Reklama

Przemysław Babiarz: Przede mną dużo pracy

Już po raz siódmy popularny komentator sportowy, laureat Telekamery "Tele Tygodnia" 2014 jedzie na igrzyska olimpijskie. Trzy razy był na letnich, trzy razy na zimowych zawodach. Jak ocenia szanse Polaków?

Które igrzyska olimpijskie do tej pory zrobiły na panu największe wrażenie?

Przemysław Babiarz: - Zawsze wszystko to, co pierwsze, szczególnie długo pozostaje w naszej pamięci. Dla mnie to igrzyska zimowe w Nagano w Japonii w 1998 roku. Choć sportowo dla Polski były nieudane, bo nie przywieźliśmy żadnego medalu, Adam Małysz zaś zajął 51. miejsce i nawet zastanawiał się, czy nie rzucić skoków. Pamiętam uroczystość otwarcia, której jednym z elementów był występ zawodników sumo. Temperatura blisko zera stopni, wiał zimny wiatr, wszyscy w grubych kurtkach, a oni goli.

Reklama

W czasie takich służbowych wyjazdów znajduje pan czas na zwiedzanie?

- Po zakończeniu zawodów jest zwykle jeden luźniejszy dzień, można wtedy coś zaplanować. Na przykład w Pekinie pojechaliśmy z przewodnikiem zobaczyć chiński mur.

Przywozi pan prezenty dla rodziny?

- Zawsze staram się kupić jakieś pamiątki dla żony i dzieci, choć są już dorosłe, dla mamy i teściowej. Z Vancouver to były figurki wyrzeźbione z miejscowego kamienia oraz wyroby ręcznie robione przez Indian z pobliskich rezerwatów. Z Chin przywiozłem kilka różnych nakryć głowy. W Pekinie w domach towarowych można się było targować, wszyscy sporo kupili i ja też. A że miałem dużą podróżną torbę, wiele rzeczy się zmieściło. Potem na lotnisku okazało się, że miałem 12 kilogramów nadbagażu, więc musiałem zapłacić 300 dolarów. Wyszedłem na tych zakupach jak Zabłocki na mydle.

Ile medali przywieziemy z Soczi?

- Mówiąc o szansach, rozróżniłbym dwie kategorie: gdy nasz sportowiec jest faworytem, jak Justyna Kowalczyk na 10 km klasykiem, i gdy jest kandydatem do podium, jak na przykład Kamil Stoch w skokach narciarskich czy nasze łyżwiarki szybkie. Myślę, że możemy marzyć o 3-4 medalach. Jeśli tyle zdobędziemy, to będzie dobry wynik.

W czasie igrzysk ma pan czas na swoją pasję, czyli bieganie?

- Tym razem będę miał bardzo dużo pracy, komentuję biegi narciarskie i łyżwiarstwo figurowe oraz uroczystość otwarcia i zamknięcia igrzysk. Zaległości nadrobię po powrocie, biegając po Lesie Kabackim w Warszawie. Staram się zachować dobrą formę, by wystarczyło mi energii i na pracę, i na rodzinę. Nie biję żadnych rekordów i nie ścigam się z czasem. Długi bieg w lesie pozwala mi wsłuchać się w siebie.

Gdzie pan najlepiej odpoczywa?

- W moich rodzinnych stronach. Często wracam do Przemyśla, czyli Pogórza Przemysko-Dynowskiego. Przynajmniej raz w roku wchodzę na jakiś bieszczadzki szczyt. To są góry wielkiej urody, bo odkryte, roztaczają się z nich przepiękne widoki. Właśnie tam buduję dom na wzgórzu, by cieszyć oko rozległą przestrzenią. To będzie mój prawdziwy azyl.

Rozmawiała Ewa Modrzejewska.

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Kurier TV
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy