Reklama

Rosnowska: Nie jestem taka jak Julia

- Szkoła teatralna zniechęca nas do gry w serialach - opowiada odtwórczyni tytułowej roli w popularnym serialu telewizji TVN Julia Rosnowska.

Od której jesteś dzisiaj na nogach?

Julia Rosnowska: - Od 6:30. Gdy mam dzień zdjęciowy, muszę wstawać o bardzo wczesnych godzinach. Musiałam się do tego przyzwyczaić, bo jestem raczej nocnym markiem.

Słyszałem, że jesteś łasuchem. Jaki jest twój ulubiony zestaw śniadaniowy?

- Rzeczywiście, bardzo lubię jeść. Wymarzony zestaw śniadaniowy? Raczej nie płatki, bo z mlekiem jestem trochę na bakier. Chętniej zjadłabym jajecznicę z szyneczką i cebulką. To jest mój śniadaniowy hit. Nie pogardziłabym też sokiem ze świeżo wyciskanych pomarańczy oraz croissantem z czekoladą. Skusiłaby mnie jeszcze sałatka owocowa. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać.

Reklama

Jesteś ulubienicą kucharzy?

- Chyba tak. W ogóle kucharze pracujący na planie są wspaniali i spełniają nasze wszystkie zachcianki.

Zdarzyło ci się, że przygotowałaś coś smacznego w domu i przyniosłaś to później na plan?

- Zrobiłam kiedyś dla nas muffinki. Nie pamiętam, czy mi wtedy wyszły (śmiech).

Jak jest z twoim studiowaniem? W październiku zaczął się rok akademicki i może być ci trudno, by połączyć naukę z pracą.

- Najgorzej było rok temu - od października do stycznia. Poza świętami Bożego Narodzenia nie miałam prawie żadnego dnia wolnego. Oprócz gry w serialu pod koniec I semestru ubiegłego roku akademickiego występowałam też w teatrze telewizji. Jak na złość, gdy znalazłam w końcu dzień, by pojechać do szkoły, okazało się, że nie miałam zajęć. Musiałam wziąć półroczny urlop dziekański, bo inaczej nie dałabym rady. Teraz od października mam indywidualny tok nauczania.

Jak zareagowali twoi szkolni znajomi na wiadomość, że będziesz występować w serialu?

- Większość z nich mówiła, że nie wzięłaby takiej roli. Jak się później okazało, nie byli szczerzy, bo grają teraz epizody w produkcjach telewizyjnych. Szkoła teatralna zniechęca nas do seriali. Jednak i tak później wszyscy do nich trafiamy. Tam możemy uprawiać nasz zawód i zarabiać pieniądze.

- Inne podejście mieli moi znajomi spoza szkoły. Oni bardzo mi gratulowali i ściskali za mnie kciuki. Przesyłali mi śmieszne zdjęcia, jak stoją przy bilbordach z moją podobizną. Jeden z takich plakatów wisiał koło mojego domu. Kiedy ruszyła kampania promująca 'Julię', mój brat skarżył się, że wręcz wyskakuję z lodówki.

Pochodzisz z filmowej rodziny. Twoja mama jest aktorką, a tata scenarzystą i producentem. Czy twoje rodzeństwo też poszło ich tropem.

- Moje starsze rodzeństwo - brat i siostra zarzekało się, że nie będzie pracować w branży filmowej. Stało się inaczej. Brat został producentem, a siostra scenarzystką.

Przejdźmy do tematyki seriali. Jak bardzo przypominasz swoją bohaterkę?

- Muszę zmartwić wszystkich fanów Julki, bo w ogóle nie jestem do niej podobna. Myślę jednak, że aktorsko jest to bardzo ciekawe, iż muszę odnaleźć się w postaci, która jest tak bardzo ode mnie odmienna. Gdybym znalazła się w sytuacjach takich jak Julia, reagowałabym zupełnie inaczej. Mało jest ludzi, którzy tak jak ona, po tylu kopniakach od życia, dalej są ufne. Uważam, że Julia powinna się ludziom bardziej postawić. Kolejna różnica - jestem zdecydowanie mniej płaczliwa. Gdy chodzi o wygląd, nie ubieram się tak dziewczęco.

W kolejnym sezonie serialu rozkwitnie uczucie między Jankiem i Julią. Będzie więcej romantyzmu, a co za tym idzie, pocałunków. Jak opanowałaś ten element warsztatu aktorskiego?

- Już się do niego przyzwyczaiłam. Kiedyś krępowało mnie, gdy musiałam całować się w obecności ekipy. Co ważne, nie peszy mnie już Krystian. Jestem mu bardzo wdzięczna, że przed ujęciem nie wcina śledzia, ani nie pali papierosów (śmiech). Raz, to ja zrobiłam mu psikusa. Kiedyś na noc przed ujęciem, by pokonać przeziębienie, poddałam się 'terapii czosnkowej'. Na szczęście, Krystian nie zgłaszał później skarg.

Ciekawi mnie, jaki komplement najczęściej słyszysz. Najbardziej zwróciłem uwagę na twoje oczy. Są takie duże i mają piękny niebieski odcień.

- Na planie mam nawet ksywkę związaną z moimi oczami. Wołają na mnie 'lemur'.

Rozmawiał Andrzej Grabarczuk (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama