Reklama

Afera bananowa. Artyści protestują, ministerstwo się odcina

"Nie domagaliśmy się usuwania żadnych dzieł z wystawy w Muzeum Narodowym w Warszawie" - podkreśliło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, odnosząc się do informacji o usunięcia prac Natalii LL i Katarzyny Kozyry z MN. Dodano, że nadzór resortu nad instytucjami kultury nie oznacza uprawnień do ingerencji w kształt wystaw.

Z Galerii Sztuki XX i XXI Wieku w Muzeum Narodowym w Warszawie zniknęły w piątek, 26 kwietnia, dwie instalacje wideo autorstwa Natalii LL "Sztuka konsumpcyjna" z 1972 roku i Katarzyny Kozyry "Pojawienie się Lou Salome" z 2005 roku.

Usunięcie prac z muzeum nakazał dyrektor placówki prof. Jerzy Miziołek, który tłumaczył, że dzieła te "rozpraszały młodzież", a muzeum otrzymywało skargi od niezadowolonych gości. Decyzja miała zostać podjęta także po wizycie dyrektora w Ministerstwie Kultury w tej sprawie.

"Ministerstwo Kultury nie domagało się usuwania żadnych dzieł z wystawy. (...) Zgodnie z ustawą z dnia 25 października 1991 r. o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej, instytucją kultury zarządza dyrektor instytucji kultury" - napisano w oświadczeniu resortu kultury.

Zaznaczono, że za "całokształt działalności instytucji kultury odpowiedzialność ponosi jej dyrektor". "Oznacza to również, że wbrew powszechnemu przekonaniu Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego nie kieruje bezpośrednio pracami i nie steruje polityką wystawienniczą ani repertuarową instytucji kultury. Należy to do wyłącznej kompetencji dyrektora instytucji, który odpowiada za kształt i przekaz prezentowanych ekspozycji" - dodano.

Dyrektor placówki decyzję o pozbyciu się projektów argumentował w rozmowie ze stołeczną "Wyborczą" troską o dzieci i młodzież oraz tym, że "w Muzeum Narodowym pewna tematyka z zakresu gender nie powinna być explicite pokazywana".
Jak mówił, Galeria Sztuki XX i XXI Wieku "to jest galeria autorska, a po pięciu latach w przestrzeni muzealnej wyczerpała swoją funkcję". "Przez cztery miesiące urzędowania niczego w niej nie zmieniałem, ale nie mogę nie reagować na krytyczne głosy" - podkreślił prof. Miziołek.

Reklama

AKTUALIZACJA - PILNE!

Właśnie okazało się, że Prace Natalii LL i Katarzyny Kozyry wracają do Muzeum Narodowego! Poinformował o tym w poniedziałek, 29 kwietnia, dyrektor placówki Jerzy Miziołek. W oświadczeniu czytamy, że misją muzeum jest "prezentowanie różnorodnych kierunków i postaw artystycznych", a ministerstwo kultury nie naciskało na usunięcie prac.

Problem z kobietą jedzącą banana

Dyskusję wywołały dzieła Katarzyny Kozyry "Pojawienie się Lou Salome" z 2005 r. (kobieta z dwoma psami o twarzach Nietzschego i Rilkego) i Natalii LL "Sztuka konsumpcyjna" z 1972 r. (kobieta namiętnie jedząca banana).

Natalia LL w rozmowie z Agnieszką Sural na Culture.pl tłumaczyła, że "dziewczyny-modelki konsumowały, a ona to rejestrowała". "To była rejestracja konsumpcji, która - nagle okazało się, że - jest strasznie erotyczna. One w taki erotyczny sposób zajadały. A zachodnia krytyka mówiła i pisała, że jest to sztuka krytyczna pokazująca, że w PRL-u nie było niczego, tych parówek, bananów. To była sztuka krytyczna, która obnaża PRL" - zaznaczyła artystka.

W związku z decyzją o usunięciu prac artystek z Muzeum Narodowego na Facebooku została założona grupa "Jedzenie Bananów pod Muzeum Narodowym". W poniedziałek, 29 kwietnia, - w geście "przeciwko cenzurze" - jak napisano na stronie wydarzenia, osoby zgromadzone pod muzeum mają jeść banany.

Również na czwartek, 2 maja, zaplanowano wydarzenie pn. "Narodowe Jedzenie Bananów". "Ja jem banana, Ty jesz banana, on, ona i ono je banana... Zjedzmy dużo bananów w galerii sztuki XX i XXI w. w Muzeum Narodowym na znak protestu przeciw cenzurowaniu ekspozycji (właśnie zniknęły stamtąd prace wideo Natalii LL i Katarzyny Kozyry)" - zachęcają organizatorzy wydarzenia.

Sprawę komentują także przedstawiciele świata kultury i sztuki. "Chciałbym uprzejmie zwrócić uwagę prezesowi Miziołkowi, że na terenie Muzeum nadal widać rzeźby nie tylko z bananem, ale i, z przeproszeniem pana prezesa Miziołka, z gołym siusiakiem. To się musi zmienić ku chwale ojczyzny" - napisał na swoim Facebooku pisarz Jacek Dehnel.

Artyści oburzeni

Osoby ze środowiska artystycznego zaczęły także publikować zdjęcia z bananami. Aktorka Magdalena Cielecka umieściła na swoim Instagramie zdjęcie z bananem wycelowanym w głowę i podpisem: "no tylko w łeb".

Scenarzysta Andrzej Saramonowicz na swoim Facebooku zamieścił zdjęcie z bananem i podpisał: "Fruktopornografem jestem od dawna. Zdjęcie z maja 2015 roku". Później napisał: "Jestem - co oczywiste! - przeciwko cenzurze sztuki, ale chciałbym zwrócić uwagę, że Banan Narodowy okazał się świetną pisowską zasłoną dymną, czyli tematem zastępczym bez większego znaczenia. Liberalny internet oszalał z oburzenia i uaktywnił się potężnie, dając ludziom poczucie - złudne, nie ukrywajmy! - że się ostro przeciwstawiają niegodziwości".

Prof. Krystyna Duniec z Zakładu Historii i Teorii Teatru, Pracowni Teatru Współczesnego Instytutu Sztuki PAN zwróciła uwagę, że "usunięto prace Natalii LL i Katarzyny Kozyry w Muzeum Narodowym, bo gorszą". "Czas chyba już na protest także prawicowych artystów i badaczy" - dodała.

Do sprawy odnieśli się także w niedzielę goście programu "Śniadanie w Polsat News". Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin wskazał, że o polityce wystawienniczej muzeum decyduje dyrekcja Muzeum Narodowego w Warszawie. Z kolei posłanka Joanna Mucha (PO-KO) oceniła, że w tym przypadku "mamy po prostu do czynienia z cenzurą sztuki, to jest coś, co jest oczywiście niebezpieczne". 

"Wy traktujecie kulturę i sztukę tylko wyłącznie jakby to było narzędzie propagandy, tylko i wyłącznie, natomiast wtedy, kiedy sztuka ma rzeczywiście w jakiś sposób poruszać, która ma rzeczywiście w jakiś sposób wstrząsnąć widzem to odbieracie ją tylko na takim bardzo podstawowym poziomie i to się powtarza jakby wielokrotnie, już kolejne akty cenzury ze strony ministra Glińskiego. (...) jeśli chodzi o wprowadzanie cenzurę w sztuce to dochodzicie powoli do standardów PRL-owskich" - mówiła Mucha, zwracając się do Sasina.

Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski wskazał, że "duża część kultury, sztuki jest finansowana z pieniędzy publicznych, więc naturalnym jest, że jeżeli strona publiczna - rządowa bądź samorządowa w dużej mierze finansuje jakieś instytucje to ma też wobec tych instytucji pewnego rodzaju wymogi".

"Ja nie życzę sobie jednej rzeczy, nie życzę sobie tego, żeby dzisiaj w przestrzeni publicznej obrażać olbrzymią rzeszę Polaków obrazoburczymi wystawami, sztukami, uderzającymi w jedną grupę osób - chrześcijan, a zajmować się innymi rzeczami. Mam taki gorący apel o to" - podkreślił Spychalski.

Jeden z liderów Partii Razem Adrian Zandberg powiedział, że "Lewica jest za tym, żeby państwo zajmowało się tym, co jest jego obowiązkiem, czyli zapewnieniem ludziom porządnej jakości życia, a nie decydowaniem o tym, co mogą, a czego nie mogą oglądać".

Europoseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Jarosław Kalinowski przytoczył sytuację z Ostrołęki, gdzie jedyne tamtejsze kino nie wyświetlało po premierze filmu "Kler" Wojciecha Smarzowskiego. Jak donosiły lokalne media było to skutkiem decyzji ówczesnego prezydenta miasta. Prezydent "w wyborach przegrał i dzisiaj mieszkańcy Ostrołęki mogą oglądać. "Tu jest sytuacja podobna próbujecie cenzurować, ale przez tę akcję dzisiaj wszyscy Polacy dotrzeć do tego, jak wyglądała ta wystawa i te zdjęcia" - stwierdził Kalinowski.

Nicole Makarewicz

RMF/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Magdalena Cielecka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy