Reklama

"Masz na imię Justine": Popularniejszy od Almodovara?

W ostatni piątek, 12 maja, do kin wszedł jedyny polski film w konkursie trwającego właśnie Europejskiego Festiwalu Filmowego - traktujący o problemie seksualnego niewolnictwa kobiet "Masz na imię Justine" Franco de Peny. O tym, jak wyglądały kulisy jego realizacji oraz o tym, że w Indiach "Masz na imię Justine" jest popularniejszy od filmów samego Pedro Almodovara, mówili podczas spotkania w krakowskim kinie ARS reżyser obrazu oraz odtwórczyni głównej roli Anna Cieślak.

Urodzony w Wenezueli Franco de Pena powiedział, że pomysł na film o kobiecie zmuszanej do prostytucji wykluł się z pewnego dokumentalnego projektu, do którego reżyser zbierał materiały podczas stypendium w Berlinie w 1999 roku.

"Rozmawiałem z dwoma psychoterapeutkami, z szefem policji, z paniami z pomocy społecznej - w różnych środowiskach przeprowadzałem ten research, jednak najtrudniej było wchodzić do burdeli i udawać klienta" - powiedział reżyser.

"Trzeba było chodzić jak głupi, szukać kogoś, kto mówi po polsku, krążyć wokół tych prostytutek, próbować dojść do jakichś dziewczyn. A miałem na to zbyt mało czasu" - dodał de Pena.

Reklama

W efekcie projekt został odłożony na później, jednak kiedy w 2004 roku reżyser znów pojawił się w Berlinie i poszedł pod zapamiętane adresy, okazało się, że domów publicznych już tam nie ma.

"Wszystkie zeszły do podziemia" - powiedział de Pena.

Historia, która opowiedziana miała zostać w formie dokumentu, przerobiona została na scenariusz filmu fabularnego. Aktorka, która miała wcielić się w tytułową postać, została wyłoniona w drodze castingu.

"Mnóstwo dziewczyn zabiegało o tę rolę. Po raz pierwszy spotkałam Franco na zdjęciach próbnych w Warszawie. Tam dostałam do przygotowania jedną scenę [chodzi o scenę, która znalazła się w filmie, w której Mariola przebiera się w różne sukienki, wyobrażając sobie kolejnych klientów - przyp.red.] na bazie której Franco potem przeprowadzał próbę. A potem okazało się, że chciałby pracować ze mną" - powiedziała Anna Cieślak, występująca na co dzień w krakowskim Teatrze Słowackiego.

W efekcie aktorka stworzyła jedną z wyrazistszych kobiecych kreacji ostatnich lat w polskim kinie.

"Tak naprawdę to jest nie tylko moja rola, tylko rola zarówno Franco, jak i operatora kamery, i charakteryzatora. A ja miałam na tyle szczęścia, że Franco pracował ze mną tak, jak się pracuje w teatrze".

"Po prostu mieliśmy dużo czasu zanim zaczęliśmy zdjęcia. Najpierw Franco przyjeżdżał do Krakowa, czasem ja jeździłam do Łodzi - rozmawialiśmy dużo na temat scenariusza" - powiedziała Cieślak.

"Na dwa tygodnie przed zdjęciami pojechałam do Łodzi i taką teatralną metodą - gdzie się wychodzi na scenę i próbuje bez publiczności - zaczęliśmy próby bez kamery" - dodała Cieślak.

Młoda aktorka wspomniała też, że bardzo pomogła jej decyzja de Peny, by zdjęcia do "Masz na imię Justine" powstawały chronologicznie. W ten sposób łatwiej było Cieślak wejść emocjonalnie w rolę.

W obrazie wystąpili też znani zachodni aktorzy: pierwszoplanową postać Niko odgrywa znany z "Funny games" Michaela Haneke Arno Frisch, natomiast w epizodycznej roli w wujka Gorana pojawił się etatowy aktor Jean-Pierre Jeuneta - Dominique Pinon ("Miasto zaginionych dzieci", "Bardzo długie zaręczyny").

O tym ostatnim de Pena powiedział, że to wzór profesjonalisty.

"Był świetny. Jeden z najlepszych na planie. Przychodzi na plan punktualnie o siódmej, nie truje dupy, nie pyta : czy tak, czy siak..., poprosi o kawę i siada sobie w kąciku i powtarza dialogi" - powiedział de Pena.

Twórcy zdradzili też, że film będzie niedługo pokazywany w leżących przy granicy polsko-niemieckiej miasteczkach. Zdecydowanie największe zainteresowanie "Masz na imię Justine" wzbudza właśnie w miejscach, których bezpośrednio dotyczy problem handlu kobietami.

"Pokazywaliśmy już ten film w trzech państwach, które stanowią taki trójkąt handlu kobietami, czyli w Indiach, Bangladeszu i Tajlandii. W Indiach akurat braliśmy udział w przeglądzie, gdzie była prezentowana retrospektywa filmów Almodovara. Podszedł do mnie i powiedział: Twój film jest tu popularniejszy od moich" - zakończył twórca "Masz na imię Justine", który na spotkaniu miał na sobie marynarkę własnego projektu, którą sprawił sobie 12 lat temu, po zdobyciu nagrody na krakowskim Festiwalu Filmów Krótkometrażowych (dziś Krakowski Festiwal Filmowy).

"Czułem, że powinienem ją dzisiaj włożyć" - dodał de Pena.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Almodovar | imiona | Anna Cieślak | Blur | aktorka | franco | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy