Reklama

Scenarzyści są pod moim wpływem

Laureatka nagrody Emmy, nominowana do Złotego Globu, należy do hollywoodzkich sław. Christine Baranski, znana z ról w serialach "Żona idealna", "Teoria wielkiego podrywu" i przeboju kinowego "Mamma Mia!", pielęgnuje pamięć o polskich korzeniach rodziny.

Mówi pani po polsku?

- Sporo rozumiem i dosyć dobrze wymawiam niektóre słowa i zwroty. Mój brat płynnie mówił po polsku, bo rodzice wychowywali go w tym języku. Doszło do tego, że kiedy poszedł do przedszkola, nie znał wystarczająco dobrze angielskiego. Rodzice byli tym tak zaniepokojeni, że do mnie mówili wyłącznie po angielsku. Bardzo tego żałuję.

Mogłaby pani opowiedzieć o "Żonie idealnej" tym Czytelnikom, którzy nie widzieli do tej pory serialu?

- Akcja rozpoczyna się konferencją prasową, podczas której dowiadujemy się, że prokurator po seks-skandalu z jego udziałem, rezygnuje ze stanowiska. Obok niego stoi jego żona, która po zakończonej konferencji policzkuje męża. Jest zdruzgotana ostatnimi wydarzeniami. Serial pokazuje jej dalsze życie i cenę, jaką płaci za małżeństwo z mężczyzną, który ją zdradził. Po tych zdarzeniach para pozostaje w separacji, a Alicia wraca do pracy w swoim zawodzie - adwokata. Studiowała prawo, jednak nie zaangażowała się zawodowo, tylko poświęciła się wychowaniu dzieci. Przez lata żyła w cieniu męża, który upokorzył ją i zdradził, a potem musi sama wywalczyć sobie miejsce w życiu.

Reklama

Na swojej drodze spotyka kobietę, która znakomice radzi sobie w zdominowanym przez mężczyzn świecie amerykanskich prawników. Jest pani podobna do swojej bohaterki, Diane Lockart?

- Wydaje mi się, że tak. Ona jest bardzo stanowcza, jeśli chodzi o etykę pracy i ma poczucie humoru. Lubi się śmiać, tak jak ja. Wydaje mi się, że scenarzyści są nieco pod moim wpływem. Nie jestem osobą, którą łatwo zastraszyć, ale mogę taką zagrać. Cieszę się, że w filmie i telewizji pojawiają się silne kobiety, które są na odpowiedzialnych stanowiskach, nie będąc osobami złośliwymi czy pełnymi żalu i pretensji do całego świata. Są po prostu silne. Realizują się na równi z mężczyznami, są ambitne, dokonują życiowych wyborów.

Uważa pani, że mogłaby żyć tak, jak ona?

- Myślę, że tak. Kiedy dorastałam, chodziłam do szkoły katolickiej. Może nie byłam wtedy "królową balu", ale to ja organizowałam wszystko! I chociaż nie byłam świetna w softballu, zostałam kapitanem drużyny. Byłam osobą, do której wszyscy przychodzili, jeśli trzeba było coś zorganizować. Zawsze byłam na przedzie klasy. To było bardzo fajne uczucie.

Pani kariera jest bardzo bogata.

- Wiem! To jest naprawdę wspaniałe! Przez tyle lat udało mi się zrobić tak wiele różnych rzeczy. Ludzie na ulicy zatrzymują mnie, a ja nie jestem pewna, czy mnie pamiętają z "Żony idealnej", "Teorii wielkiego podrywu" czy "Mamma Mia".

Kto miał wpływ na to, że pani, córka dziennikarza i wydawcy prasy polonijnej, została aktorką?

- Przede wszystkim moja babcia. Miała na imię Janina. Była aktorką. Miała niezwykle ekspresyjną osobowość. Wydaje mi się, że to właśnie dzięki niej zostałam aktorką. Była bardzo hojna w okazywaniu najróżniejszych emocji.

Rozmawiała Sophie Roth

Serial "Żona idealna" można oglądać w środowe wieczory na kanale Universal.

Tele Tydzień
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy