Reklama

Steczkowska: Zmieniono mi nos!

"W obiektywie Justyny Steczkowskiej" - to program, w którym znana polska piosenkarka odkrywa za sprawą fotografii piękno kobiet. Tych zwykłych, ale zarazem niezwykłych pań. Dzięki swojej wrażliwości i pomocy specjalistów od makijażu i stylizacji, eksponuje kobiecość i wyjątkowość bohaterek programu emitowanego na antenie Polsat Cafe.

PAP Life: Od pewnego czasu obserwujemy panią w zupełnie innej roli. Czym dla Justyny Steczkowskiej jest fotografia?

Justyna Steczkowska: - To moja pasja, ale nie tak silna jak muzyka. Zawsze lubiłam robić zdjęcia. Zaczęło się to dziesięć lat temu, po ośmiu latach postanowiłam zająć się tym bardziej profesjonalnie. Nie czuję się jednak superprofesjonalnym fotografem. Postrzegam siebie raczej jako osobę, która potrafi złapać te ulotne chwile szczęścia, zostawić je na taśmie i sprawić komuś przyjemność. Po to stworzyłam program 'W obiektywie Justyny Steczkowskiej', żeby pokazać kobietom, że można wiele rzeczy zmienić, patrząc na siebie w zupełnie inny sposób.

Reklama

Czy między fotografią i muzyką istnieje jakiś wspólny mianownik?

- Muzyka to muzyka, fotografia to fotografia - to dwie różne rzeczy. Mimo że są to dziedziny artystyczne, jednak w żaden sposób nie są powiązane. No, może tylko tym, że dobra fotografia może komuś dać szczęście, spowodować u kogoś dobre samopoczucie, podobnie jak muzyka.

Czy w dobie Photoshopa możemy mówić o pięknie naturalnym?

- Trudno jest nie używać Photoshopa, kiedy robi się duże powiększenia, tak jak to robimy w programie, w wypadku zdjęć drukowanych w formacie B2. W dużym powiększeniu, skóra, pory na skórze, niezależnie ile kto ma lat, będą widoczne i te minimalne rzeczy trzeba zmienić, po to żeby panie wyglądały naturalnie. Wtedy owszem, korzystamy z pomocy grafika. Jednak nie staramy się z 60-letniej kobiety zrobić dwudziestolatki. Nie o to chodzi. Każdy wiek jest piękny, każdy wiek ma swoje prawa, nie zmieniamy na siłę twarzy. Ja sama tego nie lubię.

Brała pani udział w wielu sesjach, czy bywały momenty, że z trudem rozpoznawała pani siebie na zdjęciach?

- Pamiętam dwie takie sesje, gdzie zupełnie zmieniono mój nos. Ja wiem, że on jest brzydki, ale to jest jednak mój nos. Bardzo się zdenerwowałam i poprosiłam, aby nie robili takich rzeczy. Nie chcę aż tak przekłamanej formy tego, jak wyglądam w rzeczywistości. Jestem muzykiem i nie chcę wyglądać jak lalka. Moje zmarszczki, mój nos, moje usta - to jest mój charakter, to jestem ja. Takie drastyczne zmiany nie są dobre. Chcę, żeby ktoś dostrzegał we mnie artystę, nie kobietę z Photoshopa. Owszem w programie używamy Photoshopa, ale wszystko ma swoje granice, nie robimy czegoś abstrakcyjnego, gdzie kobieta nie jest do siebie podobna.

Jak reagują kobiety, kiedy widzą swój odmieniony wizerunek?

- Fantastycznie. W programie leje się dużo łez, szczerych łez. Dla nas jest to również wzruszające. Przychodzi do nas kobieta z dużym bagażem doświadczeń, zmęczona życiem, zniechęcona, porzucona przez męża lub bita. One nie wierzą, że są piękne.

- Później dostrzegają to piękno w obiektywie. Potrzeba tylko trochę uwagi, czasu, który ktoś poświęci takiej kobiecie - zrobi świetny makijaż, uczesze włosy, pięknie ubierze i sfotografuje. Uczymy ich makijażu, rozmawiamy z nimi - to jest taka psychoterapia. To trwa dzień.

- Jednak kiedy po dwóch tygodniach spotykamy się na wystawie i panie po raz pierwszy mogą zobaczyć swoje zdjęcia, są szczerze wzruszone i zaskoczone. Widzą jak niewiele potrzeba. To jest pierwszy krok, później o od nich zależy, czy z małej iskierki, którą im dajemy, będzie wielki czy mały ogień. Dajemy kopa, małą iskierkę nadziei, że może być inaczej.

Chcesz obejrzeć swój ulubiony serial, film, teleturniej? Sprawdź nasz program telewizyjny - mamy na liście aż 193 stacje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Justyna Steczkowska | nosze | piękno | fotografia | muzyka
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy