Reklama

"Trędowata": Uwaga, mezalians!

We wtorek, 29 listopada, minęło 35 lat od premiery największego polskiego melodramatu - ekranizacji "Trędowatej" Heleny Mniszkówny w reżyserii Jerzego Hoffmana.

Łzy wylane nad książką

"Trędowata" była powieściowym debiutem Heleny Mniszkówny, młodziutkiej, nieco ponad 20-letniej wdowy, która obmyśliła swoją pierwszą książkę podczas wizyty na Litwie, gdzie w trakcie trwającego jeszcze małżeństwa przebywała w środowisku miejscowej arystokracji.

Akcja powieści rozgrywająca się na przełomie XIX i XX wieku, opisuje tragiczne dzieje miłości, której spełnieniu stają na przeszkodzie przesądy społeczne i fanatyzm członków arystokratycznych rodów. Tytułową postacią jest Stefania Rudecka, niezamożna szlachcianka, guwernantka w domu hrabiny Elzonowskiej, ciotki ordynata Waldemara Michorowskiego. Magnat przezwycięża przeszkody i doprowadza do zaręczyn ze Stefanią. Jednak w wyniku szykan i intryg dziewczyna zachorowawszy, umiera przedwcześnie w dniu planowanego ślubu. Śmierć ta jest w intencji autorki rodzajem ofiary złożonej przez jednostkę przerastającą otoczenie i staje się symbolem moralnego triumfu bohaterki.

Reklama

Kiedy książka ukazała się w księgarniach w 1909 roku, recenzent czasopisma " Społeczeństwo" chwalił "dobrze podchwycone charaktery, sylwetki ciekawe, sytuacje o napięciu dramatycznym", ale dodawał krytycznym okiem, że mimo iż "niepodobna rzucić kamieniem na autorkę i odradzać jej dalszych prób na polu twórczości literackiej, należy jednak ubolewać nad tem, że pośpieszyła się z drukiem swych pierwocin". "Powieść tę powinna była poczytywać jedynie za ćwiczenie - i jako takie zachować na dnie biurka, albo co lepiej, spalić, albo wreszcie wydać, lecz po zasięgnięciu wskazówek wybitnego znawcy piśmiennictwa" - wyrokował krytyk.

Nie mógł wiedzieć, że Mniszkówna swój debiutancki utwór konsultowała z samym Bolesławem Prusem; ojciec autorki - Michał Mniszek-Tchorznicki - zanim wyłożył własne pieniądze na powieściowy debiut córki, wolał powziąć wszelkie możliwe środki ostrożności. Wysłał więc dziewczynę do stryja do Warszawy, którego bliskim znajomym był właśnie autor "Lalki". "On pierwszy dodał mi otuchy i zachęty do wydania 'Trędowatej' oraz do dalszej pracy" - przyznała potem Mniszkówna.

Krytyk Wiktor Gomulicki zwrócił uwagę w swojej recenzji książki na rodzaj emocjonalnej egzaltacji, która towarzyszy lekturze "Trędowatej".

"Zanim jeszcze znalazłam czas na przeczytanie dwóch okazałych voluminów, zaznajomiły się z niemi dwie młode kobiety. Każda, zwracając mi powieść miała powieki zaczerwienione. U jednej był to skutek bezsenności. - 'Ta Trędowata tak szalenie zajmująca, żem noc całą na czytaniu spędziła'. U drugiej czerwoność pochodziła od łez nad książką wylanych (...) Ja ani łez nad 'Trędowatą' nie wylewałem, anim dla niej z nocy dnia nie czynił. Dramat opisany przez autorkę nie był już dla mnie zupełną nowością" - napisał krytyk.

Gomulicki chwalił jednak akcję powieści przeprowadzoną "z niemałą zręcznością i w sposób istotnie zajmujący", docenił też autorkę, która "kreśli piękne obrazy przyrody, umie zręcznie poprowadzić dialog, w scenach dramatycznych zdobywa się na siłę...", wreszcie dostrzegł zawarte w "Trędowatej" "próby satyry społecznej i moralizowania na temat obowiązku arystokracji".

Kicz melodramatu

Po niezłych recenzjach tuż po ukazaniu się książki "Trędowata" szybko stała się jednak w powszechnej świadomości symbolem kiczu, hasłem wywołującym charakterystyczne reakcje - miażdżące opinie krytyków i aplauz tzw. szerokiej publiczności.

Z takim przyjęciem spotkały się dwie przedwojenne adaptacje filmowe - niema z 1920 r., w reżyserii Edwarda Puchalskiego i Józefa Węgrzyna, z Jadwigą Smosarską i Bolesławem Mierzejewskim, oraz dźwiękowa z 1936 r., w reżyserii Juliusza Gardana, z Elżbietą Barszczewską i Franciszkiem Brodniewiczem w rolach nieszczęśliwych kochanków.

Krytyk filmowy Aleksander Janicki, przytaczając fragment recenzji filmu z 1936 roku, zwraca uwagę na scenariusz Jana Fethkego i Juliusza Gardana. "Dokonali zabiegu niezbędnego i celowego, uprościli charaktery i sytuacje, może nawet, w porównaniu z egzaltowaną wyobraźnią młodej autorki, strywializowali ją, wyprowadzając z labiryntu grafomańskiej stylistyki na prostą, utartą ścieżkę pospolitego melodramatu" - Janicki przywołał jeden z adaptacyjnych chwytów.


Autor popularnego swego czasu telewizyjnego cyklu "W starym kinie" świadom psychologicznych uproszczeń, którymi rządzi się powieść Mniszkówny i - automatycznie - ekranizacje jej książki, zwracał jednak uwagę na fakt, że filmowe adaptacje "Trędowatej" stanowiły niemałe wyzwanie dla aktorów.

"W 'Trędowatej' postacie są na ogół proste, jakby jednowymiarowe, choćby sam ordynat, który się nie waha, tylko zdecydowanie dąży do realizacji swojego celu. Ale są i postacie bardziej skomplikowane: senior rodu, na którym ciąży niczym klątwa przeszłość - to dawne wyzwanie, któremu nie sprostał; księżna Podhorecka, która zdaje sobie sprawę, że może utracić ukochanego wnuka; wreszcie rodzice Stefci, wiedzący doskonale do czego doprowadziły związki z Michorowskimi" - mówił Janicki, dodając, że "postacią najbardziej skomplikowaną jest Stefcia Rudecka".

"Nie przypadkiem obie jej odtwórczynie: Jadwiga Smosarska w wersji niemej i Elżbieta Barszczewska w wersji dźwiękowej uważały tę postać za ciekawą i dająca im spore pole do aktorskiego popisu" - zakończył krytyk.

Do trzech razy sztuka

"Trędowata" w reżyserii Jerzego Hoffmana z 1976 roku była trzecią ekranizacja powieści Mniszkówny (do 1939 r. książka była wznawiana ponad 20 razy). Zanim jednak utwór wszedł na ekrany kin, głośno było o sporze między autorem scenariusza - cenionym pisarzem Stanisławem Dygatem - a reżyserem Jerzym Hoffmanem, który był świeżo po kinowym sukcesie "Potopu".

"W związku z ukazującymi się notatkami na temat produkcji filmu 'Trędowata' i wymienianym w nich moim nazwiskiem jako autora scenariusza, oświadczam: W ostatecznej wersji scenopisu napisanego przez reżysera Jerzego Hoffmana, twórca filmu odszedł całkowicie od mojej wersji scenariusza i zrezygnował z koncepcji, która była dla mnie usprawiedliwieniem i bodźcem dla dokonania przeróbki filmowej tego utworu fascynującego mnie od dawna i budzącego mój szczególny podziw. To skłoniło mnie do złożenia w Zespole Silesia żądania wycofania z czołówki filmu mojego nazwiska oraz do zrzeczenia się tantiem i wszelkich innych korzyści finansowych. Będąc przekonanym o sukcesie filmu 'Trędowata' nie chciałbym dzielić z jego twórcami zaszczytów i korzyści, w których nie będzie mojego udziału. Wdzięczny za umieszczenie tych paru słów pozostaję z szacunkiem. Stanisław Dygat" - autor "Pożegnań" wyjaśnił wszelkie niedopowiedzenia w liście, który opublikowany został na łamach magazynu "Film".

Główne role w filmie Hoffman powierzył Elżbiecie Starosteckiej oraz Leszkowi Teleszyńskiemu. Ona dała się już poznać w niewielkich, ale zapadających w pamięć rolach w "Lalce" Wojciecha Jerzego Hasa, "Rzeczpospolitej babskiej" Hieronima Przybyła, czy serialu "Czarne chmury"; on był jednym z najpopularniejszych polskich aktorów lat 70., który po brawurowym debiucie w "Trzeciej części nocy" Andrzeja Żuławskiego z powodzeniem wcielił się w "Potopie" w rolę Bogusława Radziwiłła.

Na uwagę zwracała również drugoplanowa, zwłaszcza żeńska obsada: w "Trędowatej" jedne z najlepszych ról w karierze zagrały Anna Dymna (jako Melania Barska) oraz Gabriela Kownacka (w brawurowej roli Rita Szylinżanka, za którą otrzymała Nagrodę im. Zbyszka Cybulskiego). Głównym gwiazdom partnerowali również: Piotr Fronczewski (hrabia Trestka), Jadwiga Barańska (hrabina Idalia Elzonowska), Mariusz Dmochowski (hrabia Barski) oraz Czesław Wołłejko (Maciej Michorowski).

Komercyjny sukces filmu był niezaprzeczalny. Na "Trędowatą" poszło do kin prawie 10 milionów widzów. To ponad połowę mniej, niż 2 lata wcześniej zgromadził przed ekranami "Potop", ale - stosując bardziej aktualną miarę - wyraźnie więcej niż zdołało przyciągnąć do kin "Ogniem i mieczem" (ok. 7 milionów widzów).

O gustach, oczekiwaniach i marzeniach (się nie dyskutuje)

"W 'Trędowatej najistotniejszym problemem, podstawowym źródłem konfliktu jest mezalians. Często uważano go za wydumany, nieważny, czy nawet śmieszny. To bardzo anachroniczne spojrzenie. W latach międzywojennych był on często przyczyną autentycznych tragedii ludzi, którzy się kochali i którzy chcieli swe życie spędzić razem. Różnice stanowe, społeczne, towarzyskie stanowiły przeszkodę nie do pokonania. Tylko najodważniejsi, najbardziej zdecydowani ją pokonywali. Często zresztą ciężko za to płacąc" - Aleksander Janicki tłumaczył, na czym opiera się fabuła powieści Mniszkówny i - co za tym idzie- jej przyszłych ekranizacji.

Czasy się zmieniają a my - wraz z nimi. Mezalians jest dziś równie zapomnianym i nieaktualnym słowem co dyliżans, zaś "stanowa różnica", stojąca u podstaw "Trędowatej", wywołuje u współczesnej widowni lekceważący uśmieszek niezrozumienia.


"Trędowata" Jerzego Hoffmana pozostaje jednak po dziś dzień jednym z najsłynniejszych polskich melodramatów, rodzimą wersją "Przeminęło z wiatrem"; nikogo nie zdziwiła więc nominacja do Złotych Kaczek, którą kilka tygodni temu obraz Hoffmana otrzymał w kategorii "najlepszy film o miłości". Fakt, że statuetkę otrzymał film "Wszystko co kocham" Jacka Borcucha, świadczy zarówno o krótkiej pamięci współczesnej widowni, jak i socjologicznej przemijalności tematyki "Trędowatej".

"Dzisiaj, cokolwiek byśmy o tym filmie nie powiedzieli, jest to jednak utwór godny uwagi, bo mówiący bardzo dużo o gustach, oczekiwaniach, marzeniach widzów polskich sprzed 70 lat" - mówił o przedwojennej wersji filmu Aleksander Janicki. Powyższą opinią można z powodzeniem obdarować również ekranizację Jerzego Hoffmana.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy