Reklama

Zawsze trafia w sedno

Adam Sztaba jest zawodowcem. Swój pierwszy musical stworzył mając 17 lat. Pracował z największymi gwiazdami w naszym kraju.

"Kurier TV": W tej edycji podnieśliście poprzeczkę. Na kogo stawiacie? Kto was irytuje?

Adam Sztaba: - Ta edycja jest głównie folkowometalowa. To reakcja na poprzednie programy, w których pokazały się fantastyczne zespoły grające taką muzykę. To nas cieszy. Krytyka w niektórych przypadkach jest nieunikniona, bo jury składa się z samych profesjonalistów, którzy oceniają bardzo kompleksowo. Nie jesteśmy tu po to, by robić komuś fałszywe nadzieje. To by było nieuczciwe.

Czym nowi uczestnicy zaskoczyli?

- Zobaczyliśmy dwa lub trzy zespoły, które nas powaliły, bo były zupełnie wywrotowe. Widać było po wykonawcach, że kochają muzykę i potrafią się nią bawić. Ich występy można porównać do działań znakomitej brytyjskiej grupy Monty Python. To coś zupełnie nowego na rynku muzycznym. Mimo że jestem dyrygentem, a to zawód z natury poważny, to niezmiernie cenię taką niesztampową sztukę.

Reklama

Czy łatwo jest zostać gwiazdą?

- Rozmawiałem na ten temat ze starszymi kolegami: Korą, Marylą Rodowicz, Krzysztofem Krawczykiem. Wszyscy zgodnie twierdzą, że nie chcieliby zaczynać kariery w obecnych czasach. Teraz jest taka konkurencja, że słuchacze nie wiedzą, co mają wybrać.

- Najprostszym, ale zdradliwym sposobem, by zwrócić na siebie uwagę, jest skandal. Z tego wiele osób korzysta, eliminując tym samym inne wartościowe propozycje. Najlepiej, aby artysta był barwny, ale żeby nie stała za tym płycizna. To się zdarza. Mamy przykłady w postaci Marii Peszek czy Gaby Kulki.

Jak się pracuje z barwnym artystą? Nie stwarza problemów?

- Głównym problemem takich jednostek jest to, że są często nadwrażliwe. Inaczej odbierają świat, bardziej się wszystkim przejmują, często reagują depresyjnie, miewają swoje przyzwyczajenia. Miałem przyjemność pracować kilka lat temu z Violettą Villas przy jednym z jej ostatnich koncertów. Zdziwiło mnie, że była aż tak kontaktowa.

- Pamiętam zabawny epizod, kiedy pani Violetta zeszła ze sceny w trakcie próby, nie zważając na to, że jej utwór się jeszcze nie skończył. Okazało się, że było to celowe zachowanie. Po prostu wybiła godz. 16:00. Zostały trzy godziny do koncertu, a ona zawsze musiała mieć dokładnie tyle czasu na odpoczynek i nic nie mogło tego zmienić.

Nie są to zwykłe dziwactwa?

- To jest raczej takie artystyczne obłąkanie, specyficzne odbieranie świata. Jeżeli artyści nie trafią na odpowiednich ludzi na swojej drodze, kończą tak nieszczęśliwie jak Violetta Villas. Zawód gwiazdy estrady jest niezwykle trudny i wiąże się z ogromnym ryzykiem narażania własnej wrażliwości.

Z Adamem Sztabą rozmawiała Monika Pawłowska.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

Kurier TV
Dowiedz się więcej na temat: Adam Sztaba
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy