Reklama

"Matka Królów" zrekonstruowana cyfrowo

Dlaczego Franciszek Pieczka zbeształ sierżanta Ludowego Wojska Polskiego? Jak doszło do tego, że w stanie wojennym nie przerwano zdjęć do "Matki Królów"? Ile lat film Janusza Zaorskiego spędził jako "pułkownik" zanim trafił do kin w... jednej kopii? Premiera zrekonstruowanej cyfrowo "Matki Królów" odbyła się wczoraj w warszawskim kinie Kultura.

- Chciałem podziękować reżyserowi, że odważył się na film, który w tak prawdziwy sposób pokazuje jednostkowe ludzkie cierpienie. To jest rzadkie, nie tylko w kinie polskim, ale także w kinie światowym - mówił prof. Jerzy Wójcik, mąż zmarłej przed dwoma laty Magdy Teresy Wójcik, która rolą Łucji Król zapewniła sobie ważne miejsce w historii polskiego kina. Wśród osób, które nie doczekały cyfrowej premiery "Matki Królów" są też Zbigniew Zapasiewicz (doktor Wiktor Lewen), Krzysztof Zaleski (Roman Król, syn Łucji), Andrzej Smulski (kierownictwo produkcji), Janusz Rosół (dźwięk), Edward Kłosiński (zdjęcia) i Przemysław Gintrowski (muzyka) - to ich pamięci Janusz Zaorski dedykował premierowy wieczór.

Reklama

"Matką Królów", opublikowaną w 1957 roku "odwilżową" powieścią Kazimierza Brandysa, interesowało się kilku reżyserów, m.in. Andrzej Munk. Sam Janusz Zaorski myślał o jej ekranizacji już w latach 70. - Kiedyś zwierzyłem się Tadeuszowi Konwickiemu, że bardzo chciałbym tę książkę przenieść na ekran. Ponieważ Konwicki znał bardzo dobrze Brandysa doprowadził do naszego spotkania. Pisarz widząc mój ogromny zapał udzielił mi zgody na samodzielne stworzenie scenariusza. Po latach przyznał mi, że zgodził się z taką łatwością, bo nie wierzył, że władza kiedykolwiek zgodzi się na ekranizację "Matki Królów" - opowiadał Janusz Zaorski.

Scenariusz powstał w 1972 roku. Niestety kolejni szefowie kinematografii odrzucali ten tekst z powodu jego rozrachunkowej wymowy. Dopiero w czasach tzw. Pierwszej Solidarności Eugeniusz Mielcarek odważył się skierować ten scenariusz do produkcji. Było to w końcu kwietnia 1981 roku. W tamtym czasie powołano także nowy Zespół Filmowy Rondo, któremu szefował Wojciech Jerzy Has. Rondo połączyło siły z Zespołem Filmowym X i tak w listopadzie 1981 roku na planie "Matki Królów" padł pierwszy klaps. Niespełna miesiąc później, 13 grudnia, wprowadzony został stan wojenny.

- Janusz Zaorski tuż po wprowadzeniu stanu wojennego wysłał do członków ekipy list motywujący pod hasłem "a jednak się kręci" - mam go do dzisiaj. Zdecydowaliśmy się nie poddawać tylko wbrew otaczającej rzeczywistości dokończyć "Matkę Królów" - opowiadała Joanna Szczepkowska, odtwórczyni roli Marty, żony Klemensa Króla.

- Mam wrażenie, że jedyny powód dla którego pozwolono nam kontynuować zdjęcia był taki, że generałowie widząc tytuł "Matka Królów" byli przekonani, że to coś z Kraszewskiego, niegroźna historyczna opowieść. Dlatego mimo wielu przeszkód dobrnęliśmy szczęśliwie do końca. Pamiętam, że ostatni dzień zdjęciowy realizowaliśmy 2 czerwca 1982 roku przy żarze lejącym się z nieba. Nie byłoby z tym problemu, gdyby nie fakt, że musieliśmy realizować scenę zimową. Z pomocą przyszła nam straż pożarna, która toczyła pianę udającą śnieg - wspominał Janusz Zaorski.

Brak śniegu nie był jedyną przeszkodą na jaką natrafiła ekipa "Matki Królów". - Najwięcej problemów mieliśmy ze zgodą na realizację zdjęć pochodów. Statyści ubrani. Wszystko zapięte na ostatni guzik. Nagle telefon z informacją, że nie ma zgody na zdjęcia. Władza prawdopodobnie obawiała, że zainscenizowanym pochodem możemy sprowokować rozruchy, zwłaszcza, że nasi statyści mieli maszerować z portretami Stalina i Bieruta - wspomina Teresa Barska, autorka scenografii.

Mrożącą krew w żyłach anegdotą podzielił się z uczestnikami premiery Andrzej Wolf, operator kamery. - Trwa stan wojenny. Tuż przed świętami Bożego Narodzenia wracamy samochodem z Łodzi, gdzie kręcone były zdjęcia, do Warszawy. Z tyłu siedzę ja wspólnie z reżyserem i operatorem, a z przodu Franciszek Pieczka, grający węglarza Cygę. Podczas kontroli na posterunku okazuje się, że w przepustce umożliwiającej mi przejazd z Łodzi do Warszawy brakuje jakiejś ważnej pieczątki. Zaczyna robić się nieprzyjemnie. Oczami wyobraźni widzę przeładowywany karabin i święta spędzanie w areszcie. W tym momencie sprawdzający nas sierżant podchodzi do Franciszka Pieczki, chcąc go skontrolować. Natychmiast rozpoznaje w nim Gustlika z serialu "Czterej pancerni i pies" i niczym nastoletni fan zaczyna bić przed nim pokłony, zapewniając, że wychował się na tym serialu. Niewzruszony Pieczka spogląda na niego i mówi: Wychowałeś się synku na tym serialu, to odwal się od tego pana - opowiadał Andrzej Wolf.


Gotowa "Matka Królów" trafił na kolaudację. Opinie były dość pozytywne. Schody zaczęły się dopiero w momencie pytania o datę premiery. - Ówczesny szef kinematografii Stefański powiedział mi, że film trafi do kin kiedy partia się umocni - mówił Janusz Zaorski. Na szczęście w mniemaniu partii czas ten nadszedł już pięć lat później i wiosną 1987 roku "Matka Królów" trafiła do dystrybucji w... jednej kopii.

Film Janusza Zaorskiego stał się wydarzeniem 1987 roku. Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych otrzymał Złote Lwy, nagrody aktorskie dla Magdy Teresy Wójcik (pierwszoplanowa), Joanny Szczepkowskiej (drugoplanowa), nagrodę dziennikarzy oraz nagrodę jury młodzieżowego. Potem film dostał "paszport" dzięki czemu trafił na festiwal do Berlina, gdzie dostał Srebrnego Niedźwiedzia, a następnie objechał niemal cały świat. W 1993 roku "Matkę Królów" pokazała rosyjska telewizja Ostankino. Opowieść o losach Łucji Król obejrzało ponad 50 mln widzów.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Matka Królów | Janusz Zaorski | Franciszek Pieczka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy