Reklama

Tomasz Sekielski nie ryzykuje bez potrzeby

Tomasz Sekielski zdradza , co jest dla niego ważne i czym się kieruje, przygotowując kolejne odcinki programu "Po prostu". Opowiada również o rodzinie i o tym, jak spędzi Boże Narodzenie.

Co decyduje o wyborze tematów do pana programu?

Tomasz Sekielski: - Szukam spraw ważnych, ciekawych, opisujących współczesność. Świat jest interesujący i tak wiele rzeczy się dzieje, że mam raczej problem z nadmiarem tematów niż ich brakiem. Niestety, ograniczenia czasowe i produkcyjne nie pozwalają na realizowanie wszystkich pomysłów. Razem z moim zespołem pracujemy w ekspresowym tempie, ale nie da się robić więcej, niż dwa programy w miesiącu.

Przebywa pan teraz na Ukrainie. Co się tam dzieje?

- To, co zobaczyłem na Wschodzie, jest wstrząsające. Trwa regularna wojna, ostrzeliwane są miasta, codziennie giną ludzie. Donieck wygląda jak wymarły. Po kilku dniach pobytu przyzwyczaiłem się, że ulice są opustoszałe, ale i tak robiło to dziwne wrażenie. Ludzie żyją w strachu i złości. Nie chodzi tylko o zagrożenie związane z toczonymi w okolicy walkami. Nie działają tam banki - nie można pójść do bankomatu i wypłacić pieniędzy. Wstrzymane są wypłaty rent i emerytur, wiele osób nie dostaje pensji.

Reklama

Wkrótce wyjeżdża pan do Meksyku. Jaki jest cel tej podróży?

- To kraj ogarnięty wojną, jaką toczą ze sobą kartele narkotykowe. Przy nich polska mafia to przedszkolaki. W Meksyku panuje gigantyczna korupcja, a wielu polityków i tzw. stróżów prawa współpracuje z przestępcami. Cały świat był wstrząśnięty informacją o zaginięciu 43 studentów, którzy protestowali przeciwko lokalnym władzom w stanie Guerrero. Spotkam się z rodzinami zamordowanych, będę rozmawiał z osobami, które walczą z gangami. Myślę, że powstanie z tego ciekawy program.

Czy jadąc w miejsce konfliktu zbrojnego, nie boi się pan? Jak reaguje rodzina?

- Staram się na siebie uważać i niepotrzebnie nie ryzykuję. Nie ma takiego materiału, który wart byłby życia. Oczywiście moi najbliżsi martwią się, gdy jadę gdzieś, gdzie jest niebezpiecznie, ale przyzwyczaili się już, że taka jest moja praca.

Który wyjazd utkwił panu w pamięci?

- Każda z historii jest inna i trudno je porównywać. Długo będę pamiętał materiał, który zrobiłem na kijowskim Majdanie w dniu, gdy snajperzy strzelali do cywilów. W pamięci utkwiły mi również prace nad reportażem o niemieckich zbrodniarzach wojennych, którzy robili kariery w powojennych Niemczech. Byli szanowanymi obywatelami, choć mieli na rękach krew tysięcy osób. I oczywiście program o zestrzelonym malezyjskim Boeingu, rozmowy z bliskimi ofiar tej tragedii były trudne i emocjonalne. Matka, która mówi, że nie może pochować syna, bo na razie odnaleziono tylko jego stopę...

Iloma językami pan włada?

- Angielskim i rosyjskim. Chciałbym nauczyć się hiszpańskiego, ale wciąż nie mam czasu.

Wkrótce Boże Narodzenie. Spędzi je pan w domu?

- Oczywiście, w przeciwnym razie moja żona by mnie zabiła. A tak zupełnie serio, nie wyobrażam sobie, by w święta nie być z Anią i dzieciakami. Mimo że dużo jeżdżę po świecie, a może właśnie dlatego, bardzo chętnie spędzam czas w domu z rodziną.

Pańskie ulubione potrawy wigilijne? Gotuje pan sam?

- Gotuję, ale nie na Boże Narodzenie. Tradycyjne potrawy to nie jest moja domena, wolę tworzyć, wymyślać. Gdy pewnego razu zaserwowałem okonia nilowego zamiast karpia, nie wszyscy przyjęli to dobrze. Od tamtej pory w święta nie gotuję. Co do ulubionych wigilijnych potraw, to jest to sałatka ze śledzi i buraków żony, kapusta postna mojej mamy i pierogi teściów.

Czego by pan sobie i innym życzył?

- Byśmy umieli cieszyć się z tego, co mamy, byśmy mniej narzekali i byli dla siebie milsi.

Rozmawiała Monika Ustrzycka.

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy