Reklama

Witold Pyrkosz: Trzeba być pantoflarzem!

Jest dumny z tego, że w Wigilię skończy 85 lat. I że, wbrew metryce, tryska energią jak 18-latek. Bo wciąż ma apetyt na życie. Wilczy apetyt.

Przyznaje, że nie jest wylewny w okazywaniu uczuć. Ale jego najbliżsi - żona, syn, córka i piątka wnuczek - nigdy nie mieli wątpliwości, że są bardzo kochani. Dla Witolda Pyrkosza rodzina jest ostoją i największą życiową satysfakcją. Właśnie teraz, w nadchodzące święta, wśród swoich najbliższych będzie wchodził w 86. już rok swego życia.

Widzę, że z pana jest prawdziwy babski król. Ma pan pięć wnuczek...

Witold Pyrkosz: - Tak. I żadnego wnuka... Bardzo nad tym boleję. Bo wnuczek to nazwisko. Powinien ktoś to spełnić. Mam syna, obowiązek spoczywa na nim.

Reklama

Ale syn ma dwie córki.

- Marysię i Zosię. No i jest już wdowcem. Więc nie wiem, jak będzie z tym nazwiskiem. Moja córka co prawda nazywa się Katarzyna Pyrkosz-Wilczyńska... Cwaniara. Zachowała sobie nazwisko panieńskie i dzięki temu parę mandatów uratowała. Słyszy tylko: "Pani jest córką pana Pyrkosza? No tak. No dobrze, dobrze, tylko niech pani uważa, bo na drugi raz to..." i tak dalej, i tak dalej. Ale córka ma trzy córki: bliźniaczki Kaję i Kamilę oraz Karolinę. One już jednak mają nazwisko Wilczyńska.

Karolina to najstarsza pana wnuczka?

- Tak. W przyszłym roku wychodzi za mąż.

Widzę dumę na twarzy dziadka. Ale taka uroczystość oznacza wydatki.

- A ile jest załatwiania! Salę bankietową trzeba zamawiać dwa lata wcześniej. Na szczęście już to jest zrobione i zadatek dany. Ślub będzie w Konstancinie. Ale to nie do mnie należy dbanie o takie sprawy.

Ale jakiś prezent trzeba przecież dać.

- Teraz to kopertę się daje. A ja może jakiś samochodzik dorzucę.

Podoba się panu wybranek wnuczki?

- To wnuczce ma się podobać. Ale wiem, że to jest miłość. I przyznam się, że... no podoba się. Jest najrozsądniejszy z tych, którzy starali się o jej rękę. Jeden był sportowcem, a drugi z kolei zapalonym wędkarzem. A ponieważ ja kiedyś dużo wędkowałem i miałem niemałą kolekcję sprzętu, to dawałem mu swoją najlepszą wędkę. I okazało się, że moja wnuczka go nie chciała. I ja wędki już nigdy nie zobaczyłem.

Wnuczki chyba po panu mają szczęście w życiu. Bo pan wydaje się w czepku urodzony.

- No tak, to prawda, bo ja całe życie miałem szczęście. Ale 50 lat temu, gdy przysiadłem się do pewnej pięknej kobiety w restauracji hotelu Francuski w Krakowie, ono mnie na chwilę opuściło. Ożeniłem się... Ale poważnie mówiąc - trafiłem idealnie.

Pan zawsze lubił wino, kobiety i śpiew... i mówił o tym otwarcie. Jak taki zabawowy facet wytrzymał z jedną kobietą tyle lat?

- Trzeba być pantoflarzem! "Tak, kochanie", "Masz rację, kochanie", "Oczywiście, kochanie". Te słowa załatwiają wszystko!

MW

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych programów i seriali! Kliknij i sprawdź!

Świat & Ludzie
Dowiedz się więcej na temat: Witold Pyrkosz | pantoflarz | Pyrkosz
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy