chłód zaowocował w Notatkach... jedną z najlepszych w ostatnich czasach wizji samotności. Nie zdziwiłbym się, gdyby zwinęła sprzed nosa Oscara innej wielkiej damie brytyjskiego kina Królowej Helen Mirren".
Michał Burszta, "Dziennik"

"Ciekawy, wciągający i bardzo dobrze zagrany film, który opowiada nie tyle o zakazanym romansie między nauczycielką z artystycznej cyganerii a miotanym hormonami małolatem, ile o strasznie samotnej i strasznie siebie oszukującej kobiecie. (..) Jeśli grająca ją Dench otrzyma Oscara - a nie faworyzowana Helen Mirren za Królową - skandalu nie będzie".
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"


"STRAJK"

"Nie ma sensu dyskutowanie o historycznej wiarygodności filmu, bo Schloendorff nie zadbał nawet o elementarną psychologiczna wiarygodność bohaterki, której postać zbudowana jest ze stereotypów: socjalistycznej przodownicy pracy i matki Polki. (...) Jednak na wyżyny groteski wynosi tę postać fatalny moim zdaniem polski dubbing - działaczka Solidarności popiskuje cienkim głosikiem rodem z kreskówek. Owszem (...) często podkreśla, że bardzo kocha morze, ale to chyba nie powód żeby z niej robić rybkę Nemo?"
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"

"Schloendorff spotkał się w Strajku z nasza romantyczna mitologią, przysypana popiołem patosu. Jednak ten mit jest nam w Europie potrzebny. więc cieszmy się z tego filmu, choć to bajka nie dla nas. Nie tylko dlatego, że inaczej ją pamiętamy , ale i dlatego, że elektryk nie odzywa się do suwnicowej. Schloendorff zrobił to za nas, nie upupiając nas".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"

"Strajk sprawia wrażenie produkcji pospiesznej, niedopracowanej, bliskiej - o zgrozo - telewizyjnym serialom. A przecież przez cały czas czuje się, że w tej bohaterce - i w tym temacie - tkwi ogromny potencjał. Czy znajdzie się reżyser, który będzie potrafił go wykorzystać?".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"


"HANNIBAL. PO DRUGIEJ STRONIE MASKI"

"Zapomnijcie o wysublimowanym thrillerze psychologicznym, chłodnej inteligencji Jodie Foster i arystokratycznym spojrzeniu Anthony'ego Hopkinsa. Wraz z Hannibalem. Po drugiej stronie maski seria otwiera pierwszy - i ostatni zarazem? - rozdział napisany w konwencji gore (sugestywna przemoc) połączonej z gotyckim westernem (...) To trochę mało, by wyróżnić się z grona pospolitych koleżanek - Piły czy Teksańskiej masakry piłą łańcuchową"
Marcin Sołtys, "Przekrój"

"Dlaczego Hannibal stał się Hannibalem? Mordował oczywiście w odwecie za to , że zagrożeni głodem niemieccy żołnierze zjedli mu siostrę. Deklarował się jako koneser sztuki bo wychował się w gotyckim zamku. Szkoda tylko, że nie ma to nic wspólnego z życiorysami prawdziwych psychopatów w rodzaju Eda Geina, na podstawie którego losów Harris oparł postać Buffalo Billa z Milczenia owiec. film da się oglądać, ale niestety jest najsłabszy z całej serii".
Piotr Mańkowski, 'Dziennik"

"Czasem rozstania są dobre. Gdyby tak przemysł filmowy na czas rozstał się z Hannibalem Lecterem, wyszłoby na dobre. Przede wszystkim Hannibalowi, ale i nam - widzom. Ale życie bywa bezwzględne. (...) No i nasz bohater się mści. A widz zadaje pytania: Dlaczego wszystko jest takie przewidywalne? Dlaczego nie ma w tym żadnej tajemnicy ani napięcia? Gdzie się podział ten Hannibal, co niegdyś przerażał ale i fascynował? Odpowiedzi, niestety, nie ma".
Beata Kęczkowska, "Gazeta Wyborcza"


"POD JEDNYM DACHEM"

"Jeżeli naprawdę są na świecie komedie, które należy zobaczyć dwa do trzech razy , to należy do nich film Jana Hrebejka. (...) Reżyserowi udało się w ramach jednej prostej historii opowiedzieć o kilku rzeczach naraz, a przy okazji stworzyć świetną komedię obyczajową z wyrazistymi bohaterami i mnóstwem celnych obserwacji. Wszystko to po czesku podszyte odrobiną nostalgii i pełne sympatii dla ludzkich ułomności".
Małgorzata Sadowska, "Przekrój"

"Jan Hrebejk dowodzi, że za pomocą komedii można nie tylko ośmieszyć komunizm, ale i rozliczyć się z nim zupełnie na poważnie. Szczęśliwie w czeskim wydaniu nie znaczy to, że film ma być mniej zabawny. (..) Szczęśliwie w filmie Hrebejka niewiele da się przewidzieć. Reżyser doskonale wie, że to zabiłoby komedię. nawet tak nietypową, taką, która potrafi obudzić duchy przeszłości. Zarówno te dobre, jak i te złe".
Max Fuzzowski, "Dziennik"

"Hrzebejka zawsze interesowała codzienność: pozornie banalna, przaśna, rozczarowująca, która dla bohaterów okazuje się w końcu życiową esencją. Ale Pod jednym dachem to nie tylko energetyczna i pysznie zabawna opowieść o konflikcie pokoleń, pierwszych fascynacjach i utraconych złudzeniach (te stracą zresztą również rodzice). Hrzebejk maluje czesko-uniwersalny mikroświat, który nie może uciec od historii".
Paweł T.Felis, "Gazeta Wyborcza"


"GHOST RIDER"

"Cały film to nic więcej jak tylko przegląd superbohaterskich wątków z recyklingu połączony z konkursem efekciarskich zdjęć zmontowanych zupełnie bez sensu. Bystrzejszy reżyser na spółkę z lotnym scenarzystą mogliby sprzedać aluzyjny ton półserio, zamienić niedorzeczności w atut, nawiązać do Easy Ridera, zagrać kowbojską mitologią".
Wojtek Kałużyński, "Dziennik"

"Film wchodzi bez pokazu prasowego, czemu się specjalnie nie dziwię, znając anegdotę o tym, jak to po amerykańskiej premierze filmu przyjaciele Cage'a radzili mu spalić biuro jego agenta..."
Paweł Mossakowski, "Gazeta Wyborcza"

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Clint Eastwood | maski | strajk | aktorzy | kamery | dziennik | Gazeta Wyborcza | filmy | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy