Reklama

​"Młodzi i Film": Wielka rola Małgorzaty Zajączkowskiej

Druga połowa 34. festiwalu "Młodzi i Film" w Koszalinie należała do Małgorzaty Zajączkowskiej. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że w "Nocy Walpurgii" Marcina Bortkiewicza aktorka zagrała rolę życia.

Na taki scenariusz aktorki czekają czasami dekadami. Zajączkowska, która karierę filmową zaczynała od występu w "Zdjęciach próbnych" z 1977 roku, jeszcze nigdy nie grała tak ciekawej,  niejednoznacznej i pełnokrwistej bohaterki jak Nora Sedler z "Nocy Walpurgi" Marcina Bortkiewicza.

Diwa operowa ze złamanym przez II wojnę światową i naznaczonym piętnem Holocaustu życiorysem, to w gruncie rzeczy wyrachowana manipulatorka, która zaprasza młodego dziennikarza Roberta (Philippe Tłokiński) do perwersyjnej gry. On przychodzi do niej, by przeprowadzić wywiad. Ona na początku raczy go siarczystym przekleństwem, potem jednak godzi się na rozmowę. Spędzona wspólnie noc, pełna równie komicznych, co dramatycznych zwrotów akcji, doprowadza do dramatycznego finału. Po drodze na wierzch wypływają dawne konflikty, traumy i wspomnienia.

"Róża" Zajączkowskiej

Reklama

Postać filmowej Nory (debiut Bortkiewicza jest ekranizacją monodramu Magdaleny Gauer) powstała specjalnie z myślą o Zajączkowskiej. Aktorka po raz pierwszy ma okazję zaprezentować na ekranie tak szerokie spektrum swojego talentu i robi to znakomicie. Umożliwia jej to wybrana przez reżysera konwencja, w której opera miesza się z teatrem, kino klasyczne z niemym. "Noc Walpurgi" to film bardzo dopracowany od strony formalnej - precyzyjna choreografia kolejnych scen zostaje pięknie uchwycona w czarno-białych zdjęciach Andrzeja Wojciechowskiego. Nora na przemian przyciąga i odpycha Roberta od siebie, opowiadając o swojej przeszłości kolejno odsłania to uwodzicielskie, to niewinne, a czasami okrutne oblicze.

"Niezatapialna" - tak o swojej partnerce mówi w jednej ze scen młody dziennikarz. Sława śpiewaczki stała się dla Nory zbroją, którą kobieta odgrodziła się od innych, swoją prawdziwą twarz skrywając pod grubą warstwą makijażu i odgrywanych na scenie postaci. Robert postanawia przeniknąć maskę aktorki, zdziera kolejne warstwy, usiłując dotrzeć do samego sedna historii fascynującej go kobiety.

W scenariuszu, nad którym reżyser pracował wspólnie z Magdaleną Gauer, nie słychać częstego w polskich filmach szelestu papieru; dialogi są mięsiste i przenikliwe, humor ostry jak brzytwa, tragizm zaś, choć wpisany w przegiętą, niemal kampową estetykę, ma w sobie coś przejmującego. Rozgrywający się w zamkniętym pomieszczeniu dramat aż pulsuje od emocji. Swoistą wisienką na torcie są nawiązania do historii muzyki poważnej XX wieku, które są prawdziwą gratką dla każdego melomana, na czele z pomysłem na dodekafoniczną operę o Holocauście i wspomnieniem o tym, jak wpisanie kompozycji pewnego młodego polskiego kompozytora w wojenny kontekst stało się dla nikomu nieznanego debiutanta trampoliną do międzynarodowej sławy.

A ja mam nadzieję, że "Noc Walpurgi" stanie się dla kariery Zajączkowskiej tym, czym dla Agaty Kuleszy była "Róża" Wojciecha Smarzowskiego. Zastanawiam się, ile jest jeszcze w tym kraju aktorek, które czekają na swojego Marcina Bortkiewicza...

Pęknięty "Mur"

W sekcji konkursowej zaprezentowano również wyczekiwany "Mur" Dariusza Glazera, opowieść o Mariuszu (Tomasz Schuchardt), który po latach spędzonych w ciasnym mieszkaniu z chorą matką (Aleksandra Konieczna) postanawia wykorzystać zarobione na handlu narkotykami pieniądze na wynajęcie apartamentu w luksusowej dzielnicy. Zmiana miejsca zamieszkania ma być w wyobrażeniu mężczyzny początkiem innego, lepszego życia. Mariusz, zawodowo zajmujący się wykańczaniem mieszkań, stara się również uwić swoje własne gniazdko. Odcina się od wymagającej opieki matki, zaczyna spotykać się z sąsiadką Agatą (Marta Nieradkiewicz), samotną młodą matką. Nierozwiązane sprawy z przeszłości szybko jednak dają o sobie znać.

Za punkt wyjścia Glazer wybiera interesujący problem podziałów klasowych i wewnętrznego rozdarcia głównego bohatera między potrzebą niezależności a odpowiedzialnością za bliskich. Zarys fabularny "Muru" okazuje się jednak niewystarczający, by dźwignąć pełnometrażowy film. Postacie są zaledwie naszkicowane, ich motywacje mgliste, a ładunek emocjonalny wyczerpuje się na długo zanim debiutant dopnie poszczególne wątki. Glazer zagląda w zakamarki duszy współczesnych młodych ludzi, wpisuje historię Mariusza w ciekawy kontekst, ale nie potrafi uwiarygodnić tej szarpaniny.

"Mur", mimo bardzo dobrej roli Tomasza Schuchardta i partnerującej mu Nieradkiewicz, wydaje się filmem popękanym, bardzo nierównym i nie do końca spełnionym.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Małgorzata Zajączkowska | Noc Walpurgi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy